Blisko ludzi90-latka stanie przed sądem za zbrodnie w Auschwitz

90‑latka stanie przed sądem za zbrodnie w Auschwitz

19.03.2014 14:41, aktualizacja: 19.03.2014 15:16

Auschwitz-Birkenau to największy zespół niemieckich obozów koncentracyjnych założonych podczas II wojny światowej. Liczbę osób, które tam zginęły, szacuje się na 1,5 miliona. Ostatni świadkowie tych wydarzeń powoli odchodzą z tego świata.

Auschwitz-Birkenau to największy zespół niemieckich obozów koncentracyjnych założonych podczas II wojny światowej. Liczbę osób, które tam zginęły, szacuje się na 1,5 miliona. Ostatni świadkowie tych wydarzeń powoli odchodzą z tego świata. I choć wielu oprawców zostało ukaranych, część do dziś uniknęła sprawiedliwości. Mogą zacząć się bać, ponieważ wciąż są prowadzone śledztwa, które mają wskazać winnych.

Niemiecka prokuratura postawiła zarzuty 90-letniej Giseli S., obecnie emerytce przebywającej w domu opieki społecznej w Hamburgu. Z dokumentów znalezionych w Archiwum Rządowym w Berlinie wynika, że wstąpiła do SS w 1940 roku. Była fanatyczną zwolenniczką nazizmu, uwielbiała Hitlera. Służba w KL Auschwitz była dla niej kolejnym stopniem kariery.

Gisela S., z domu Demming, zajmowała się przede wszystkim nadzorowaniem i dyscyplinowaniem więźniarek. Znana była z bicia i obrażania ofiar. Lubowała się w zamykaniu ich w celach stojących. Ta „kara”, wymierzana nawet za najdrobniejsze przewinienia, polegała na umieszczaniu do 15 osób w maleńkich, wąskich celach, w których nie było można nawet usiąść. Więźniowie często nie wychodzili stamtąd żywi.

Podczas służby w obozie Gisela S. zakochała się w doktorze SS Franzu Lucasie. Rzuciła go po tym, jak zaczął sprzeciwiać się drastycznym eksperymentom, które dr Josef Mengele przeprowadzał na więźniach. Mengele, zwany „aniołem śmierci”, jest uważany za prawdziwego potwora. Lubował się szczególnie w badaniach bliźniąt. Chętnie wyszukiwał je spośród transportów przeznaczonych do zagazowania, żeby przeprowadzać na nich brutalne i zupełnie niepotrzebne eksperymenty.

Gisela S. od dawna była podejrzewana o zbrodnie wojenne. Postawiono ją nawet przed sądem w procesie załogi Auschwitz w 1960 roku, ale udało jej się uniknąć więzienia, głównie z powodu braku żyjących świadków.

Gdyby teraz została skazana, byłaby jedną z niewielu spośród 3700 strażniczek, wobec których wyciągnięto prawne konsekwencje.

Obecnie Gisela S. jest jedną z 30 żyjących strażników Auschwitz, którzy mieszkają w Niemczech. Sześć z nich to kobiety. Obecnie wszystkim bardzo dokładnie przygląda się prokuratura.

Nie obyło się zresztą bez skandalu. Jak podał wczoraj PAP, na stronie internetowej angielskiej gazety „Daily Mirror” pojawiła się informacja o tym, że Gisela S. pracowała w „polskich obozach koncentracyjnych”. Zaprotestował przeciwko temu rzecznik ambasady RP w Londynie Robert Szaniawski. Dzięki jego interwencji informację zmieniono na „obozy koncentracyjne na terenie okupowanej Polski”.

Nie zapomnijmy

Niektórzy zastanawiają się, czy warto wciąż zajmować się szukaniem oprawców z KL Auschwitz, niemal 70 lat po wyzwoleniu. Wydaje się jednak, że śmierć 1,5 mln osób to wystarczające uzasadnienie.

Kompleks KL Auschwitz-Birkenau w okolicach Oświęcimia i Brzezinki był zbudowany w jednym celu: Niemcy chcieli zlikwidować swoich przeciwników. Osadzano tam więźniów z całej Europy, głównie z Polski. Byli zmuszani do ciężkiej pracy po kilkanaście godzin dziennie. Spali w ciasnych barakach, w kilka osób na jednym sienniku. Nie mogli się umyć czy przebrać. Tracili godność, pochodzenie, przynależność narodową – w obozie stawali się numerami, które tatuowano im na przedramionach.

Racje żywieniowe były wyliczone w taki sposób, że zdrowy, silny człowiek mógł przeżyć w obozie nie dłużej niż trzy miesiące. W ciągu dnia więźniowie dostawali jedynie kawę, trochę rozwodnionej zupy i kilkadziesiąt dekagramów razowego chleba. W obozie normą były wszy, pchły i tyfus, które dziesiątkowały więźniów. Osadzonych często rozstrzeliwano lub zabijano zastrzykiem fenolu w serce.

Obóz Auschwitz był też miejscem zagłady Żydów z całej Europy. Zginęło ich prawdopodobnie 1,1 miliona. Większość trafiała z transportów wprost do komór gazowych.

Nie chcemy i nie możemy zapomnieć o tych straszliwych zbrodniach. Choćby dlatego, żeby nigdy się nie powtórzyły.

(sr/mtr), kobieta.wp.pl

POLECAMY:

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (190)
Zobacz także