Najpierw ślub, a potem...?

Najpierw ślub, a potem...?

Najpierw ślub, a potem...?
05.10.2006 14:29, aktualizacja: 30.05.2010 14:39

Zwykle jest tak: ona ubrana w prześliczny welon, a on – w gustowny, raczej ciemny garnitur, gdy w rytmie marsza Mendelssohna wkraczają na nową drogę życia. Przysięgają sobie wierność aż po grób. Stawiają wszystko na jedną kartę. Wierzą w miłość... Razem chcą przeżywać zwycięstwa, dzielić smutek, klęski. Jednym się to udaje, innym nie...

Zwykle jest tak: ona ubrana w prześliczny welon, a on – w gustowny, raczej ciemny garnitur, gdy w rytmie marsza Mendelssohna wkraczają na nową drogę życia. Przysięgają sobie wierność aż po grób. Stawiają wszystko na jedną kartę. Wierzą w miłość... Razem chcą przeżywać zwycięstwa, dzielić smutek, klęski. Wielu się to udaje. Ale niektórym – nie i po kilku czy kilkunastu latach nie są w stanie dłużej ze sobą wytrzymać. Co wtedy? Męczyć się dalej? Jedni odpowiadają twierdząco na to pytanie, a czynią tak, np. dla dobra dzieci. Natomiast inni zdecydowanym ruchem postanawiają przeciąć więź...\r\n\r\n\r\n\r\n\r\n\r\nPowodów sto, a może więcej\r\n\r\n– Może jestem naiwna i myślę w ekstremalnych kategoriach, ale „jaką miarą mierzysz, taką ci odmierzą” – twierdzi jedna z aktorek. – Byłam młoda, kiedy zakochałam się w swoim wykładowcy. A potem był ślub i życie szło swoim torem. Byliśmy spleceni jak jeden kawałek drobno tkanej materii. W pewnym momencie zdominowało mnie zbyt silne poczucie współodpowiedzialności za nasze sprawy. Zgubiłam siebie. Przesadziłam w oddaniu. Kiedy odszedł ode mnie, dziś wiem, kogo kochać i cenić. Siebie!\r\n\r\n– Gdy rozpada się związek dwojga ludzi, niewiele można zrobić, jeśli chce się zachować godność – twierdzi inna kobieta i dodaje, że są mężczyźni, którym się zdaje, że zmieniają partnerki. Tymczasem to oni, niczym puchar przechodni, przechodzą z rąk do rąk. I naprawdę nie ma się czemu dziwić, że do coraz młodszych. Podczas rozprawy rozwodowej sędzia zapytała: czy zgadza się pani na rozwód? Odpowiedziałam też pytaniem: A czy można 40-letniego mężczyznę zatrzymać siłą przy sobie?\r\n\r\nPowodów rozstania małżonków są tysiące. O jednym już wiemy – mężczyzna porzuca żonę dla innej, młodszej partnerki. Niepoślednie miejsce zajmuje niewierność małżonków, niezgodność charakterów, alkoholizm, a od kilku lat – wyjazd jednego z małżonków (przeważnie mężczyzny) i pozostanie za granicą, co w oczywisty sposób kończy się rozpadem małżeństwa.\r\n\r\nZOBACZ RÓWNIEŻ:\r\n\r\nW PUŁAPCE UZALEŻNIENIA\r\n\"M\" JAK MIŁOŚĆ \"R\" JAK ROZWÓD\r\nKARA ZA ZDRADĘ\r\nPubliczne „pranie brudów”\r\n\r\nNa ogół pozew o rozwód składa w sądzie kobieta. Oczywiście, nie jest to reguła, bo zdarza się, że oboje małżonkowie chcą zrzucić „małżeńskie kajdany”. Ale nawet taki argument nie wystarcza, by uznać stadło za rozwiązane. Sąd musi ustalić, że nastąpił trwały i całkowity rozkład pożycia. Mimo dość rygorystycznych przepisów odmawia się zwykle wtedy, gdy byłoby to sprzeczne z interesem małoletnich dzieci, albo gdy rozwodu żąda tylko winny małżonek.