Zofia Merle – mistrzyni drugiego planu© PAP/EPA

Zofia Merle – mistrzyni drugiego planu

30 marca 2017

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Jest jedną z najbardziej charakterystycznych polskich aktorek. Od dziesięcioleci bawi nas, rozśmiesza, ale także bardzo często wzrusza. 30 marca 2017 roku Zofia Merle skończyła 79 lat.

Tę ulubioną aktorkę Stanisława Barei (wystąpiła w „Misiu”, „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz” oraz w serialach „Alternatywy 4” i „Zmiennicy”), znamy przede wszystkim z ról gospodyń, służących, sprzedawczyń, bufetowych, które nasycała specyficznym, charakterystycznym tylko dla siebie, humorem. Postacie przez nią kreowane, choć często pyskate, gadatliwe i wścibskie były (i są!) sympatyczne i głęboko ludzkie.

Śmierć syna to największa tragedia w jej życiu

Widząc tę aktorkę, trudno powstrzymać się przed uśmiechem. Jej życie jednak nie było usłane różami. Przeżyła największą tragedię, jaka może spotkać matkę – śmierć swojego dziecka. 2 lipca 2013 roku zmarł na chorobę nowotworową Marcin Mayzel – syn Zofii Merle, reżyser „Na dobre i na złe”. Na jego pogrzebie, który odbył się sześć dni później, ulubioną szkocką melodię Marcina zagrał na harmonijce ustnej Stanisław Tym, przyjaciel rodziny. Rok 2013 był ostatnim rokiem aktywności zawodowej Zofii Merle.

„U nas w rodzinie nie było upadłych kobiet”

Do aktorstwa trafiła przypadkowo. – Przyszłam do STS-u (Studenckiego Teatru Satyryków – przyp. red.) do towarzystwa i tak mnie zagadali, że zostałam. Wciągnęło mnie na amen – opowiadała przed laty dziennikarce magazynu „Viva”.

Zauroczenie sceną utrzymywała długo w tajemnicy przed ukochaną babcią. Gdy sprawa się wydała, ta ciepła, ale bardzo tradycyjna matrona teatralną karierę wnuczki podsumowała w dwóch bardzo krótkich, ale treściwych zdaniach: – Do teatru? U nas w rodzinie nigdy upadłych kobiet nie było! – wspominała ze śmiechem Zofia Merle.

Obraz
Obraz;
Źródło zdjęć: © East News / PAP/EPAŹródło zdjęć: © East News

Zadanie aktora: dawać ludziom radość

Choć została po latach rozpoznawalną artystką i nie może narzekać na brak popularności, aktorstwo nigdy nie stanowiło głównej treści jej życia. Występy na scenie, czy przed kamerą, to dla niej tylko zabawa. Tylko i aż.

– Nigdy nie czułam, że mam jakąś misję, że niosę kaganek. Niech ważne rzeczy ludzie wynoszą z domu. My powinniśmy dawać im radość. Od wielkich rzeczy są autorytety, a Merle jest od rozśmieszania – mówiła w cytowanym już wywiadzie dla „Vivy”.

Rodzina i przyjaciele – to jest najważniejsze

Skoro więc aktorstwo nie jest dla niej najważniejsze, to co czymś takim jest? Rodzina, najbliżsi, przyjaciele. Dla nich gotowa jest do największych i poważnych wyrzeczeń.

Umierającym na chorobę nowotworową Marcinem opiekowała się przez długie miesiące. Proszona w tym czasie przez dziennikarzy o wywiady odmawiała, tłumacząc, że nie może opuścić chorego syna. Do końca wierzyła, że uda się go uratować.

Teraz syna już nie ma. Został mąż, Jan Mayzel, reżyser i aktor, wnuki oraz przyjaciele. Są dla niej oparciem, podobnie jak ona dla nich.

Uwielbia być gospodynią

– Jestem stereotypową kobieta, bo nade wszystko lubię zajmować się domem, szyć, prać, sprzątać, piec i pielęgnować ogródek. Mnie prowadzenie domu nie tylko interesuje, ja to wręcz uwielbiam. W domu wszystko musi być wyprane, wyprasowane, żebym była z siebie dumna. Jestem pedantką, lubię porządek i obudzona w środku nocy wiem, gdzie leżą dokumenty włożone do szuflady dwadzieścia lat temu – wyznała aktorka mediom.

Pani Zofia nie boi się w domu nawet najcięższych prac. Z nutką nostalgii wspomina czasy, gdy… nie miała pralki. – Dopóki miałam tarę, lubiłam prać ręcznie, ale odkąd w naszym domu pojawiła się pralka, musiałam zrezygnować z tej przyjemności – żaliła się kiedyś prasie.

Z natury jest optymistką. W wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”, udzielonym w roku 1998, powiedziała: – Jestem „w czepku urodzona”. Nigdy niczego nie planowałam, o niczym nie marzyłam, największą przyjemnością w życiu są dla mnie niespodzianki.

Artystka ma dwie słabości. Przepada za słodkościami, którymi także szczodrze częstuje kolegów po fachu, nie wyobraża sobie także życia bez papierosów.

„Z nikim nie można mnie pomylić”

Choć słodycze odbijają się na jej figurze, pani Zofia nic sobie z tego nie robi. Podchodzi do siebie z humorem i ogromnym dystansem.

Uwielbiam wszelkie słodycze, od czekolady, lodów, po wypieki, co widać po moich gabarytach hipopotama. Całe życie byłam łasuchem!
Zofia Merle

Zofia Merle z dystansem podchodzi także do swoich sukcesów aktorskich. – Zrobiłam więcej, niż mogłam zamarzyć, bo nie uważam się ani za szalenie utalentowaną, ani mającą świetne warunki do uprawiania aktorstwa, chyba tylko takie, że z nikim nie można mnie pomylić – powiedziała przed laty „Rzeczypospolitej”.

Gdy pojechała do Cannes, od razu chciała wracać

Najlepiej czuje się w domowym zaciszu. Nigdy się tu nie nudzi. Mówi: – Jest tyle w domu do zrobienia, książek do przeczytania, filmów do obejrzenia, że się nie nudzę. Wszyscy mówią, że im tak strasznie szybko mija czas. Mnie tak nie mija, ale należę do osób, które potrafią cieszyć się każdą chwilą.

Uwielbia kuchnię i towarzystwo najbliższych. Nie lubi bankietów, festiwali, wszelkich tłumnych, jak to określa, „spędów”. Gdy pojechała kiedyś na festiwal w Cannes, marzyła tylko o jednym – by jak najszybciej powrócić stamtąd do domu.

„Merletki” – lekarstwo na prawie wszystko

Gdy zaszyła się na nowo w domowych pieleszach, najbliżsi i przyjaciele ponownie mogli się rozkoszować słodziutkimi „merletkami”. Te kruche babeczki ze słodkim nadzieniem największą furorę zrobiły wśród ekipy „Klanu”. „Merletki” – jak wyznała w 2010 roku pani Zofia magazynowi „Świat i Ludzie” – są „niezawodnym sposobem na ocieplenie atmosfery i poprawę humoru na planie”. Koledzy cenią ją za wypieki, a koleżanki – za wypieki i zdolności krawieckie. Gdy kiedyś pojawiła się na planie „Klanu” w uszytym własnoręcznie płaszczu, zachwytom nie było końca.

Talentów Zofii Merle mogłoby pozazdrościć wielu znanych ludzi. Bliskim aktorki można natomiast pozazdrościć jej charakteru. Ciepła, kochająca, gospodarna. Czegóż można chcieć więcej?

Źródło artykułu:WP Kobieta
Komentarze (65)