My beautiful laundrette

Najlepsze miejsce, by zastanowić się nad życiem, rozwiązać krzyżówkę i obejrzeć serial w języku oryginału – w Nowym Jorku to pralnia, czyli laundry. Pralnia: medytacja i jaskinia filozofów, a jednocześnie freakshow dostępny dla każdego za parę dolarów.

My beautiful laundrette

15.01.2008 | aktual.: 26.06.2010 15:16

Najlepsze miejsce, by zastanowić się nad życiem, rozwiązać krzyżówkę i obejrzeć serial w języku oryginału – w Nowym Jorku to pralnia, czyli laundry. Pralnia: medytacja i jaskinia filozofów, a jednocześnie freakshow dostępny dla każdego za parę dolarów.

Jeśli udało Wam się wejść na blog Anny Muchy, pewnie wiecie już dobrze, iż autorka zachwycona jest owym amerykańskim wynalazkiem, jakim jest pralnia.

„Czas na zrobienie prania. Wrzucam kolejne części garderoby do płóciennego worka, worek na plecy i schodzę do całodobowej pralni na tej samej ulicy. Pierwszy raz kiedy oddawałam do wyprania swoje brudne majtki komuś obcemu, czułam się niesłychanie niezręcznie, ale tu publiczne pranie wpisane jest w codzienny krajobraz, ponieważ w nowojorskich mieszkaniach nie ma pralek, a jednak... Porzućcie wszelką nadzieję, ci którzy tu oddajecie pranie.”

Dalej aktorka rozwodzi się nad skomplikowanymi procedurami (razem czy osobno?) i dociekliwością pytań. Efektem jej niewiedzy jest całkowicie różowe pranie, które tłumaczy chyba powody, dla których chodzi ostatnio cały czas w futrze... Uwielbiam Anie Muchę, ale nie mogę się oprzeć, aby dać jej dobrą radę: większość pralni w NY jest samoobsługowa i korzystanie z nich jest o wiele bezpieczniejsze!!!

Sama się obsłużę

Nie pozbyłabym się chyba nigdy przyjemności tego pralniczego rytuału. Nie oddałabym swojego prania w ręce komukolwiek. Sama zbieram je do wielkiego wora, sama zanoszę je za róg. I tam czekają na mnie co najmniej trzy pralnie.

Wybieram mój ukochany laundromat na rogu siódmej i pierwszej – lśniący czystością i z najwygodniejszymi ławeczkami... Podobnie jak Czesio z „Włatców Móch” traktuję wybraną przez siebie pralkę jak telewizor.
Choć nie do końca: często do pralni biorę Vogue’a lub przygody Charlie Chana, na którego normalnie szkoda byłoby mi czasu.

BROOKLYN, TAKI NOWY MANHATTAN
Żeby wypić poranną kawę (jeśli piorę rano) lub wieczorną czekoladę wychodzę na zewnątrz, bo obydwa te smaki wymieszane z zapachem mydlin – są dość koszmarne. Można też oczywiście wrzucić pranie, rozmienić monety, załadować je do automatu, wrzucić proszek i wyjść na 25 minut na zakupy... Wrócić – przerzucić do suszarki, zanieść zakupy do domu i znów do pralni po suche pranie. Moje doświadczenie mówi, że warto jednak w pralni trochę posiedzieć...

Pralnia stories

Pralnia to bezwolne socjalizowanie się. W Nowym Jorku, gdzie podobno ludzie nie potrafią ze sobą przyjaźnić się i rozmawiać, takie chwile, w których poznajesz sąsiadów są niezwykłe. Czasem bywa przykro, czasem bywa wesoło... jak to w życiu.

Ja lubiłam oglądać brazylijskie telenowele z Pepe, który bywał w pralni w poniedziałki, oraz włoskie wiadomości z właścicielem pralni – rodowitym sycylijczykiem. Jednak nigdy nie zapomnę, jak w listopadzie do pralni wszedł chłopak z wielkim worem prania – załadował je do dwóch automatów a potem szybko ściągnął to, co miał na sobie – łącznie z kurtką i adidasami i dorzucił. Usiadł sobie zadowolony w bokserkach z gazetą w ciepłej pralni i przeczekał tak cały oczyszczający cykl... Potem się ubrał i wyszedł. I to co najpiękniejsze w NY – nikt właściwie nie zwrócił na to uwagi...

Pralnia uczy

Ja swojej pralni zawdzięczam swoje najbardziej nowojorskie przeżycia: moja sąsiadka, którą poznałam w pralni i która przychodziła tam nawet w grudniu w japonkach i turbanem z ręcznika zawiniętym na dopiero co umytej głowie, zachęciła mnie do tego, żeby pralnie traktować jak przedłużenie domu.

BROOKLYN, TAKI NOWY MANHATTAN
I od tej pory chodziłam do niej w dresie, klapkach i wysychającą głową. Nikt nie zwrócił na mnie uwagi, nikogo nie zbulwersowałam, co gorsza – nie przeziębiłam się!

Teoria zgubionej skarpetki

Jerry Seinfeld – najbardziej nowojorski z nowojorskich komików - nie przepada za praniem... Z resztą – podobnie jak Anna Mucha – oddaje swoje pranie komuś do zrobienia. Obydwoje z resztą zauważają, że skarpetki w pralni zachowują się podejrzanie... Mucha pisze: „Odbieram. Wszystko suche, pachnące, część wygląda na wyprasowaną, złożone z kostkę. Nie mogę co prawda znaleźć jednej czerwonej skarpetki, ale wierzę, że to zwyczajowy haracz, który pralki automatyczne pobierają. Stąd nazwa - pralki automatyczne. Wyprane, czyste, pachnące, no i co za efekt.

Zdaje się już wiem, gdzie zapodziała się moja skarpetka i już wiem, co znaczy prać wszystko w jednej maszynie.”

Z kolei Seinfeld węszy spisek skarpet. Twierdzi on, że umawiają się one już w koszu z brudną bielizną, w jaki sposób przeprowadzić wielką ucieczkę i że ich ulubionym momentem jest przejście z pralki do suszarki...

Pralnia jest idealnym polem do rozmyślań, kontaktów towarzyskich, ale też niezwykłym planem filmowym... Każdy kto oglądał „Tango i Cash” pamięta scenę walki w pralni. Szkoda tylko, że najbardziej eksponowane w Stanach są te pralnie, które piorą pieniądze...

Specjalnie dla serwisu kobieta.wp.pl prosto z Nowego Jorku nasza korespondentka Agnieszka Kozak!
Dziennikarka, robi doktorat z gender i queer studies. Zajmuje się lokalnymi odmianami globalnych trendów, seksem i seksualnością w kulturze popularnej czasem krytykuje sztukę i fotografię, ale głownie nałogowo kupuje buty... Kiedy pisze, że wraca do domu, wraca do Krakowa.

Źródło artykułu:WP Kobieta
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)