\r\n\r\nZwykle sąd usiłuje pogodzić zwaśnionych, prowadząc postępowanie pojednawcze. Przynosi to najczęściej rezultat mierny, a w związku z tym sprawa rozwodowa trwa kilka miesięcy, choć zdarza się, że i dłużej. Np. w lubelskim Sądzie Wojewódzkim, rozpatrującym pozwy rozwodowe z trzech województw (bialskopodlaskiego, chełmskiego i lubelskiego) mają miejsce przypadki, gdy sprawy toczą się trzy lata i więcej. Powód? Strony zgłaszają wciąż nowe dowody, co powoduje, że nie udaje się uniknąć publicznego „prania brudów”. Z reguły sąd uznaje winę męża. Musi też ustalić wysokość alimentów dla dzieci i określić sposób kontaktów z potomstwem.\r\n\r\nŚrednio 50 tys. małżeństw mówi sobie: adieau\r\n\r\nJak wynika ze statystyk Polska jest krajem o umiarkowanej, w porównaniu z innymi liczbie rozwodów. Jeden z najwyższych wskaźników przypadł na grudzień 1990 roku, kiedy co przezorniejsi ruszyli szturmem na sądy rejonowe, chcąc oszczędzić sobie obowiązującej od stycznia roku następnego konieczności wyjazdu do sądu wojewódzkiego. Zmiana instancji orzekającej o rozwiązaniu małżeństwa została podyktowana – jak tłumaczono – troską o kompetencję w badaniu spraw i utrudnienie małżonkom podejmowania zbyt pochopnych decyzji. Doświadczenie jednak uczy, że jeśli dwoje ludzi ma już siebie naprawdę dość, nic nie powstrzyma ich przed przypieczętowaniem tego faktu odpowiednim papierkiem.\r\n\r\nZOBACZ RÓWNIEŻ:\r\n\r\nW PUŁAPCE UZALEŻNIENIA\r\n\"M\" JAK MIŁOŚĆ \"R\" JAK ROZWÓD\r\nKARA ZA ZDRADĘ\r\nBo proszę, o ile w latach 2000-2002 sądy rodzinne w Polsce orzekały rozwód wobec 43-45 tys. par małżeńskich, to już w roku 2003 wobec 49 tys., a w latach 2004-2005 wobec 56 –57 tys. par. Tak więc w ostatnich dwóch latach zarysowała się wyraźnie tendencja wzrostu rozwodów. Wśród przyczyn wymienia się: niezgodność charakterów (32 proc.), zdradę (24 proc.), alkoholizm (23 proc.), naganny stosunek do członków rodziny oraz problemy finansowe małżonków (po 9 proc.). W 75 proc. przypadków powództwo wniosła kobieta, 70 proc. rozwodów nie kończy się orzekaniem o winie.\r\n\r\nNie potępiajmy miłości\r\n\r\nA po rozwodzie można, oczywiście, próbować szczęścia ponownie. Wszak miłość nie jedno ma imię. – Nie potępiajmy miłości, bo to nie tylko radość duszy. To radość ciała, całego organizmu, który przeżywa odnowienie. Inne uczucie, inne oczekiwanie od każdego dnia, każdego spotkania, spojrzenie od każdego uśmiechu. To prawa przyrody, biologii, fizjologii... tak pięknie mówiła o miłości Zofia Rysiówna. Francuski seksuolog Gilbert Tordjman podzielił zaś panny i kawalerów „z odzysku”, wstępujących ponownie w związek małżeński, na neurotyków i pozostałych. Do pierwszej zaliczył żony alkoholików, które po uwolnieniu się od dotychczasowego koszmaru, znowu ... poślubiają pijaków. Wszyscy inni – jak twierdzi – mieli po prostu pecha i poprzednim razem niezbyt fortunnie wybrali swoich partnerów. Ale oni właśnie, wzbogaceni o doświadczenie, mają spore szanse na to, by drugie małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe.\r\n\r\n„Życie to jest teatr, mówiąc ciągle, opowiadasz. Maski coraz inne, coraz mylne się nakłada” – pisał Edward Stachura. Teatr życia ma przeogromną widownię i wszystko da się w nim zagrać, od tragikomedii po komedię dell'arte. W tym sensie wszyscy jesteśmy aktorami. Reszta jest kwestią obsady.\r\n\r\nZOBACZ RÓWNIEŻ:\r\n\r\nW PUŁAPCE UZALEŻNIENIA\r\n\"M\" JAK MIŁOŚĆ \"R\" JAK ROZWÓD\r\nKARA ZA ZDRADĘ\r\n

Źródło artykułu:WP Kobieta