Sisi wiecznie młoda... – wystawa w Berlinie
Austriacki przemysł turystyczny wyciska cesarzową Elżbietę jak cytrynę. Każdego roku nieszczęśliwa małżonka Franciszka Józefa przynosi Austrii milionowe zyski. W tym roku będzie tak samo.
Turyści ruszą do Wiednia nie tylko po to, by słuchać walców Straussa i zajadać się słynnym czekoladowym Tortem Sachera. Dla wielu z nich bowiem odwiedzić Wiedeń i nie zobaczyć śladów Sisi, to tak jak być w Rzymie i nie widzieć papieża. Jeśli jednak komuś do stolicy Austrii nie po drodze, to niech zajrzy teraz do Berlina. Sisi już tam jest!
Za każdym razem, gdy oglądam kolejną wystawę poświęconą nieszczęśliwej małżonce Franciszka Józefa, zastanawiam się, co można jeszcze wycisnąć z tej zwietrzałej i ogranej historii? Na temat cesarzowej Elżbiety powstały tysiące książek, nakręcono dziesiątki filmów (w tym najsłynniejszy z Romy Schneider), napisano setki artykułów. Zdaje się, że odkryto już wszystkie jej tajemnice i prześwietlono każdy dzień życia.
Sisi funkcjonuje w kulturze masowej podobnie jak księżna Diana. Bogata, ale nieszczęśliwa w małżeństwie, matka odsuwana od własnych dzieci przez rodzinę, piękna i niezależna kobieta tłamszona przez zawistną i starzejąca się teściową. I w końcu obie kobiety połączyła tragiczna i niestety banalna śmierć. Diana zginęła w wypadku samochodowym w Paryżu w 1997 roku, a Sisi prawie sto lat wcześniej zadźgana pilnikiem przez włoskiego anarchistę w momencie, gdy wsiadała na statek w Genewie.
Najnowsza wystawa poświęcona Elżbiecie i prezentowana w berlińskim zamku Britz to typowa turystyczna atrakcja na wakacje. Ekspozycja jest niewielka, kilka oryginalnych przedmiotów zastąpiły kopie, a komentarz naukowy ograniczono do minimum. Całość zwiedza się szybko, łatwo i dość przyjemnie. Sam zameczek, a właściwie willa miejska, w której zachowały się oryginalne wnętrza z końca XIX wieku, stanowi dodatkową atrakcję tej wystawy.
Wbrew pozorom organizatorom udało się jednak to, czego próżno szukać na innych ekspozycjach poświęconych cesarzowej. Pokazano ją jako kobietę – jakkolwiek makabrycznie by to zabrzmiało – „z krwi i kości”. Położono nacisk na jej fizyczność. Dzięki zachowanej koszuli nocnej z delikatnej bawełny widzimy, że cesarzowa była (jak na tamte czasy) kobietą dość wysoką (ok.176cm wzrostu), ale drobną, o wąskich ramionach i talii osy. To samo zauważyć można dzięki delikatnej sukni z kremowej krepy czy toalecie z czarnej tafty i koronek. Jej rękawiczki są drobne, a wachlarze ogromne, by mogła za nimi ukrywać coraz bardziej zaokrągloną i pomarszczoną twarz. Cesarzowa lubiła bowiem słodycze, a kandyzowane fiołki należały do jej ulubionych łakoci. Do tej pory zachowały się resztki scukrzonych cukierków w starej puszce oraz rachunki od cukierników.
Największą chlubą Sisi były jej legendarne kasztanowe włosy. Na wystawie zrekonstruowane zostały na manekinie, na podstawie słynnego portretu F.X. Winterhaltera. Peruka robi piorunujące wrażenie: piękne pukle spadają kaskadami prawie do pasa. Sisi na pielęgnację włosów poświęcała prawie 3 godziny dziennie. Natomiast raz na 2 tygodnie włosy myła w specjalnej miksturze z koniaku i surowych jajek oraz nacierała lawendą. Na starość farbowała je przy pomocy wyciągu z kasztanów i indygo.
Podobnie starannie dbała o twarz i dekolt. Dziś, w dobie kremów przeciwzmarszczkowych, jej zabiegi wydają się nam nieco śmieszne. W tamtych czasach uchodziły jednak za szalenie nowoczesne. Dworska apteka przygotowywała dla cesarzowej trzy rodzaje kremów. Wszystkie dziś można wypróbować na własnej twarzy, ponieważ odtworzono je na podstawie starych receptur na użytek berlińskiej wystawy.
Krem na lato, czyli „Cold cream”, to mieszanka białego wosku, olejku migdałowego, wody różanej i oleju spermacetowego. Krem na zimne dni, czyli „Creme Celeste” to mieszanina białego wosku, gliceryny, olejku migdałowego i podobnie jak wyżej „spermacetu”. Natomiast krem „New Wilsoni Salve” z dużą ilością cynku to odpowiednik dzisiejszych filtrów na słońce.
Składnikiem wszystkich kremów używanych przez cesarzową był wspomniany olej spermacetowy – rodzaj półpłynnej substancji występującej w olbrzymim zbiorniku nad prawym przewodem nosowym kaszalota. Niejeden wieloryb stracił życie, by Sisi mogła zachować swą urodę. Na wiele się to jednak nie zdało. Cesarzowa nie potrafiła poradzić sobie z upływem czasu. Nie pomogły wymyślne kosmetyki i drakońskie diety. Pod koniec życia Elżbieta nie pozwalała się fotografować. W pamięci potomnych chciała pozostać młoda i piękna, jak na dworskich portretach.
Wystawa: „Sisi. Mythos und Wahrheit”, Zamek Britz, Berlin. Czynna do 3 października 2011.
(mk/sr)