"To niemożliwe, żeby na wakacjach popełnić samobójstwo". Psycholog wyjaśnia
Kiedy znaleziono ciało zaginionej w Bułgarii 41-letniej Polki, która wyjechała na urlop, w sieci zrobiło się gorąco. Internauci nie wierzą we wstępne ustalenia śledczych, którzy przypuszczają samobójstwo. Wyrokują, że kobieta "nie wyjeżdżałaby na wakacje", gdyby miała depresję. Podobnie było w przypadku Magdy Żuk, Magdy J. i Marcina M.
Katarzyna Chudzik, Wirtualna Polska: Dlaczego reagujemy niedowierzaniem na możliwość popełnienia samobójstwa na wakacjach?
*Przemysław Staroń, psycholog i kulturoznawca: *A jak pani myśli?
*Sądzę, że taka osoba organizując wakacje, pakując się i jadąc, pokazuje, że ma siłę żyć. Nie jest człowiekiem, który leży i nie ma siły wyjść do sklepu. *
To wyobrażenie człowieka w depresji jako leżącego, osowiałego i niezdolnego do działania jest kluczowe. Ale są też inne przyczyny. Wakacje są uznawane za coś bardzo pozytywnego, najbardziej wyczekiwany moment w roku, dlatego ludzie nie rozumieją, że podczas urlopu można zrobić sobie krzywdę, skoro kojarzy się on ze szczęściem. Nie biorą też pod uwagę, że wolny czas może odsłonić w nas poczucie pustki. Czasem również podczas urlopu, może zdarzyć się coś, co człowieka popchnie do samobójstwa.
Może też być tak, że osoba, która podejmie decyzję o samobójstwie, paradoksalnie poczuje się lepiej, odzyska radość życia, będzie miała siłę jechać na te wakacje. Choćby po to, żeby zabić się w pięknym miejscu.
Dlaczego przed dokonaniem samobójstwa można być bardziej pobudzonym, aktywnym, w lepszym nastroju?
Filozof Emil Cioran stwierdził, że myśl o tym, że człowiek może popełnić samobójstwo, może być myślą podtrzymującą na duchu. Udowadniającą, że ostatecznie ma wpływ na sytuację, ma władzę, może sam to wszystko skończyć. Uspokajającą i radosną. Co wcale nie znaczy, że ma to zrobić.
Natomiast trudno znaleźć wytyczne, które będą pasować do każdej sytuacji. Często ludzie próbują wytłumaczyć, że jeśli ktoś chce popełnić samobójstwo, to na pewno nie będzie o tym mówił. Że jeśli ktoś o tym mówi, to tylko szuka atencji. A na to – i mówię to z całą mocą - naprawdę nie ma reguły, nie ma wzoru. Czasem ludzie dzielą się planem, czasem nie.
Jest jeszcze jedna ważna sprawa: jeśli ktoś zaczyna przyjmować leki antydepresyjne, to prawdopodobieństwo popełnienia samobójstwa na samym początku farmakoterapii jest wyższe niż przed rozpoczęciem ich zażywania. A to dlatego, że środki antydepresyjne najpierw przywracają siłę fizyczną, dopiero później poprawiają nastrój. Jeżeli ktoś jest w głębokiej depresji i leży w łóżku, to może nie mieć siły się zabić, ale jak zaczyna brać leki, przez pewien krótki czas to ryzyko jest podwyższone, a na każdej ulotce leku antydepresyjnego jest to wytłumaczone.
*Kilka lat temu Maria Peszek powiedziała, że chorowała na depresję leżąc na rajskiej wyspie. Ludzie, twierdzili, że nie ma prawa mieć depresji leżąc na hamaku. Bo inni mają gorzej. Stąd moje pytanie: czy dla osoby w depresji stanowi różnicę, czy leży w klitce w bloku czy w słońcu nad białym piaskiem? *
Po pierwsze: zachęcam do nieoceniania. Mamy z tym problem jako społeczeństwo. Przechodzimy do oceniania błyskawicznie.
