Tradycyjna medycyna chińska konkurencją dla NFZ?
Z jednej strony mamy przysłowiową już mądrość Wschodu, ponad dwa tysiące lat medycznej praktyki i miliony zadowolonych pacjentów; z drugiej, szamańsko brzmiące filozofie o pięciu elementach, diagnozowanie chorób nerek z języka oraz mało przyjazną dietę. Trudno się dziwić, że tradycyjna medycyna chińska, o której jest w Polsce coraz głośniej, ma tyluż zagorzałych zwolenników, co przeciwników. Czy ma ona jednak większe szanse pomóc Kowalskiej na bóle głowy niż recepta o lekarza rodzinnego?
26.01.2017 | aktual.: 05.06.2018 15:46
Do „chińskiego doktora” wybierają się przeważenie chorzy, którzy próbowali już wszystkiego i nadal cierpią albo pacjenci, którym klasyczne leki przynoszą więcej szkody niż pożytku. 14-letnia Katarzyna z Warszawy od 9 lat ma ciężką astmę i całe dzieciństwo spędziła z dala od sali gimnastycznych i boisk, za to z inhalatorem w kieszeni. Korytykosteroidy mają jednak poważne skutki uboczne – dziewczynka była napuchnięta, miała zniszczoną śluzówkę podniebienia, problemy z przyjmowaniem pokarmów. Wtedy jej matka postanowiła spróbować alternatywnego leczenia. Specjalista z zakresu medycyny chińskiej polecił odstawić całą chemię i przygotował jej dietę oraz koktajl 60 tabletek ziołowych na dzień, które trzeba było mieszać z bezmleczną kaszą. Mimo protestów alergologa, który straszył pogorszeniem stanu, Kasia po 6 miesiącach terapii wyraźnie zeszczuplała, zaczęła normalnie jeść, a nawet biegać i grać w siatkówkę. Pierwszy raz w życiu. Dziś jest już dwa lata bez sterydów, cały czas utrzymuje kurację zaproponowaną przez terapeutę, a ataki kaszlu znacząco ustały.
Medycyna chińska zaskakuje
Przeczesując polskie fora w internecie można się natknąć na setki ludzi, którzy TMC (Tradycyjną Medycynę Chińską) traktują w kategoriach cudu. Najczęściej zachwalana jest skuteczność akupunktury w leczeniu przewlekłych migren i ten fakt potwierdzają też liczne badania naukowe. Naukowcy z Centrum Leczenia Raka Memorial Sloan Kettering Cancer Center podsumowali w 2012 roku 29 takich studiów i efekt był jednoznaczny – akupunktura lepiej redukuje ból niż podawanie placebo lub wbijanie pacjentom igieł, ale nie w odpowiednie miejsca. I choć wielu krytyków zakwestionowało wiarygodność tych studiów, wskazując m.in. na niemożność zachowania reguły podwójnej ślepej próby, czyli anonimowości pacjentów i terapeutów, trudno jest podważyć relacje z pierwsze ręki. „Miałam koszmarne migreny, lekarze nie byli w stanie mi pomóc, przepisywali tylko leki przeciwbólowe, po których czułam się otępiała i senna. Dopiero akupunktura uwolniła mnie od bólu” – pisze Marlena z Sosnowca, a podobnych opinii w pięć minut można znaleźć dziesiątki.
Bartosz Chmielnicki, klasyczny lekarz i specjalista od akupunktury z ośrodka Compleo Terapie Naturalne w Katowicach opowiada, że najbardziej spektakularnymi przypadkami sukcesów w jego praktyce było wyleczenie zaawansowanej endometriozy, znaczna poprawa funkcji nerek w przewlekłym zapaleniu oraz zatrzymanie procesu idiopatycznego włóknienia płuc. - Ale chyba najbardziej spektakularny efekt to diagnoza i zabieg mojego nauczyciela, Raniego Ayal, u sześcioletniego chłopca z dużymi zaburzeniami mowy, który porozumiewał się monosylabami. Już po pierwszym zabiegu poprawa w komunikacji była wyraźna, a po kilku miesiącach dziecko mówiło krótkimi zdaniami – opowiada Bartosz Chmielnicki.
