Antycelebrytka
Björk odniosła nieprawdopodobny sukces, choć nigdy nie chciała być osobą z pierwszych stron gazet.
- Jeśli mam być szczera, nigdy nie lubiłam celebrytyzmu. To trochę bzdurny zawód. Ta praca jest jak sprzątanie toalet. Czujesz się jak czyiś sługa –wyznała piosenkarka w opublikowanym kilka lat temu wywiadzie dla „The Guardian”.
Wbrew pozorom, ekstrawagancki wizerunek Björk wcale nie wynika z chęci zwrócenia na siebie uwagi. Jest on bardziej formą artystycznej kreacji, która świetnie sprawdza się podczas jej występów na scenie. O tym, że artystka ma awersję do paparazzi i natrętnych reporterów, wiemy chociażby z jej słynnego incydentu z 1996 roku w Bangkoku, kiedy rzuciła się na dziennikarkę Glenn Jeffrey.
Jak z popularnością radzi sobie w rodzinnej Islandii? O to zapytaliśmy Rafała Szczerbowskiego, właściciela agencji koncertowej Soundvik, który od lat zajmuje się promocją islandzkich artystów, również na polskim rynku.
- Björk może spokojnie usiąść na trawie w stutysięcznym tłumie Islandczyków (i turystów), popijać szampana i oglądać na ekranie jeden z meczów Euro 2016, w których walczyła Islandia. Wie, że nikt nie odważy się podejść. Przez te wszystkie lata dorobiła się miana, delikatnie powiedziawszy, niezbyt miłej, a mimo to prawdopodobnie najbardziej szanowanej islandzkiej artystki – skomentował dla Wirtualnej Polski.
Takie usposobienie wcale nie oznacza, że wokalistka całkowicie stroni od życia towarzyskiego.
_ - Kieliszek szampana to nieodłączny element "garderoby" Björk podczas jej nocnego życia w Reykjaviku. Zdarza się, że bliżej poranka staje się on bardzo ciężki do utrzymania. Wiele osób mogłoby się uczyć od Björk, jak się bawić po 50-tce_ – zażartował Rafał, który od wielu lat mieszka w stolicy Islandii.