Prof. Witold Zatoński: Zaczynamy wygrywać walkę z rakiem
Prof. Witold Zatoński z Centrum Onkologii w Warszawie, współtwórca Europejskiego Kodeksu Walki z Rakiem opowiada o modzie, która zmienia statystyki zachorowań na raka, zmienia je na naszą korzyść.
02.09.2015 | aktual.: 04.06.2018 14:43
Na co dzień nie myślimy o tym, jak wielki wpływ na nasze życie mają proste przyzwyczajenia. Żeby zjeść pięć razy dziennie, nie palić, przejść się lub przebiec. To nie moda, która minie. Prof. Witold Zatoński z Centrum Onkologii w Warszawie, współtwórca Europejskiego Kodeksu Walki z Rakiem opowiada o modzie, która zmienia statystyki zachorowań na raka, zmienia je na naszą korzyść.
* Dużo się zmieniło w czasie, kiedy zajmuje się pan nowotworami? To już 50 lat.*
Zmieniło się tyle, że użycie słowa „dużo” jest całkowicie niewystarczające. Zmiany są fenomenalne. Podobnie jak w naszym życiu zmieniło się wszystko: środki komunikacji, telefony, sprzęty, jakimi się posługujemy, drogi, jakimi jeździmy. Tak samo dużo zmieniło się w polskiej medycynie.
Dużo pan zrobił, żeby ludziom obrzydzić palenie.
Dużo, ale wciąż za mało, skoro jeszcze 28 proc. mężczyzn i 18 proc. kobiet pali papierosy. Może choroba, która nie przychodzi od razu, wydaje się mniej groźna. Więc może trzeba odwołać się do wiedzy medycznej: rak płuca powstaje w wyniku bardzo długiego procesu biologicznego. Rzadko pojawia się u palaczy z dziesięcioletnim stażem. Spóźnienie między rozpoczęciem palenia a wystąpieniem choroby to okres 20, 30, a nawet 40 lat. Mało kto myśli w takiej perspektywie.
A jednak udało się poprzez wieloletnie kampanie społeczne, ostrzeżenia zdrowotne, zakaz reklamy papierosów czy zakaz palenia w miejscach publicznych i edukację odwrócić dynamikę wzrostu zachorowań. Ludzie nie są głupi i jeśli umiemy znaleźć skuteczny sposób na dotarcie do nich z informacją, potrafią zmienić swoje zachowanie.
Znam takich, którzy mówią: „palę 30 lat i nic mi nie jest” albo: „palę 30 lat, już nic mi nie pomoże”.
To jest absurd! To tak jakby codziennie wskakiwała pani do pociągu w biegu, i w wieku 60 czy 70 lat dalej chciała to robić: zawsze wskakiwałam i żyję, to i teraz będę wskakiwała. Jeśli pani przestanie wykonywać tę bezsensownie ryzykowną zabawę, to zdecydowanie obniży pani ryzyko, że w końcu się pani połamie. Po 60 latach palenia rak płuca jest bardzo częsty – 1 na 4 palaczy rozwija nowotwór. To częściej niż w rosyjskiej ruletce, bo tam prawdopodobieństwo śmierci wynosi 1 na 6.
Przykładem była pani Wisława Szymborska, która paliła całe życie. Przyjaciele mówili o niej, że jest odporna na wszelkie nieszczęścia, ale w wieku prawie 90 lat zachorowała na raka płuca. Dałbym kilo złota przeciwko orzeszkom, że gdyby nie paliła, to by na raka nie zachorowała. Znam lepsze sposoby na umieranie niż rak. Rzucenie palenia w każdym wieku jest więc benefitem. Lepiej dożyć 110 lat i wciąż pisać wiersze albo biegać maratony, jak to się coraz częściej ludziom w podeszłym wieku zdarza.
Nie tylko palacze chorują na raka.
Ciągle nie mamy całej wiedzy o procesie nowotworzenia. Rak to schorzenie, które polega na błędzie, na uszkodzeniu DNA, tej substancji, która steruje rozwojem komórkowym – odpowiada za przemianę komórek, za ich rodzenie się, odtwarzanie. Z różnych powodów może dojść do uszkodzenia DNA, mówiliśmy o czynnikach zewnętrznych, na które możemy mieć wpływ. Dym tytoniowy, promienie jonizujące, rakotwórcze wirusy. Ale powodów zepsucia DNA jest bardzo wiele.
Dużo się mówi o uwarunkowaniach genetycznych.
Tak, ale musimy pamiętać, że zaledwie 5–10 proc. nowotworów jest związana z jakąś wadą genetyczną, z którą się rodzimy, ale żeby człowiek zachorował, musi być tych czynników więcej. Ale powtarzam: częstość nowotworów warunkowanych genetycznie jest bardzo niewielka. Zdecydowana większość to są nowotwory pojawiające się z powodu długotrwałego działania substancji czy czynników rakotwórczych. Są jeszcze nowotwory spontaniczne… Czyli? Wynikają z błędu, o który łatwo, kiedy w organizmie odbywa się bardzo dużo cykli przemian komórkowych. Komórka może ulec „zepsuciu” i prowadzić do nowotworzenia. To są bardzo skomplikowane procesy. Ale organizm nie jest całkiem wobec nich bezbronny – uruchamia procesy naprawcze na różnych poziomach. Upraszczając, mogą one naprawić tę zmianę DNA w komórce, albo „zabić” zepsutą komórkę lub poprzez procesy immunologiczne wydalić ją z organizmu.
To dobra wiadomość.