Problem z diagnozą
Wielu wrogów TMC przysparza sobie już na etapie stawiania diagnozy, której podstawą są… oględziny języka oraz badanie pulsu. Nie zdjęcia rentgenowskie, USG czy badania krwi, ale wzrok, słuch i węch terapeuty, które w XXI wieku mogą dziwić. Niemniej zdumiewające bywają same diagnozy - ktoś kto przychodzi w sprawie rozchwianych nerwów, może usłyszeć, że jego problem tkwi w nerkach i to nimi należy się zająć. Ponadto leczenie nie będzie krótkie ani przyjemne – ponoć 70 proc. sukcesu medycyny chińskiej to specjalna dieta, a średnia długość terapii to trzy miesiące. Dopiero wtedy można się zwykle spodziewać poprawy samopoczucia. Ale zdaniem wielu warto poczekać, zwłaszcza, że sporo dolegliwości gnębi nas latami. 40-letni Grzegorz cierpi na boreliozę, atopowe zapalenie skóry i kamienie nerkowe, na które musiał przez długie miesiące przyjmować zestaw 13 chińskich ziół, aby zaobserwować wyraźną ulgę. Ale jest lepiej, a pacjent zachwala sobie przede wszystkim holistyczność podejścia – zamiast biegać od lekarza rodzinnego do trzech różnych specjalistów z bożej łaski i przyjmować silne, nieraz kłócące się ze sobą leki, otrzymuje indywidualną terapię dobraną do jego potrzeb.
Nie każdemu podobają się też ograniczenia dietetyczne. Terapeutka Magdalena Konior z krakowskiego Centrum Medycyny Chińskiej opowiada, że np. przy alergii zaleca się wyłączenie pokarmów wilgociotowórczych i śluzotwórczych, którymi wg medycyny chińskiej są produkty mleczne, mączne oraz biały cukier. - Jeśli pacjent ma nasilone objawy tzw. gorąca, czyli na przykład zaczerwienione zmiany skórne czy odczucie gorąca powinien też unikać pokarmów rozgrzewających, czyli czerwonego mięsa, czerwonego wina, pikantnych przypraw itp. – tłumaczy.
Co na to pacjenci? Osoby wypowiadające się na forach próbują zaadoptować się do nowych wymagań na różne sposoby. Niektórzy usłyszawszy dość częsty zakaz konsumpcji nabiału i mięsa traktują go jako regułę, od której można robić wyjątki w postaci truskawek ze śmietaną czy schabowego co niedzielę, inni pakują dzieciom do plecaka pudełka z ryżem na drugie śniadanie zamiast kanapek, choć rówieśnicy się śmieją dokoła. Ale w ostatecznym rozrachunku wygrywa lepsze samopoczucie, a nierzadko także lepsze wyniki tradycyjnych badań.
Tajemnica ziół
Szacuje się, że w tradycyjnej medycynie chińskiej stosuje się 13 tysięcy różnych ziół, które miesza się na podstawie tysięcy receptur powstałych przed wiekami. Niektóre z nich mogą śmiało konkurować z naszymi rodzimymi ziołami o właściwościach leczniczych czy profilaktycznych. Małgorzata Szkurałowska z Instytutu Happymore, która medycynę chińską praktykuje już od 22 lat, mówi, że w sezonie jesienno-zimowym warto przez miesiąc przyjmować tzw. immunomodulatory, czyli zioła, które przywracają prawidłowe funkcje układu odpornościowego. - To zazwyczaj wystarcza, by przestać się zaziębiać i łapać infekcje np. od dzieci, które często przynoszą z przedszkola czy szkoły różne " zjadliwe" wirusy czy bakterie – opowiada terapeutka – Dzieci, którym podajemy takie zioła nie zarażają się od innych, a choroby wieku dziecięcego przechodzą bardzo lekko. Oczywiście, osoby o mocno osłabionym układzie odpornościowym muszą czasem dodatkowo wzmocnić płuca lub nerki stosownymi ziołami. Standardowo wykonuje się też 3-6 zabiegów moxoterapii, czyli nagrzewania ziołami, co znacząco poprawia odporność i pozwala pozbyć się zimna z ciała.
