Romansuję z żonatym i nie mam wyrzutów sumienia
„Powiem ci coś: mam romans z żonatym facetem” – Dominika zwierzyła się przyjaciółce na kawie. „I wiesz co? Wcale nie mam z tego powodu wyrzutów sumienia” – od razu dodała uprzedzając ewentualne pytania.
04.04.2012 | aktual.: 13.04.2012 16:25
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
„Powiem ci coś: mam romans z żonatym facetem” – Dominika zwierzyła się przyjaciółce na kawie. „I wiesz co? Wcale nie mam z tego powodu wyrzutów sumienia” – od razu dodała uprzedzając ewentualne pytania. „Sam za mną chodził, ja go nie uwodziłam. A poza tym: nie ma dzieci. Gdyby miał, nawet bym go nie dotknęła” – czy nawet wtedy, gdy sypiamy z czyimś mężczyzną, mamy zasady?
Prawda jest taka: prawie każda kobieta chociaż raz spotykała się z mężczyzną, który nie był wolny. Nie mówimy tutaj o regularnym romansie (choć to też), ale nawet o dwuznacznym wyjściu na drinka, gdzie seks aż unosił się w powietrzu. Zakazany owoc kusi każdego, ale nie każdy tej pokusie ulega.
- Tylko raz w życiu spotykałam się z facetem, który kogoś miał, ale długo zabiegał o moje względy, bo wiedział, że nie lubię tego typu sytuacji. Czułam się z tym bardzo źle, a właściwie sama ze sobą. Jak można się domyślić, ta historia nie zakończyła się dobrze – mówi 28-letnia Magda z Katowic. – Od tamtej pory mam zasadę, że nie robię tego, bo wyobrażam sobie, co by było, gdyby kiedyś, jakaś kobieta wycięła mi podobny numer – wyjaśnia.
Ale nie wszystkie kobiety wyznają tę zasadę, mają za to inne.
Zasada numer 1: Nie ma ślubu, zatem jest wolny
Marysia ma 27 lat. Całe życie marzyła o tym, by skończyć ASP. Jak sobie wymyśliła, tak zrobiła. Założyła własną działalność gospodarczą i projektuje wnętrza. Miała kilku facetów, ale żaden ze związków nie zakończył się ślubem. Od dwóch lat jest sama. A właściwie nie do końca…
- Marka poznałam w pracy. Wiem, standard – śmieje się. – Kupił ze swoją dziewczyną dom i zaczęli go urządzać. Poprosili mnie o kilka wskazówek co do tego, jak zaplanować wystrój kuchni. To Marek zawsze się ze mną kontaktował. Kiedy skończyliśmy razem pracować, wciąż wysyłał do mnie maile. Były niewinne, raczej zabawne, lubiłam je – wspomina Marysia.
Jednak dość szybko ta niewinna zabawa zaczęła przypominać odważny flirt. W końcu w sieci każdy czuje się bezpieczniej niż w „realu”. – Któregoś dnia zaprosił mnie na drinka. Powiedział, że chciałby mi podziękować, bo akurat dokończyli realizację mojego projektu i wszystko wygląda dokładnie tak, jak to sobie wymarzyli. Wiedziałam, że to tylko pretekst, ale mimo wszystko zgodziłam się. Chyba chciałam z nim wyjść, lepiej go poznać – mówi Marysia. Po tym drinku pojawiło się zaproszenie do kina i sprawy same potoczyły się w wiadomym kierunku.
Marysia spotyka się z Markiem od trzech miesięcy. Nigdy nie rozmawiają o przyszłości, niczego sobie nie obiecują. - On wie, że ja nie szukam stałego związku. Zauważył, że dużo pracuję i jestem niezależna. Odpowiada mi taki układ. Spotykamy się raz czy dwa razy w tygodniu. Mogę mu się zwierzyć, kiedy mam zły dzień, dzięki niemu nie brakuje mi seksu.
Marysia twierdzi, że nawet przez moment nie czuła się źle w tym układzie. Nie potrzebuje więcej, zatem nie jest zazdrosna o „tę drugą”, a raczej pierwszą. Nie ma też wyrzutów sumienia.
- Pewnie bym się z nim nie spotykała, gdyby był po ślubie. To już jest poważne zobowiązanie i uważam, że jak podejmujemy taką decyzję, to trzeba się jej trzymać, ale fakt, że ktoś z kimś mieszka, nie jest dla mnie aż tak ważny. Dzisiaj to normalne, że w ten sposób testujemy się przed podjęciem ważnej decyzji – dodaje Marysia.
