GwiazdyMój były mnie nęka – jak bronić się przed stalkingiem?

Mój były mnie nęka – jak bronić się przed stalkingiem?

Na początku totalne zauroczenie i przekonanie, że będzie się z tą drugą osobą do końca życia. Ale często nawet związki, które dobrze rokują, z jakiegoś powodu się rozpadają. Problem zaczyna się wtedy, kiedy zerwanie nie oznacza końca.

Mój były mnie nęka – jak bronić się przed stalkingiem?
Źródło zdjęć: © 123RF

06.04.2012 | aktual.: 06.04.2012 10:29

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Na początku totalne zauroczenie i przekonanie, że będzie się z tą drugą osobą do końca życia. Ale często nawet związki, które dobrze rokują, z jakiegoś powodu się rozpadają. Problem zaczyna się wtedy, kiedy zerwanie nie oznacza końca.

Natalia, 28-letnia nauczycielka z Poznania, była z Pawłem ponad trzy lata. Po dwóch się zaręczyli. Rozleciało się, kiedy uświadomiła sobie, że nigdy nie stworzą partnerskiego związku. Najważniejszą i, miała wrażenie, jedyną kobietą w jego życiu była matka. To jej mówił o wszystkich swoich problemach, to jej się radził, odbierał od niej telefony o każdej porze. Z Natalii zdaniem się nie liczył, mało tego, nie mówił jej o wielu ważnych rzeczach, np. o takiej, że zmienił pracę.

Kiedy w końcu zebrała się na odwagę, żeby z nim zerwać, poczuła wielką ulgę i wolność. Ale to się zmieniło bardzo szybko. Zaczął do niej wydzwaniać i wypisywać po kilkanaście smsów dziennie. Chciał wiele rzeczy powyjaśniać, dręczył ją pytaniami, dlaczego go zostawiła, jak może to naprawić. Odpisywała, odbierała telefony. Męczyły ją, ale czuła, że jest mu to winna, więc odpowiadała. Kilka razy przyszedł do niej do domu. Wpuściła go, rozmawiali (a raczej kłócili się, bo on wybuchał złością, kiedy mówiła, że do niego nie wróci).

Raz zdarzyło się, że uderzył ją w twarz. „Wiedziałam, że jest impulsywny, czasami trudno mu było opanować złość – mówi Natalia, wspominając czasy, kiedy jeszcze byli razem – ale nigdy nie posunął się tak daleko.” Od tego momentu przestała reagować na jego próby kontaktu. Nawet nie czytała smsów, które wysyłał, tylko od razu opróżniała skrzynkę. Wtedy zaczął przychodzić pod jej dom. „Wiedział, że nie chcę z nim rozmawiać, więc tylko machał mi z odległości paru metrów albo zostawiał kwiaty na wycieraczce, ewentualnie przekazywał mojej współlokatorce – opowiada Natalia. – Nie miałam pojęcia, jak to zatrzymać.”

Po pewnym czasie, po braku odzewu z jej strony, Paweł trochę spasował z smsami i telefonami, ale wtedy zmienił taktykę. „Zamiast kwiatów, przysłał mi mailem wyliczenie, ile go kosztowałam w trakcie trwania naszego związku. Wyszczególnił, ile za wyjścia do kina, ile za prezenty, które mi kiedyś kupił, ile za wspólne wakacje, za pierścionek, itd. Chciał, żebym mu to wszystko oddała. Wyszło ponad cztery tysiące.” Natalia nie zamierzała oddawać tych pieniędzy (zwróciła mu jedynie pierścionek zaręczynowy), ale mówi, że poczuła się bardzo poniżona, kiedy coś takiego jej wysłał.

Mimo że nie doczekał się przelewu z jej konta, odebrał to sobie po części w inny sposób. Kiedy byli razem, namówił Natalię, by założyli sobie wspólne konto. Oczywiście po zerwaniu natychmiast otworzyła osobiste i od razu poinformowała o tym swojego pracodawcę. Robiła jednak dodatkowy projekt i wtedy zdarzyło się, że księgowość, zamiast na nowy rachunek, wypłatę przelała na stare konto, należące również do Pawła. Poprosiła go o zwrócenie tych pieniędzy, ale się nie zgodził. „Stwierdził, że już wydał – mówi Natalia. – Nie mogłam tego przeboleć, bo to było 1500 zł, ale nie zamierzałam go błagać. Zresztą, w duchu miałam nadzieję, że jak nie będę się upominać o tę kasę, to wreszcie da mi spokój.”