Coraz częściej zdarza się jednak, że ludzie, aby zaoszczędzić na wizytach i niechcianych diagnozach sięgają po ziołowe leki z Internetu. Przewodników co brać i na co w sieci nie brakuje. Przed tą praktyką przestrzega Bartosz Chmielnicki zastrzegając, że siła Tradycyjnej Medycyny Chińskiej polega między innymi na bardzo precyzyjnej diagnozie i spersonalizowaniu receptury ziołowej dla konkretnego pacjenta. - Samodzielne kupowanie sobie gotowych mieszanek "na schudnięcie" czy "na rozluźnienie" to prawie zawsze strata pieniędzy, a często także działania niepożądane – dodaje.
Niestety, to nie wszystko. Ziołowe terapie stosowane w TMC budzą na świecie kontrowersje w zakresie składu i potencjalnej toksyczności. Kupowanie tabletek z nieznanych źródeł może skończyć się tragicznie, a i te od oficjalnych dystrybutorów nie muszą być zawsze receptą na zdrowie. Australijscy naukowcy z Uniwersytetu Murdoch w Australii badając skład genetyczny „chińskich ziół”, odkryli w nich obce DNA innych gatunków oraz kwas arystolochowy o działaniu mutagennym i potencjalnie rakotwórczym. Co nie znaczy oczywiście, że tradycyjne leki kupowane bez recepty w aptece nie mogą zagrozić naszemu zdrowiu czy nawet życiu.
Wierzyć czy nie wierzyć?
Medycyna chińska z bańkami, świecowaniem uszu i wbijaniem igieł może się wielu wydać szamanizmem, zwłaszcza, jeśli dołożymy teorię o energii Qi, równowadze Yin i Yang czy pięciu elementach, w które większości z nas nie chce się po prostu wierzyć. Bartosz Chmielnicki przekonuje, że aby odczuć pozytywne skutki TMC nie trzeba być jej wyznawcą. - Akupunktura ma swoje specyficzne działanie na organizm i wywołuje to działanie niezależnie od tego, w co pacjent wierzy. Dlatego zresztą jest popularną metodą w weterynarii, czy w leczeniu małych dzieci, których nie pytamy czy w to wierzą. – dodaje.
Niepopularne są także wszelkie zalecenia godzące w nowoczesny styl życia, gdzie każdy chce stanąć na nogi w ciągu 24 godzin i być w najlepszej formie 7 dni w tygodniu, od rana do nocy. Kobietom terapeuci TMC odradzają tymczasem mycie włosów czy chodzenie na basen w trakcie miesiączki. Bo, jak tłumaczy Magdalena Konior, miesiączka wg tradycyjnej medycyny chińskiej to czas szczególnej dbałości o siebie. - Funkcjonowanie organizmu bardzo się wtedy zmienia i kobieta narażona jest na wpływy z zewnątrz. Osłabiona jest nasza energia ochronna, która zabezpiecza nas patogenami, gdyż jej część została spożytkowana na zgromadzenie krwi w macicy i usunięcie jej wraz z tym, co dla organizmu zbędne. W tym czasie szczególnie powinnyśmy się chronić przed zimnem i wilgocią – mówi terapeutka.
Jak się do tego odniosą współczesne kobiety? Najczęściej wzruszą ramionami, zanim nawet spróbują sobie przypomnieć, że infekcje faktycznie chwytają nas najczęściej w okolicach okresu. TMC nie jest bowiem rozwiązaniem dla każdego i wymaga cierpliwości i gotowości na zmianę przyzwyczajeń, a często i niemałe pieniądze. 10 seansów akupunktury to koszt rzędu 500-700 złotych, a kuracje ziołowe mogą kosztować od 100 do 500 złotych na miesiąc. Jak to wygląda w porównaniu ze starym dobrym NFZ-em? Żmudniej, dłużej i często drożej, ale z drugiej strony nigdy tak zdawkowo, ignorancko i chaotycznie jak traktuje się pacjentów w publicznej przychodni. Zwłaszcza w przypadku chronicznych problemów ze zdrowiem wypróbowanie starych chińskich receptur może być lepszą opcją niż czekanie 6 miesięcy w kolejce do następnego specjalisty, który ma 5 minut na jedną wizytę. Jak dodaje Małgorzata Szkurłatowska, niedopuszczalna jest sytuacja, że można komuś pomóc, ale go na to nie stać - zawsze dopasowuje się intensywność terapii do możliwości finansowych danej osoby. I tego w NFZ też nie usłyszymy.