Brooklyn, taki nowy Manhattan

Zawsze kiedy idę w Nowym Jorku na koncert modnej grupy muzycznej z Europy, na sam koniec koncertu słyszę oficjalne ogłoszenie: „Podobało wam się? To dobrze, bo będziemy tu częściej przyjeżdżać. Nasz basista właśnie osiedla się w Nowym Jorku! Oczywiście na Brooklynie...”

Brooklyn, taki nowy Manhattan

Zawsze kiedy idę w Nowym Jorku na koncert modnej grupy muzycznej z Europy, na sam koniec koncertu słyszę oficjalne ogłoszenie: „Podobało wam się? To dobrze, bo będziemy tu częściej przyjeżdżać. Nasz basista właśnie osiedla się w Nowym Jorku! Oczywiście na Brooklynie...”

Podróżuję na pokładzie „L–train” łączącego pod rzeką dwa centra nowojorskiego lansu: East Village i Williamsburg, i myślę o tym, że z kolei w moim mieście z „Sodomy do Gomory jedzie się tramwajem”... Tak naprawdę to Williamsburg powinien mieć przydomek „village”: to tam zabudowa przypomina małe miasteczko (miejscami nawet trochę Cicely z „Przystanku Alaska”...) jednak teraz to tam, nie na East Village tętni artystyczne życie współczesnego NY.

Nowe East Village

„Williamsburg jest nową East Village” – mówi mi moja sąsiadka, która prowadzi sklep z bizuterią na siódmej. „’Wioska’ była modna w latach ’70 i ’80 , mieszkał tu wtedy Allan Ginsberg, to tu wykluły się talenty Basquaita i Keitha Harringa i to my stworzyliśmy muzykę punk. Ale to były lata! Popatrz teraz na mnie, co mam na sobie, jakieś zwykłe rzeczy! A wtedy każdy na co dzień nosił PRZEBRANIE. Tak teraz bawią się dzieciaki po drugiej stronie mostu...”

Co ciekawe, na Brooklynie mówi się, że Williamsburg się skończył i że teraz „nowym Williamsburgiem” jest ... Greenpoint. „Ale nie ta część polskojęzyczna, tylko angielskojęzyczna - tłumaczy mi Kaśka – ta bliżej rzeki, bez szyldów typu „Delikatesy Kiszka”.

ZOBACZ TEŻ

Najmodniejszy jest Greenpoint!

Nie kupicie tu kremu Pollena Ewa ani bobofrutów, nie znajdziecie tak łatwo sklepu z kiełbasą, dobrym chlebem, pierogami czy niesolonym masłem, ale cały ten raj jest parę kroków dalej, podobnie jak beauty salon „Krystyna” gdzie można sobie nadal wykonać trwałą....

Zamiast tego na „angielskojęzycznym” Greenpoincie zjecie prawdziwe amerykańskie śniadanie w kawiarni która pamięta pewnie lata ’40 (róg Franklin i Green – wielkie wytarte skórzane kanapy i czarna tablica, genialne hamburgery) albo staniecie w wielkiej kolejce do najsłynniejszej śniadaniarni Brooklyn Label (reklamują się jako „architektura bekonu i jajek”...), kupicie – taniej niż na Manhattanie – ubrania od lokalnych projektantów (polecam Alter) czy ostrzyżecie się i położycie kolor u najmodniejszych fryzjerek...

Miasto artystów w mieście artystów

W Nowym Jorku żyją tysiące artystów. Wiekszość z nich ma swoje pracownie w opuszczonych postindustrialnych budynkach na Brooklynie. Czesto w zaskakujących miejscach. „Potrzebowałem przestrzeni dla swoich szalonych konstrukcji z wraków motocykli i jednocześnie narzędzi, żeby je wykonać – mówi Hubert, artysta z Austrii – poszedłem do najbliższego warsztatu i zapytałem, czy nie mają przestrzeni do wynajęcia. Korzystałem przez 2 lata z ich narzędzi... Teraz wynajmuję studio na tyłach tartaku. Cena kompletnie „nieartystyczna”, bo to przecież tartak, nie studio dla artysty...”.

Inni artyści łączą się w kolektywy i wspólnie wynajmują dużą przestrzeń aby potem mieć „grafik odwiedzin”. Nigdzie indziej w Nowym Jorku nie ma też tak wielu szop i garaży, w których spokojnie można wyładować całą swoją muzyczną energię bez przeszkadzania sąsiadom...

Brooklyn Label

O ile „Manhattan” to znana i sprawdzona marka, oznaczająca – oprócz awangardy artystycznej, Brodway’u, off-Brodway’u i Woody Allena - również światową stolicę zakupów, to Brooklyn wyrasta powoli na równie silną markę. Zwłaszcza, że brooklyńczyków charakteryzuje niezwykły patriotyzm lokalny. Wiekszość modnych knajpek określa się przydomkiem „brooklyńska” (ekstremum jest wspomniana już Brooklyn Label) istnieje również niezwykle popularna firma odzieżowa (odpowiednik rodzimego Croppa) zwana Brooklyn Industries. Brooklyn jest trendy – nawet dziewczyny z „Seksu w Wielkim Mieście” przeprawiły się przez most, żeby odwiedzić „najmodniejsze kluby w NY”. Jednak to nie one, a Spike Lee pozostanie chyba już na zawsze największym piewcą Brooklynu (piękny obraz swojej dzielnicy dał w „Crooklynie”, kręconym na Bedford) – można nawet udać się na wycieczkę zwaną „Spike Lee’s” Brooklyn”.

Ja jednak radzę się zgubić i samemu znaleźć drogę do klubów, kawiarni, restauracji i thrift storeów (czyli second-handów) Brooklynu. A przede wszystkim popatrzeć na widok za rzeką. Najpiękniejszy widok na Manhattan. Na Manhattanie takiego pięknego widoku nie mają...

Specjalnie dla serwisu Kobieta.wp.pl nasza korespondentka Agnieszka Kozak opowiada o urokach życia w Nowym Jorku!

ZOBACZ TEŻ

Źródło artykułu:WP Kobieta

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (0)