Pascal Brodnicki: nie muszę karmić dziewczyn krewetkami
Raz w tygodniu powinniśmy sobie pozwolić na przyjemność dla podniebienia. Rozmawiamy z Pascalem Brodnickim, kucharzem polsko – francuskim, autorem programu „Po prostu gotuj”.
04.07.2008 | aktual.: 27.06.2010 17:37
Raz w tygodniu powinniśmy sobie pozwolić na przyjemność dla podniebienia. Rozmawiamy z Pascalem Brodnickim, kucharzem polsko – francuskim, autorem programu „Po prostu gotuj”.
MARIUSZ PUDZIANOWSKI O WIGILIJNYCH POTRAWACH
OLGA BOŃCZYK: UWIELBIAM JEŚĆ I GOTOWAĆ
GOTUJ SIĘ NA ŚWIĘTA!
Hectopascale służą do mierzenia ciśnienia atmosferycznego, a Pascale? Temperamentu kulinarnego?
Ale mi zadałeś pytanie (śmiech). Ja w ogóle jestem osobą bardzo ekspresywną i taką "pod ciśnieniem", w tym sensie, że zawsze musi być szybko, tak jak woda gotująca.
Sympatycy czekają na twój autograf. Czy tobie zdarzyło się kiedykolwiek polować na podpis swojego idola?
Może to zabrzmi dziwne, ale nigdy nie miałem idola. Ostatnio ktoś z wywiadu zadawał mi pytanie, kto był moim idolem albo wzorem. Szukając bardzo długo stwierdziłem, że bardzo lubię Obelixa, bo on jest taki dziki i najsilniejszy.
Trochę nieoczekiwanie stałeś się osobą publiczną i bardzo lubianą. [wypowiedzi Pascala wymagały jednak taktownego spolszczenia – przyp. kg]
Popularność przyszła sama, jak nowe wyzwanie. Nie brałem udziału w castingu. Pichciłem w Akademii Gotowania, gdzie przychodzili ludzie, którzy uczą się gotować. Tam wpadłem na osoby związane z telewizją. Dostałem propozycję pracy dla telewizji. Powiedziałem: możemy spróbować.
W Polsce kucharze kojarzyli się z facetami w niezbyt świeżych uniformach, pachnących smażonym tłuszczem. Jedzenie też było raczej przeciętne. Czy teraz można już mówić, że gotowanie to sztuka, czyli umiejętność dostępna tylko nielicznym?
W Polsce do niedawna, gdy ktoś uczył się gorzej, rodzice wysyłali go do technikum zawodowego. Uważam, że ktoś, kto skończył szkołę zawodową nie jest kimś gorszym! Gotowanie też jest zawodem. Cieszę się, że upadł stereotyp kucharza grubasa i brudasa. Coraz więcej ludzi, zamiast iść na prestiżowe studia, wybiera naukę gotowania. Przychodzą do mnie mamy z trzynastoletnimi dziećmi, które cały wolny czas poświęcają kucharzeniu. Kucharz to nie tylko osoba, która miesza olej czy smaży cebule. To naprawdę sztuka. Jesteś już sztukmistrzem, czy cały czas się do tego przymierzasz?
Nienawidzę słowa mistrz! Nie czuję się mistrzem. Codziennie uczę się czegoś nowego. To fakt, że musiałem włożyć niemało wysiłku, żeby być w tym miejscu. Miałem dużo szczęścia w swoim życiu, ale zdarzały się i takie chwile, gdy Wigilię zamiast z rodziną spędzałem w pracy.
Jak na twoją pracę wpływa fakt, że wywodzisz się z rodziny wielokulturowej?
Mam mieszane pochodzenie francusko-włosko-hiszpańskie, ale na pewno nie jestem wyjątkiem. To, że znam różne kultury, wynika również z tego, że dużo podróżowałem. Zmieniasz kraj i zmieniasz jedzenie. To było coś pięknego, że mogłem uczyć się, podróżując.
Czy znajomość kuchni różnych narodów, pozwala dowiedzieć się o nich więcej?
To wiąże się chyba z dostępnością składników. Pomimo że jesteśmy w Polsce, możemy gotować prawie wszystko, dzisiaj gotowałem potrawę z kuchni karaibskiej. Wiele zależy od zasobności portfela. Ludzie, którzy zarabiają średnią krajową, nie pozwolą sobie na kupienie drogich składników, czasami niezbędnych do przyrządzenia potrawy. Uważam, że raz w tygodniu można sobie pozwolić na przyjemność dla podniebienia.
Coraz więcej produktów jest dostępnych w Polsce, co oznacza, że możemy jeść bardziej wykwintnie. Czy wykwintnie musi oznaczać drogo?
Trzeba skończyć ze stereotypem, że kuchnia francuska jest wykwintna, bo Francuzi są bogaci. To nieprawda, że we Francji są sami bogacze, którzy jedzą drogie potrawy. Proste rzeczy są najlepsze.
Znasz się na kurkach, wiem, że bywasz w Gąskach. Znasz jakieś nasze regionalne potrawy?
Jadłem ten wasz wielki pieróg, które nazywacie kiszką kaszubską. Zjadłem też kilka ryb – najlepszą w Mielnie. Chyba była to wędzona ryba maślana. Super zrobiona. A gdy jestem w Gąskach, dwa razy w roku, wtedy na ogół gotuje dla innych. Jak rozumiesz zdanie: przez żołądek do serca?
Dla mnie to nie oznacza od razu miłości, może być coś platonicznego. Kuchnia zbliża ludzi, widzę to na swoich pokazach w różnych miastach, gdy całkiem obce osoby, po kilkunastu minutach świetnie współpracują, mówią sobie „per ty”, to całkiem naturalne.
Ale przecież są produkty, które kojarzą się z miłością. Owoce morza podobno są świetnymi afrodyzjakami.
Nie potrzebuję karmić dziewczyn krewetkami, żeby się we mnie zakochały. Mówię to z całą pokorą. W Indiach, gdzie powstała Kamasutra, można znaleźć mnóstwo przypraw, które świetnie działają na libido. W jednym z programów zrobiłem kurczaka w trzynastu przyprawach, bo przyprawy, nawet kolendra czy mięta, są uznawane za składniki afrodyzjakalne.
Czy są na świecie bardziej znane polskie przyprawy od szafranu?
Każda przyprawa ma swoją specyfikę. Szafran jest uznany za przyprawę najdroższą na świecie, a to się wiąże ze sposobem jego produkcji. Na kilogram szafranu zużywa się sto tysięcy krokusów. Z drugiej strony są trufle, nie przyprawa, ale grzyb drogi, bo trudno go znaleźć. Istnieją trzy metody szukanie trufli: na poetę, który szuka za pomocą much, zbierających się nad grzybem, na myśliwego, który szuka z psem i na wieśniaka, który używa świni.
Czy jest szansa, że tradycyjne polskie jedzenie dzięki ludziom takim jak ty przestanie być tłuste, ciężkie i wysokokaloryczne?
Nie wiem czy zdrowsze, nie jestem dietetykiem. Używam dużo masła, bo jestem Francuzem, ale chodzi o to, że tak naprawdę w kuchni wszystko jest związane z klimatem. Na pewno nie szukam zdrowszego jedzenia. Raczej proponuję radosną zabawę dla podniebienia i próbuję namówić ludzi do nawet codziennej zmiany menu. Wiesz, ile rzeczy można zrobić ze schabu?