"Ssak przystawiony do dziewiczych piersiątek", czyli jak celebrytki chcą promować karmienie piersią, ale im nie wychodzi

"Ssak przystawiony do dziewiczych piersiątek", czyli jak celebrytki chcą promować karmienie piersią, ale im nie wychodzi

"Ssak przystawiony do dziewiczych piersiątek", czyli jak celebrytki chcą promować karmienie piersią, ale im nie wychodzi
Źródło zdjęć: © 123RF | Evgeny Atamanenko
07.08.2018 16:52, aktualizacja: 07.08.2018 21:05

Drogie celebrytki, influencerki, instamatki, którym firmy produkujące elektryczne laktatory gwarantują wynagrodzenie za umieszczanie w sieci zdjęć nagiej piersi w czasie karmienia niemowlęcia... Rozumiem, że wasze zdjęcia i szczegółowe opisy profitów płynących z karmienia piersią mają służyć propagowaniu idei karmienia piersią. Ale czy naprawdę nie stać was na więcej?

Może zechciałybyście wyjść poza wasze, znane nam z pięknych zdjęć na Instagramie, światy i sprawdzić, jak wyglądają porody w publicznych placówkach i na własnej skórze przekonać się, że poporodowa opieka laktacyjna najczęściej jest w nich fikcją? Że kobiety pozbawione są wsparcia, czy wręcz działaniami niektórych położnych zniechęcane do karmienia piersią?

Choć Światowy Tydzień Karmienia Piersią właśnie dobiegł końca, festiwal mlecznych coming outów gwiazd i ich zdjęć w czasie karmienia rozkręcił się na dobre. Użytkownicy Instagrama widzieli już karmiącą Natalię Siwiec, Annę Lewandowską, żonę Michała Żebrowskiego – Aleksandrę, Patrycję Sołtysik, która niestrudzenie przekonuje, że nawet karmienie kilkulatka jest w porządku i kobiety nie powinny się tego wstydzić, Maję Bohosiewicz i nawet Natalię Kukulską.

A Edyta Pazura, żona Cezarego postanowiła pójść o krok dalej. By się wyróżnić na tle gwiazd-zwolenniczek naturalnego karmienia, zdecydowała się wrzucić do sieci opis tego, jak "zaraz po porodzie, nie pytając jej o zdanie, przystawiono jej małego ssaka wielkości 3,4 kg do jej już nie małych, lecz zupełnie dziewiczych piersiątek". Dodała też, że niemowlę okazało się "pompą ssąco-tłoczącą", dla której to ona "musiała paliwo naprodukować". Swoją wypowiedź uzupełniła jeszcze o opis sutków "przypominających wyglądem posiekane mięsko na mielone".

Pominę infantylizację języka użytego przez celebrytkę, choć raczej nie sprzyja ona dyskusji na tak poważny przecież temat. Ale zastanawiam się, czemu mają służyć takie wpisy, posty i sesje zdjęciowe. Bo jeśli gwiazdy i blogerki parentingowe także, myślą, że właśnie dzięki ich nawoływaniom świeżo upieczone matki zrezygnują z mleka modyfikowanego, są w błędzie. Nie pomoże też tysiąc zdjęć przemoczonych mlekiem bluzek do karmienia wrzucanych przez lekarki święcące triumfy na Instagramie. Dlaczego? Bo nie wyobrażam sobie, by matka, której położne zohydziły karmienie piersią w szpitalu, pozbawiona pomocy doradczyni laktacyjnej, gdyż ze względu na koszty, na jej usługi mogą sobie pozwolić nieliczne, i targana skrajnymi emocjami, za które odpowiadają hormony, miała się złapać na tak ckliwe teksty o "oczach z wdzięcznością wpatrujących się w karmiącą". Na dodatek nastawione na liczbę lajków i zgadzającą się na koncie kasę za kampanię promujące okołolaktacyjne gadżety.

Drogie mamy!

Drogie instagramowe propagatorki matczynego mleka. Jeśli nie wiecie, jak spożytkować popularność w social mediach i rzeczywiście zrobić coś, by karmienie piersią było naturalnym (i przecież najzdrowszym dla dziecka)
odruchem, a nie koniecznością wymuszoną przez laktacyjne terrorystki z oddziałów położniczych, chętnie wam podpowiem.

Skrzyknijcie się i zapoczątkujcie kampanię, w ramach której promować będziecie ideę, by na każdym oddziale położniczym obecna i dostępna dla mam była doradczyni laktacyjna. Wiecie jak to wygląda dziś? Nawet jeśli doradczyni teoretycznie jest, to wystarczy że urodzisz w piątek wieczorem, a do poniedziałku nie doczekasz się nikogo, kto zechciałby cię przeprowadzić przez meandry karmienia piersią. A jeśli już któraś z położnych w odpowiedzi na twoje błagania o pomoc zechce ci jej udzielić, wiedz, że może to robić w najmniej komfortowym dla ciebie momencie. Nie bacząc na to, czy u pacjentki obok akurat jest pięciu gości, czy dziecko śpi i by cię szkolić zacznie je na siłę wybudzać. A na koniec, na oczach audytorium, zademonstruje swoją siłę wyciągając twoją obolałą pierś, nawet gdybyś w tym momencie bardzo tego nie chciała.

Zróbcie kampanię, w ramach której apelowałybyście do ginekologów-położników, by w czasie choć jednej z ciążowych wizyt poruszyli z przyszłą matką temat karmienia, a w zasadzie fizycznego i psychicznego przygotowania się do niego.

I w końcu, wykorzystajcie ten swój instagramowy autorytet i swoje motywacyjne hasła kierujcie także do rodzin młodych mam. By te bez przerwy nie zadawały ulubionego pytania każdej z jego adresatek w połogu: „karmisz”?

A gdy już porzucicie, choć na chwilę, zbijanie kapitału na matkach, nie rzadko w rozpaczy, a zacznieie działać, nie będziecie musiały poświęcać się dla dobra sprawy pozując w negliżu i "narażając" na zainteresowanie portali plotkarskich waszym biustem.

Zobacz także: USA ostro sprzeciwia się promowaniu naturalnej metody karmienia piersią

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl*

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (372)
Zobacz także