Jeżeli coś się dzieje w naszym życiu, a my tego nie rozwiążemy, tylko wyjedziemy do ciepłych krajów, to problem wyjedzie z nami. Możemy się dzięki wyjazdowi zdystansować, spojrzeć na swoje życie z innej perspektywy. Pozytywne bodźce mogą sprawić, że polepszy nam się nastrój, natomiast problem zostaje. Zwłaszcza jeśli mamy do czynienia z anhedonią, czyli niemożnością cieszenia się. Człowiek żyje jak na kacu. Albo jakby miał grypę jelitową. Wokół fajnie, a czuje się fatalnie. Czy fajnie mieć grypę jelitową na rajskiej wyspie? Nie sądzę.
Jest takie zdanie, że lepiej płakać w nowym mercedesie niż w maluchu. I owszem – jest w tym dużo prawdy. No bo jeśli ktoś ma dużo pieniędzy i choruje na depresję, to kiedy już zdecyduje się na profesjonalną pomoc, nie będzie dla niego problemem udanie się do dobrego, prywatnego psychiatry i psychoterapeuty, jak najszybciej się da.
A czy powinno nas zaalarmować to, że osoba smutna ze zdiagnozowaną depresją nagle zmienia swoje zachowanie, sposób bycia całkowicie?
Zawsze powinno nas to zainteresować! Choć rzeczywiście w szczególności wtedy, kiedy ma zdiagnozowaną depresję. Środki antydepresyjne mogą nie tylko spowodować wzrost sił, ale również manię czy hipomanię. Człowiek ma wtedy wrażenie, że lata kilkanaście centymetrów nad ziemią. Jest pozbawiony racjonalnego osądu i może postępować bardzo nierozsądnie.
Gorzej, jeśli nie wiemy, czy człowiek ma depresję. To choroba, która bardzo się teraz po świecie rozprzestrzenia. Są prognozy, że niedługo to będzie główna choroba cywilizacyjna. A wiedza dotycząca depresji jest bardzo mała – a przede wszystkim kluczowe jest to, że depresja nie objawia się zawsze w jeden, konkretny sposób.
Dla wielu ludzi to po prostu ogromny smutek.
Może się objawiać smutkiem, ale też drażliwością, wściekłością, tendencją do agresywnych zachowań. Może się też objawiać nieczuciem niczego.
Niektórzy mogą być w depresji aktywni zawodowo, bo ich to trzyma przy życiu. Miałem kolegę, któremu zalecono urlop dziekański, kiedy chorował na depresję. Rzucił się wtedy z okna, bo to właśnie studia trzymały go przy życiu.
Czasem depresja pojawia się tylko na poziomie psychosomatycznym – tzw. depresja maskowana. Ktoś może być nieustannie zmęczony, mieć problemy z koncentracją, czy pamięcią.
Ale czuje się przy tym dobrze, jest zadowolony ze swojego życia?
Taka osoba może deklarować, że jest zadowolona ze swojego życia. Depresja maskowana może się ujawnić u osoby, która ma wyidealizowaną wersję samego siebie. Ma wyniesiony z domu rodzinnego skrypt, że jeśli człowiek ma dom, rodzinę i pracę, to wszystko jest w porządku. Taka osoba może gorąco w to wierzyć, wypierać, że cokolwiek jest nie tak. I jednocześnie chorować.
To najczęściej tyczy się osób, które są perfekcjonistami, dla których przyznanie się do słabości jest oznaką porażki. Mam znajomego, który wychował się w bardzo tradycyjnej rodzinie i mieszkał ze swoją narzeczoną. Kiedyś mi powiedział, że ma problem, bo nie wie, jak swojej narzeczonej komunikować, że np. kiepsko się czuje. Twierdził, że nie może tego zrobić, bo to jest niemęskie. Dopiero po wielu miesiącach zrozumiał, że prawdopodobnie ma depresję. Spowodowaną właśnie takim mindsetem. Bo depresja paradoksalnie może zaczynać się od rzeczy, które wcale z tą chorobą nie są kojarzone.
