"Wyobraź sobie, że wychodzisz z domu i nikt cię nie ocenia". W Polsce to możliwe?
- Wychodzisz z domu i nie boisz się, że ktoś źle oceni twój strój, kolor/rodzaj/brak włosów gdziekolwiek, wzrost, wagę, skórę. Da się? Da. Tylko trzeba chcieć. Trzeba zdusić w sobie chęć przywalenia słownie drugiej osobie, odgonić oceniające myśli, przywołać się do porządku - pisze internautka. Jej szczera opowieść o tym, jakim koszmarem mogą być nieustanne uwagi ze strony innych, powinna dać nam wszystkim do myślenia.
Bohaterka tej opowieści ma bardzo jasną karnację. To, co w krajach azjatyckich uchodziłoby za spełnienie marzeń, w naszej części świata okazało się być powodem dla żartów i drwin. - Nadeszło lato, a ja po raz kolejny boję się wyjść w sukience do osiedlowego sklepu - pisze internautka. Jej jasna karnacja zawsze kojarzyła się z problemem.
- Od dzieciństwa wszyscy wokoło mi to wytykali. Od troski o zdrowie ("czy dziecko jest chore, że takie blade?") po agresję słowną i fizyczną wśród rówieśników. Jestem z natury wrażliwa, nie umiem się bronić. Takie osoby są oczywiście łatwym celem. Na wakacjach zachęcano mnie do opalania, rodzice wysyłali na słońce, żebym nabrała kolorków, potem na oparzenia kładło się zimny kefir i jazda dalej. Ojciec robi tak do dziś - opowiada dziewczyna.
- Kiedy zaczęłam dojrzewać płciowo, moja bladość stała się jeszcze niemilej widziana. To były lata 90., na polskiej prowincji jedynie mocna opalenizna była uważana za atrakcyjną. Z moimi blond brwiami i rzęsami, wiecznie podrażnioną białą skórą byłam uważana za potwora. Nikomu oficjalnie nie mogłam się podobać - to byłby przecież wstyd - kontynuuje swoją opowieść.
Efekt był taki, że dziewczyna całkowicie zrezygnowała z szortów i sukienek. Nie tylko dlatego, żeby nie narażać skóry na oparzenia. - Bałam się tych nagłych wrzasków zza rogu, wrzasków z samochodu, wulgarnych zaczepek, ciągłych pytań "co ty taka nieopalona", również od dziewczyn - mówi. Od uwag nie powstrzymywali się wychowawczynie na koloniach, lekarze, przypadkowi ludzie.
- Mój pierwszy chłopak mówi, że nie przeszkadza mu to, następnie w kłótni krzyczy "ty albinosie je..any" (tak, był zły i chory) - kontynuuje internautka. - Ostatni raz próbuję się wtedy opalić. Po kolejnym poparzeniu zaczynam bać się czerniaka i staram się ignorować zaczepki i głupie pytania. Choć oczywiście najjaśniejsze podkłady z drogerii wyglądają na mnie śmiesznie, a dziewczynki w liceum dobrotliwe pytają "czemu znów jestem nieopalona po wakacjach?" - dodaje. Zaczyna odpowiadać, że "zdrowie jej nie pomaga".
Potem dziewczyna dochodzi w swojej opowieści do sedna sprawy. Bo tak naprawdę jej skóra zawsze jej się podobała. Zawsze uważała ją za piękną. Dopiero na studiach, kiedy wyjeżdża z prowincji, znajduje odwagę, by być sobą. Ale krótkich sukienek i spodenek mimo wszystko unika. - Nie chcę też być "okazem", "dziwadłem", kojarzyć się z jedyną wybitnie bladą celebrytką i "wyglądać młodo" - mówi.
Czy nie można było inaczej? Czy przez całe życie musiała od często zupełnie obcych osób wysłuchiwać komentarzy i "dobrych rad" dotyczących jej skóry? Opowiada, że niedawno była na plaży w Szwecji. - Pierwszy raz nikt nie krzyknął, nie pokazał palcem, nawet nie spojrzał. Rozejrzałam się za to ja i zobaczyłam ludzi w rożnym wieku, o różnej tuszy, kolorze skóry, ubranych, rozebranych, kobiecy biust i muzułmanki kąpiące się w chustach lub całym burkini. Nikt nie spojrzał na nikogo. Nikt nie był chamski. Wszyscy po prostu spędzali czas na plaży tak, jak im się podoba. To było piękne, wyzwalające przeżycie - mówi.