Słońce z tubki
Piękna opalenizna bez wystawiania skóry na szkodliwe działanie promieni słonecznych? Tak, to możliwe dzięki samoopalaczowi – zdrowemu sposobowi na brązową skórę.
18.05.2007 | aktual.: 31.05.2010 12:15
Piękna opalenizna bez wystawiania skóry na szkodliwe działanie promieni słonecznych? Tak, to możliwe dzięki samoopalaczowi – zdrowemu sposobowi na brązową skórę.
Nie chcesz rezygnować z brązowej skóry, a jednocześnie pragniesz uniknąć konsekwencji promieniowania słonecznego: szybszego starzenia się skóry, a tym bardziej nowotworu? A może chcesz utrzymać letnią opaleniznę, podczas gdy za oknem już jesienne słoty? Jest na to kilka sposobów.
Opalenizna w kremie
Producenci zapewniają, że opalenizna z samoopalacza będzie wyglądać naturalnie, będzie równomierna i bez brzydkich plam. Czy możemy ufać tym zapewnieniom? Nie do końca i nie w przypadku każdego produktu. Jakość nie zależy tu też od ceny: niekiedy drogie markowe samoopalacze mogą okazać się gorsze od tańszych produktów. Najlepiej samoopalacz wypróbować jeszcze przed kupnem: posmarować nim w sklepie wewnętrzną część przedramienia, po czym odczekać kilka godzin – bo tyle czasu samoopalacz potrzebuje na to, by zaczął działać, czyli by przyciemnił skórę. Nie ma co kierować się też sugestiami znajomych, bo na skórę każdego z nas samoopalacz zadziała nieco inaczej – to wszystko zależy od jej kwasowości, a także od grubości warstwy naskórka (im jest grubsza, tym uzyskany kolor będzie ciemniejszy) oraz od rodzaju i ilości poszczególnych aminokwasów w naszej skórze.
Osoby, których opalenizna pochodzi z tubki, najczęściej skarżą się na zbyt żółty, zbyt jasny lub nierównomierny odcień oraz ciemniejsze plamy. Tych ostatnich możemy uniknąć, jeśli prawidłowo posmarujemy się samooplaczem. A wbrew pozorom i – często również zapewnieniom na opakowaniach – zaaplikowanie samoopalacza wcale do prostych nie należy.
Balsamy przyciemniające skórę
Bardziej ostrożnym można polecić balsamy do ciała i kremy do twarzy, które oprócz nawilżenia, dają efekt lekkiego przyciemnienia skóry. Ponieważ opalenizna nie jest w ich przypadku intensywna, istnieje mniejsze ryzyko, że na skórze powstaną plamy w wyniku niedokładnego nałożenia kremu.
Chusteczki ze słońcem
A dla tych, którym się spieszy lub chcą zaaplikować sobie opaleniznę w trudnych warunkach, na przykład w podróży lub w pracy, wymyślono chusteczki samoopalające. Są to po prostu chusteczki nasączone niewielką ilością samoopalacza. Wystarczy skórę lekko przetrzeć chusteczką. Jedna sztuka wystarcza z reguły na posmarowanie twarzy szyi, dekoltu i obu ramion lub obu nóg. Na efekt trzeba czekać tyle samo, co w przypadku tradycyjnego samoopalacza.
Prysznic, który opala
Nie chcesz czeka kilku godzin na brązową skórę? Spece od kosmetyki odkryli jeszcze jeden ciekawy sposób na opaleniznę. Wystarczy wejść pod prysznic, który zamiast wodą pryska na klienta... samoopalaczem. W specjalnej kabinie barwiąca skórę emulsja jest rozpylana przez natryski z różnych stron – tak, żeby ciało pokryła równomierna warstwa preparatu. Po sześciu sekundach „malowania”, urządzenie automatycznie osusza klienta ciepłym powietrzem przez 30 sekund. Aby skóra miała ciemniejszy odcień (jak po wakacjach na Seszelach), wystarczy poddać się zabiegowi kilka razy z rzędu. Jak to działa?
To, że nasza skóra ciemnieje pod wpływem samoopalacza, zależy od zupełnie innych reakcji niż kiedy wystawiamy skórę na słońce. Działanie promieni słonecznych powoduje bowiem wydzielanie się ciemnego pigmentu – melaniny. Samoopalacz zaś pozwala uzyskać przyciemnienie skóry dzięki substancjom chemicznym, zawartym w jego składzie. Główna substancja aktywna samoopalacza to dihydroksyaceton (DHA) – rodzaj cukru stworzony w laboratorium, który bierze też udział w przemianie materii u człowieka. DHA wchodzi w reakcje chemiczne z aminokwasami z warstwy rogowej (a więc zewnętrznej) naskórka, w wyniku czego zabarwia go na brązowo. Efekty tej reakcji widać dopiero po dwóch, trzech godzinach, a po czterech do sześciu są one zakończone. U niektórych efekt widać dopiero po kilkukrotnym użyciu. A 10-15% ludzi w ogóle nie reaguje na DHA. Prawdopodobnie nie mają wystarczającej ilości potrzebnych do reakcji aminokwasów w swoim naskórku. Do niektórych nowoczesnych samoopalaczy dodaje się inny rodzaj cukru – erytrulozę, która –
jak zapewniają producenci – ma lepsze działanie brązujące.
Niektórych może drażnić niemiły zapach samoopalczy. Tak właśnie pachnie DHA. Na szczęście w nowoczesnych produktach nie czuć go, dzięki dodawanym substancjom zapachowym. Pamiętajmy, by nie zostawiać opakowania z samoopalaczem na słońcu, ponieważ DHA nie jest na nie odporny.
Kolejna sprawa, na którą musimy uważać, kiedy używamy samoopalacza, to plamy, jakie ten kosmetyk może pozostawić na ubraniu, jeśli dopuścimy do zetknięcia się z materiałem. Na opakowaniach wielu produktów zamieszczone jest ostrzeżenie, by nie dopuścić do kontaktu z ubraniem, a najlepiej po wsmarowaniu samoopalcza w ciało odczekać jakiś czas, zanim ponownie się ubierzemy. Na szczęście palmy po samoopalaczu w większości przypadków są łatwo spieralne.
A zatem mimo wszystkich swoich wad, samoopalacz ma nad słońcem jedną niezaprzeczalną i bardzo istotną przewagę: nie szkodzi zdrowiu. Pamiętajmy tylko, że opalenizna z samoopalacza w żadnym stopniu nie chroni od oparzenia słonecznego. Nie wytwarza bowiem naturalnego pigmentu skóry, a to on jest naszą naturalną ochroną przed zbytnim napromieniowaniem. Skóra brązowa od samoopalacza nie może się więc na słońcu obyć bez kremu ochronnego z filtrem przeciwsłonecznym.