Myliła się. Zrobił się jeszcze bardziej niemiły i zaczął jej grozić, że naśle na nią ukraińską mafię. Powiedział to jednak przez telefon (zadzwonił z zastrzeżonego numeru), więc Natalia nie miała żadnego dowodu, nawet gdyby chciała z tym iść na policję. Chociaż tak naprawdę nie brała do końca pod uwagę tej opcji. Paweł był radcą prawnym i bała się, że mu w ten sposób zaszkodzi. Przecież prawnik musi być czysty, żeby sobie nie zrujnować życia zawodowego.

Groźby na szczęście ustały po około miesiącu. „Może zobaczył, że nie uda mu się mnie zastraszyć i przestał widzieć sens w nękaniu mnie, a może po prostu jego też już to zmęczyło albo kogoś poznał?” – zastanawia się Natalia. Po siedmiu miesiącach odpuścił na dobre. Sporadycznie się jeszcze odzywa, ale teraz już bardziej na zasadzie: „Co słychać?” Natalia nie odpisuje i ma nadzieję, że wkrótce to także minie.

Sylwia Osada, psycholog, przyznaje, że to właściwa metoda. Na pytanie, jak powinna zachowywać się nękana przez byłego chłopaka kobieta, odpowiada: „Przede wszystkim nie reagować na jakiekolwiek zaczepki z jego strony, nie odbierać telefonów, nie odpisywać na smsy, maile. Czasami kobiety wchodzą w taki rodzaj gry, zainicjowanej przez byłego chłopaka, żeby coś mu wyjaśnić, wytłumaczyć. Myślą, że to cokolwiek zmieni, że on przestanie. Nie przestanie. Wprost przeciwnie – dostanie informację, że kobieta jest dalej zainteresowana kontaktem z nim.”

Patrycja, 22-letnia studentka biotechnologii, po kilku miesiącach związku z Przemkiem uświadomiła sobie, że jej chłopak jest zbyt zaborczy i próbuje nią manipulować. Gdy się kłócili, robił wszystko, żeby to ona czuła się winna całej sytuacji. Powoli zaczynała wierzyć, że rzeczywiście to ona psuje ich związek, czepia się, bez powodu wpada w furię. Na szczęście w porę otrzeźwiała, choć wcale nie oznaczało to rozwiązania problemów.

„Nie chciał przyjąć do wiadomości, że go zostawiam – opowiada. – Jak powiedziałam mu, że to koniec, zaśmiał się i próbował mnie przytulić, jakbym opowiedziała dowcip albo palnęła jakieś głupstwo. Kiedy się odsunęłam, kazał mi wyjść. Ale ledwo znalazłam się na klatce schodowej, dostałam smsa, że mnie kocha, że nie pozwoli mi odejść, że zrobi wszystko, żeby mnie odzyskać. I rzeczywiście, robił praktycznie wszystko, żebym do niego wróciła. Najpierw wysyłał smsy, że się zmieni, że jestem jedyną kobietą w jego życiu, żebym dała mu ostatnią szansę. Po tygodniu się złamałam. Nie wiem, co się stało, chyba zatęskniłam, przypomniałam sobie nasze dobre chwile i pomyślałam, że może naprawdę się wszystko zmieni, ułoży i jednak mogę być z nim szczęśliwa. Spotkaliśmy się, potem spał u mnie. Ale następnego dnia rano wiedziałam, że popełniłam wielki błąd i że pogorszyłam jeszcze swoją sytuację, dając mu nadzieję i z powrotem rzucając.”

Tak jak przewidywała, Przemek się wściekł. Już nie pisał, że ją kocha, że się zmieni, tylko groził, że nie da jej spokoju, że nie pozwoli, by z kimkolwiek była szczęśliwa, wreszcie – że się zabije. Potem zaczął ją śledzić. Wiedział, gdzie i z kim jest o każdej porze, miała wrażenie, że cokolwiek robi – on ją obserwuje (dawał temu dowód w smsach, które jej wysyłał). Czuła się osaczona i bezradna.

Zdecydowała się na wizyty u psychologa, bo miała wrażenie, że sama sobie z tym nie poradzi. Poszła też na policję. Zapewnili ją, że dzielnicowy odwiedzi Przemka, nie wie jednak, czy tak się stało. Równocześnie ze zgłoszeniem sprawy policji, Patrycja zadzwoniła do matki Przemka. Powiedziała jej o całej sprawie i prosiła ją o interwencję. Kilka dni później wszystko ucichło. Nie dostaje telefonów, smsów, nie spotyka go w drodze do pracy ani pod swoim blokiem. Ma nadzieję, że to rzeczywiście koniec. Zastanawia się tylko, komu zawdzięcza spokój: policji czy matce swojego byłego.