Zasada numer 2: Nie ma dzieci, zatem wolny
Dla niektórych nawet ślub nie jest przeszkodą. Refleksje na temat zasad moralnych pojawiłyby się wtedy, gdy w grę wchodziłyby dzieci…
Jola poznała Michała w klubie, w męskim gronie opijał zaręczyny kolegi.
- Pożartowaliśmy chwilę przy barze, potem zaczęliśmy razem tańczyć. Wiedziałam, że jest żonaty ale od początku była między nami taka chemia, że nie dało się tego powstrzymać – opowiada Jola. Romans zaczął się osiem miesięcy temu i trwa do dziś. – Na początku w ogóle nie zastanawiałam się nad tym, czy tak można, czy nie można. Zawsze byłam taką osobą, która nie zwraca uwagi na to, co mówią inni, tylko robi tak, jak sama uważa. Ponieważ nie czułam się z tym źle, nie zmieniałam niczego – mówi Jola.
Przyznaje, że pierwsze wątpliwości pojawiły się po kilku tygodniach znajomości. Jola zdała sobie sprawę z tego, że to nie była jednorazowa sytuacja, tylko wdała się w romans. Szybko jednak znalazła sposób na to, by nie czuć się winna.
- Zastanawiałam się nad tym, jakbym się czuła ze świadomością, że rozbiłam komuś rodzinę. Przypomniałam sobie potworne historie moich koleżanek, które nakryły męża na romansie i nie wiedziały, co zrobić. Zawsze powtarzały, że one sobie poradzą, ale szkoda im dzieci. Tylko, że Michał nie ma dzieci. Nie mam takiego poczucia, jakbym rozbijała małżeństwo. Skoro ze mną sypia, czegoś brakuje mu w domu. Wina zawsze leży pośrodku – tłumaczy Jola. Twierdzi, że nigdy by sobie na to nie pozwoliła, gdyby wiedziała, że Michał ma rodzinę.
- Już w klubie zapytałam go o to, czy ma dzieci. Wtedy nie miałam pojęcia, że cała sytuacja tak się zakończy, ale czułam, że jest między nami silne napięcie seksualne i to pytanie samo mi się wyrwało – dodaje.
Zasada numer 3: Sam chciał
Trzeci typ to taki, któremu nic nie przeszkadza. Nieważne czy facet ma dziewczynę, narzeczoną, żonę i czy jest ojcem. Jeśli chodzi, flirtuje i zabiega o względy – znaczy, że sam chciał.
- Nie mówię, że nie myślę o jego rodzinie. Nigdy nie widziałam jego żony ani córki, sam raczej o nich nie wspomina, ale wiem, że istnieją. Zdarzało się, że miałam gorszy dzień albo wieczór. Tęskniłam za nim, byłam zła, że nie jest ze mną, tylko z nią, a ja nawet nie mogę zadzwonić. Wtedy nachodziły mnie takie myśli. Zastanawiałam się nad tym, co ja najlepszego wyprawiam – opowiada 29-letnia Lucyna, która ma romans z 41-letnim Pawłem.
Pracują w konkurencyjnych firmach, poznali się na jednym z przetargów. –Bardzo długo się przed nim broniłam. Wiedziałam, że mi się podoba, ale co z tego? Miał żonę, dziecko – odpuściłam sobie. Ale on się nie poddawał. Pojawiał się w tych samych miejscach co ja, często go widziałam na spotkaniach zawodowych, potem zaczął mnie zapraszać prywatnie. Czasem byłam naprawdę nieznośna, ale on nigdy się nie poddał, nie odpuścił – dodaje.
Lucyna twierdzi, że nie ma wyrzutów sumienia, bo nigdy go nie prowokowała, nie wykazywała zainteresowania.
- Sam chciał się ze mną spotykać. W końcu uległam. Nie czuję się tak, jakbym robiła coś źle, przecież nie oczekuję od niego, żeby zostawił rodzinę i zamieszkał ze mną. Choć przyznaje, niektóre noce są bolesne…
Ale jeszcze bardziej bolesne będą noce dziewczyny, narzeczonej, żony i córeczki, gdy prawda wyjdzie na jaw.
(asz/sr)