Te mechanizmy obronne są ogromnie ważne, w tej chwili bardzo dużo się nad nimi pracuje, na przykład badania nad obroną immunologiczną doprowadziły do pierwszych zastosowań klinicznych. Są obserwacje wynikające z ewolucji, że pewne wielkie ssaki, u których błędy spontaniczne pojawiają się niezwykle często z powodu ich masy, mają tak silną obronę przeciwko uszkodzonym komórkom, że bardzo rzadko albo wcale nie chorują na raka! Tak że badania nad obroną immunologiczną idą pełną parą.
Co poza rzuceniem palenia możemy zrobić, żeby nie chorować?
Od wielu lat powstaje i wciąż jest aktualizowany Europejski Kodeks Walki z Rakiem, który mówi, co każdy powinien wiedzieć o raku. My to nazywamy alfabetyzacją nowotworową. Tak jak każdy zna alfabet, tak każdy powinien wiedzieć, czego nie robić, żeby się nie narażać. Że jak nie palę, nie zachoruję na raka płuc, ale i zmniejszę ryzyko raka przełyku, krtani, trzustki, nerek i pęcherza moczowego. Jeśli wiem, że infekcja brodawczakiem może prowadzić do raka szyjki macicy, zaszczepię się, aby tej infekcji nie mieć.
Europejski Kodeks bardzo stanowczo eliminuje z naszego życia alkohol. To chyba największe zaskoczenie dla wielu z nas.
Alkohol jest rakotwórczy. Kropka. Trudno tu znaleźć pole do dyskusji. Badania naukowe pokazują, że może on przechodzić w aldehyd octowy, który jest pochodną substancji rakotwórczych. Niedawno moi koledzy z London School of Hygiene opublikowali w „British Medical Journal” duże badanie na 261 tys. osób, które podważa tezę o pozytywnym wpływie picia małej ilości alkoholu na serce. Wynika z niego, że każde zmniejszenie ilości spożywanego alkoholu (także u mało i umiarkowanie pijących) korzystnie wpływa na kondycję układu sercowo-naczyniowego.
Mówi się, że im szybciej wykryje się raka, tym większe szanse dla chorego.
To prawda, ale ja bym powiedział, że nie chodzi tylko o szybkość, bo kilka dni czy tygodni nie mają takiego znaczenia jak to, żeby to zrobić dobrze! O ile z większością nowotworów złośliwych lekarz ma szansę się nie spotkać w ciągu swojego życia zawodowego, o tyle nowotwór sutka jest w tej chwili tak częsty, że praktycznie każdy chociaż raz się z nim zetknie. I powinien wiedzieć, jak postępować. Potrzebna jest pewna pokora ze strony lekarzy w procesie diagnostycznym. Tego nie załatwi się w jakimkolwiek szpitalu, nawet jeśli będzie urynkowiony. Potrzebne są wysoko wyspecjalizowane jednostki. Od lat postulujemy powołanie Narodowego Centrum Onkologii i Hematologii. Takie instytucje istnieją w wielu krajach i pozwalają na stworzenie spójnego systemu prewencji pierwotnej, badań przesiewowych, edukacji, leczenia. Ale to wciąż przed nami.
Czym tłumaczy pan taki wzrost zachorowań na raka piersi?
Powody nie do końca są jasne. Dobra wiadomość jest taka, że w ostatnich dziesięcioleciach doszło do przełomu w leczeniu tej choroby. W Wielkiej Brytanii i USA o połowę spadła umieralność na raka piersi, jesteśmy na dobrej drodze, aby ten wynik poprawić.
* Problem w tym, że chorzy za późno o chorobie się dowiadują. Polacy nie robią badań kontrolnych, denerwuje to pana?*
Ja się denerwuję na siebie, nie na ludzi. Ludzie są mądrzy, gdybyśmy docierali do nich z informacją, stworzyli system edukacji, budowania kompetencji, to by badania robili. Także nam, lekarzom, czasami tych kompetencji brakuje. Powodem do smutku jest dla mnie, że ciągle jeszcze co roku umiera w Polsce 1700 kobiet na raka szyjki macicy. Można go wykryć badaniem cytologicznym i skutecznie leczyć. Podobnie raka jelita grubego: przecież wystarczyłoby zrobić jedno w życiu badanie, aby go uniknąć: przesiewowe, w wieku 55–65 lat. Tylko kto o tym pamięta?
Czy to nie lekarz powinien pamiętać?
Powinien. Lekarzy też powinniśmy edukować.
Na szczęście bardzo wielu jest takich, którzy sami o to dbają. My, pacjenci, nagradzamy ich Nagrodą Aniołów Medycyny.
Znam wielu wspaniałych lekarzy. Ale pacjenci najwyraźniej też, skoro przysyłają tak wiele zgłoszeń do nagrody. Jestem za. Nagradzanie tych, którzy na to zasługują, powinno przeważać nad pisaniem donosów. Pokazywanie i promowanie najlepszych postaw, ludzi którym należy się szacunek za to, że w warunkach, jakie wszyscy znamy, potrafią pracować z oddaniem, są kompetentni i bezinteresowni... czapki z głów.
Są dwie metody budowania społeczeństwa obywatelskiego: jedna przez negatywizm, mówienie, że wszystko jest źle, że się rozsypało itd. I druga – przez wychowywanie oparte na faktach, prawdzie i pokazywaniu, że można inaczej. Ta nagroda jest bardzo ważna. Nie tylko dlatego, że służy budowaniu kompetencji – przy jej okazji możemy rozmawiać o ważnych z tego punktu widzenia sprawach, ale także budowaniu więzi. To nie do przecenienia.
Autor: Joanna Rachoń
Cały wywiad jest dostępny we wrześniowym wydaniu magazynu "Mody na Zdrowie" – miesięczniku dostępnym w najlepszych aptekach.