Pracuję w liceum i widzę, jak czasem nauczyciele utyskują na uczniów. Że olewają, nie przychodzą na zajęcia, nie chce im się. A ja wtedy pytam: a może któryś z tych uczniów ma depresję?
*Ciężko chyba odróżnić niechęć do szkoły i uczenia się od choroby. *
Bardzo! Wybitny filozof i psychiatra Victor Frankl mówił, że jeśli weźmiemy trzy bryły o tym samym promieniu: stożek, walec i kulę, i rzutujemy je na płaszczyznę (inaczej mówiąc, oświetlimy je z góry)
, to będziemy mieć trzy takie same kółka (cienie). Patrząc na jedną płaszczyznę, nie jesteśmy w stanie rozstrzygnąć, z której bryły pochodzi który cień. To wymaga spojrzenia z lotu ptaka. I tak samo jest z depresją.
W takiej sytuacji zawsze zalecam, żeby uczeń poszedł do lekarza rodzinnego i najpierw wykonał badania krwi. Raz okazało się, że chłopak miał po prostu chorą tarczycą. Ale w tym roku zachęciłem dwie osoby na badania, lekarz rodzinny przekierował do psychiatry i u obydwu zdiagnozowano właśnie depresję. Zaczęły brać – jak to one mówiły – "rainbow pills" czy "antydesperanty". I już po miesiącu widać było w nich zmianę, chęć do życia.
Wspomniał pan, że depresja jest coraz częstsza. To kwestia stresu i tempa życia?
Jak byłem na studiach, to uczono mnie, że depresja może mieć charakter endogenny i egzogenny. Depresja endogenna ma genezę biologiczną, a egzogenna jest reakcją na życiowe wydarzenia, np. przeżywanie straty i trudne przechodzenie żałoby.
Tymczasem w ciągu 10 lat świat się zmienił fundamentalnie, przecież dekadę temu nie było Facebooka! Mówienie o depresji bez tego kontekstu jest niemożliwe.
Żyjemy bardzo szybko i jesteśmy nieustannie atakowani taką ilością bodźców, do której nie jesteśmy przystosowani nawet ewolucyjnie. Żyjemy też w świecie miliona możliwości, które często wzajemnie się wykluczają. Młody człowiek wie, że np. w Sopocie jest milion klubów - i do którego ma pójść, skoro każdy kusi? Mamy świadomość ograniczonych funduszy, a tu jest tyle ciuchów w TK-Maxxie! Postmoderniści słusznie to nazwali, żyjemy w realiach płynnej nowoczesności, żyjemy w czasach upadku wielkich narracji, nie ma już spajającego wszystko sensu. Kiedyś główną wykładnią był Bóg, Kościół, religia. Dziś już jest nią tylko dla części osób, to już nie jest spoiwo dla całej cywilizacji Zachodu. Nie ma stałej przystani. To wszystko powoduje, że jesteśmy ludźmi żyjącymi w bardzo trudnych czasach.
I nasz organizm na to reaguje. A to wszystko wzmagają media społecznościowe, które generują w nas nieustanne porównywanie się, zwłaszcza na Instagramie, który bucha pięknem iluzorycznym.
Jak zatem wyleczyć depresję?
Ważne jest wsparcie bliskich, ale wyleczyć depresję można tylko dzięki profesjonalnej pomocy psychiatry i psychoterapeuty. Bez tego można wyjść z dołków, z naturalnych etapów np. przeżywania żałoby, ale nie z choroby, jaką jest depresja.
Czujesz, że jesteś w sytuacji bez wyjścia, masz myśli samobójcze, przeżywasz kryzys? Nie jesteś sam - zgłoś się po pomoc. Jeśli chcesz porozmawiać z psychologiem, dzwoń pod bezpłatny numer 800 70 2222 całodobowego Centrum Wsparcia dla osób w kryzysie. Możesz też napisać maila lub skorzystać z czatu, a listę miejsc, w których możesz szukać pomocy, znajdziesz TUTAJ - liniawsparcia.pl. W sytuacji zagrożenia życia dzwoń pod numer 112 albo jedź na izbę przyjęć najbliższego szpitala psychiatrycznego.