Bielenda, Magic Bronze, nawilżający krem brązujący do ciała
Bielenda trafiła do mojego koszyka jako pierwsza... właśnie przez zapach. Okazało się, że to nie jedyna zaleta produktu.
Zapach: Piękny. Przywodzi na myśl słodkie lody o smaku orzechów włoskich i wanilii. Utrzymuje się na skórze przez wiele godzin i nie zamienia się w typową dla samoopalaczy woń. Z tego powodu to raczej kosmetyk na noc — zapach wchodzi w ubrania.
Pielęgnacja i aplikacja: Obietnica z opakowania jakoby balsam nawilżał za sprawą masła kakaowego i witaminy E nie jest na wyrost. Poza funkcją barwienia ciała, kosmetyk ten można z powodzeniem traktować jak balsam nawilżający. Niesie to jednak za sobą pewne konsekwencje - Magic Bronze jest dość gęsty, więc rozsmarowuje się go trudniej niż inne samoopalacze i trzeba chwilę poczekać aż się wchłonie.
Efekt: To jedyny balsam, przy użyciu którego dorobiłam się smug. Przyznaję jednak otwarcie — nie przykładałam się do aplikacji. Poza tym skóra ma ładny, naturalny kolor (nawet smuga nie jest pomarańczowa). To również jedyny kosmetyk, którego działania nią musiałam uzupełniać balsamem nawilżającym.
Polecam: dwa, trzy razy w tygodniu, zwłaszcza gdy złapiemy już nieco naturalnej opalenizny. Ładnie podkreśli, wyrówna i podbije kolor, a przy okazji świetnie nawilży skórę.
Cena: ok. 14 zł
Ocena: 4,5 na 5