Victoria’s Secret pod obstrzałem. Wszystko przez braletki
Braletki czyli koronkowe topy – biustonosze na dobre zagościły w świecie mody i szafach dziewczyn na całym świecie. Podczas festiwalu Coachella nie było chyba dziewczyny, która w swojej stylizacji nie uwzględniła tego modnego gadżetu.
05.05.2016 | aktual.: 24.04.2019 11:31
Braletki czyli koronkowe topy – biustonosze na dobre zagościły w świecie mody i szafach dziewczyn na całym świecie. Podczas festiwalu Coachella nie było chyba dziewczyny, która w swojej stylizacji nie uwzględniła tego modnego gadżetu. Kolejne marki włączają do swojej oferty braletki, ostatnio – Victoria’s Secret. Ale bieliźniany gigant jest w wizerunkowych tarapatach. Wszystko przez kampanię, która promuje kolekcję mikrobiustonoszy.
W spocie reklamowym występują dwie modelki, od dawna związane z marką: Taylor Hill i Elsa Hosk. Obie wysokie, szczupłe, z bardzo małym biustem. W klipie widzimy dziewczyny spacerujące po polu, ubrane w dżinsy i braletki. Sceneria, jak z festiwalu muzycznego. Modelki podkreślają, że lubią biustonosze bez gąbki, lubią czuć się wolne i pokazywać swoją bieliznę. Na końcu pojawia się hasło: „No padding is sexy now!” (Brak gąbek jest teraz sexy!) I tu zaczyna się problem. Bo Victoria’s Secret zbudowała swoje imperium (ponad 30 proc. udziału w rynku bielizny w USA) na sprzedaży push-upów, które dzięki ogromnym ilościom gąbek i wypełniaczy potrafią powiększyć biust nawet o dwa rozmiary. I nagle okazuje się, że mały biust jednak jest sexy, a ich flagowym produktem stają się koronkowe topy, dostępne w rozmiarach XXS do XL. Ale czy faktycznie Victoria’s Secret jest marką dla wszystkich kobiet?
Przyjrzyjmy się rozmiarom oferowanym przez słynną firmę. Na stronie internetowej znajdziemy biustonosze w rozmiarze 30 AA (65A) i w rozmiarze 40 DDD (90G). Wydaje się, że każda kobieta znajdzie coś dla siebie, prawda? Jednak w rzeczywistości większość modeli jest dostępna tylko w rozmiarach miseczek od A do D. Przeciętna Amerykanka nosi biustonosz w rozmiarze 75 F. Zatem w ofercie anielskiej marki niewiele jest bielizny, w którą zmieści, o komforcie noszenia nie wspominając. Na rynku od dawna słychać głosy, że Victoria’s Secret jest marką skierowaną wyłącznie do wysokich i szczupłych dziewczyn o małym biuście. Widać to w asortymencie marki, widać na ich pokazach. Podczas spektakularnych imprez marki na wybiegu nie pojawiają się dziewczyny o pełnych kształtach. Nie uświadczysz tam posiadaczki biustu większego niż 70 D, a i tak znaczna część „dobija” do tego rozmiaru dzięki słynnym biustonoszom Bombshell, które obiecują powiększenie o dwa rozmiary.
Nic dziwnego, że klientki czują się oszukane. Przez tyle lat marka przekonywała je, muszą powiększać swój biust, dyskryminowała te z kobiet, które powiększenia nie potrzebują, a następnie odwróciła swoją komunikację do góry nogami i przekonuje, że gąbki i push – upy wcale nie są sexy. Brak konsekwencji? O tak, i to kosztowny.
Na Twitterze pojawiło się mnóstwo wpisów od oburzonych kobiet. Użytkowniczka @stuckybarnes pisze: „Ta reklama Victoria’s Secret twierdzi, że braletka to wszystko, czego potrzebujesz. Lmfao, powiedz tak mojemu potrójnemu D na klacie!”. Katherine Smith nie jest tak wyrozumiała: “Victoria’s Secret, goń się ty i twoja braletka, której nikt o cyckach większych niż B, nie może założyć." Zaś użytkowniczka @kIytaemnestra wprost zarzuca marce hipokryzję. „Victoria’s Secret reklamuje brak wypełnienia jako seksowne, po tym jak przez lata wszywała 4 cale pianki do każdego wyprodukowanego stanika. Zjeżdżajcie.”
Jeśli nie wiadomo, o co chodzi, z pewnością chodzi o pieniądze. Małe biustonosze, nawet te z mnóstwem gąbki czy żelu, które optycznie powiększają biust, są tańsze w produkcji niż duże biustonosze. Wymagają mniej umiętności konstruktorskich od projektanta, na ich uszycie zużywa się mniej materiału, czasu i pracy. A że Victoria’s Secret musiała ostatnio zwolnić sporo pracowników, koszty wytworzenia sprzedawanych towarów są obcinane, jak tylko się da. Szkoda tylko, że Victoria’s Secret nie wykorzystała braletek, aby bardziej otworzyć się na klientki. Wystarczyłoby, aby wprowadzany produkt dostępny był w rozmiarach od XXS do XXL i z pewnością znaczna część twitterowej krytyki w ogóle by się nie pojawiła. Nie wspominając już o uważniejszym wybieraniu haseł reklamowych. Marka, która zbiła fortunę przekonując drobne kobiety, że większe znaczy lepsze nie może z dnia na dzień wywracać komunikacji do góry nogami. Klientki bacznie obserwują każdy ich ruch i wręcz alergicznie reagują na wszelkie przejawy hipokryzji.