„Od niedawna w świadomości społecznej pojawił się termin stalkingu – mówi psycholog, Sylwia Osada – który definiowany jest jako złośliwe i powtarzające się nagabywanie, naprzykrzanie się czy prześladowanie zagrażające czyjemuś bezpieczeństwu. Może przejawiać się zniewagami, zniszczeniem mienia, przemocą domową. Przykłady to śledzenie, osaczanie, niechciane podarunki i nagabywanie.”

„Nękanie po zeszłorocznej nowelizacji przepisów prawnych stało się przestępstwem - dodaje Renata Purcel-Kalus, rzecznik Komendy Miejskiej Policji w Koninie. Wcześniej traktowane było jako wykroczenie. Dziś grozi za nie kara do trzech lat pozbawienia wolności, a jeśli sprawca doprowadzi ofiarę do targnięcia się na swoje życie, wówczas sąd może go skazać nawet na dziesięć lat więzienia.

Purcel-Kalus podkreśla, że bardzo ważne w takich sprawach jest to, by pokrzywdzona osoba zachowywała wszystkie dowody nękania: smsy, listy, nagrania rozmów telefonicznych, maile, itd. Jednocześnie dodaje, że nękanie i groźby to dwa oddzielne przestępstwa. Za to ostatnie grozi kara grzywny, ograniczenia wolności lub więzienia do lat dwóch.

Monika, 35-letnia projektantka wnętrz z Poznania, zerwała z Kacprem, bo poznała innego mężczyznę. Może dlatego miała wyrzuty sumienia i kiedy jej były wypisywał do niej po kilkanaście, a w porywach nawet kilkadziesiąt smsów na dzień, odpisywała, tłumacząc się, wyjaśniając, przekonując, że on też ułoży sobie z czasem życie i będzie szczęśliwy. Jego smsy robiły się z dnia na dzień coraz bardziej desperackie. Któregoś razu zagroził, że się zabije. Monika pomyślała wtedy, że chce ją nastraszyć, wzbudzić w niej jeszcze większe poczucie winy niż miała od samego początku.

Ale potem nagle, na jakiś czas, przestał się odzywać. Myślała, że pewnie wreszcie pogodził się z jej odejściem. Tymczasem po niecałym miesiącu poprosił ją o spotkanie. „Powiedział, że chce mi oddać resztę rzeczy, które u niego zostawiłam – wspomina Monika – i rozstać się, jak to określił, po przyjacielsku.” Poszła na to spotkanie. Zaskoczyło ją, że Kacper zachowywał się bardzo spokojnie, był miły, nie robił jej żadnych wymówek, zupełnie jakby chciał wymazać tamten okres nękania. Siedziała w kawiarence, w której się spotkali i zastanawiała się, co się stało, że zaszła w nim taka przemiana.

W którymś momencie przyszło jej do głowy, że nie może być tak pięknie, że to pewnie jakiś podstęp. Przekonała się o tym w drodze do domu. Zaoferował jej podwózkę. Ponieważ oddał jej cały karton rzeczy, było jej to na rękę, więc się zgodziła. Omal nie przypłaciła tego życiem. „Jechał jak wariat – wzdryga się Monika. – Miałam wrażenie, że chce nas zabić. Krzyczałam, żeby zwolnił, żeby się zatrzymał, a on nic, tylko głupio się uśmiechał. Nie wiem, jakim cudem dotarłam wtedy do domu. Zanim wysiadłam z samochodu, zaczęłam go okładać pięściami i wyzywać. Aż sama się zdziwiłam, ile wtedy we mnie było agresji. On też wydawał się zszokowany.”

Monika opowiedziała o wszystkim mamie, ta kazała jej zgłosić sprawę na policję. Ona jednak się na to nie zdecydowała, bo nie chciała, by dowiedział się o tym jej obecny partner. „Ja wychodzę z założenia, że nie można do nowego związku przenosić problemów ze starego. To jest mój świeży start i tamte sprawy muszę zamknąć sama” – mówi Monika.

Od czasu feralnej przejażdżki minęło ponad siedem tygodni i w tym czasie nie dostała od Kacpra żadnej wiadomości. Ma nadzieję, że to rzeczywiście koniec. Słyszała tylko od wspólnych znajomych, że się rozpił, że chodzi brudny, nieogolony. „Może to straszne, ale tak mi dał popalić, tak uprzykrzył mi życie, że tak naprawdę wszystko mi jedno, czy skończy pod mostem, czy wyląduje w „psychiatryku”. Ja sama byłam tego całkiem bliska. Tak jak na początku życzyłam Kacprowi wszystkiego, co najlepsze, tak teraz jest mi kompletnie obojętny, nie obchodzi mnie, co się z nim stanie” – wyznaje.

(ios/sr)

POLECAMY:

psychologrozstaniestalking
Komentarze (41)