Alexa Łuczak: polska modelka zdobywa Tokio
Miała 15 lat, gdy po raz pierwszy przyjechała do Japonii. Dziś Alexa Łuczak mówi po japońsku, a o kontrakty modelingowe konkuruje z tamtejszymi dziewczynami. Ale zamiast o okładkach "Vogue'a", marzy o zbawieniu świata. A przynajmniej o byciu reporterką-podróżniczką.
Azja to dla większości modelek przystanek na drodze do Paryża, Nowego Jorku czy Londynu. Żeby zapewnić sobie miejsce na najważniejszych wybiegach i okładkach, trzeba najpierw przejść coś w rodzaju obozu zerowego dla modelek. To kilkumiesięczne kontrakty w Los Angeles, Hong Kongu czy Tokio. Młodziutkie modelki chodzą na castingi, zdobywają pierwsze zlecenia, najczęściej uczestniczą w komercyjnych czy lifestyle'owych projektach. Jeśli mają szczęście, do drzwi zaczynają pukać Dior, Chanel i inne wielkie domy mody.
Do drzwi Alexy Łuczak również zapukali. 24-latka z Łodzi pracowała dla Diora, Chanel, Marca Jacobsa, Gucci, Shiseido czy Ponds. Mieszkała w Nowym Jorku i Los Angeles. Teraz czas dzieli między Japonię i Hawaje.
Japońska pierwsza liga
W Tokio jest wziętą modelką, która jako jedna z niewielu Europejek jest w lokalnym japońskim oddziale (tzw. dywizji) w agencji modelek. – Przeważnie modelki z Europy, które pracują w Azji, są w dywizjach europejskich. To, że Alexa jest w dywizji japońskiej, jest ogromnym sukcesem. O kontrakty konkuruje przede wszystkim z lokalnymi dziewczynami – podkreśla Maggie Haese, managerka i agentka Alexy.
Z modelką i managerką, do której Alexa mówi "ciociu", spotykamy się w Warszawie. Rzadko zdarza się, aby obie kobiety były w tym samym czasie w Polsce. Alexa głównie przebywa w Azji. Maggie mieszka w USA.
Na drugi koniec świata tylko z dobrą agencją
To ona odkryła dziewczynę, gdy ta miała zaledwie 13 lat. Po raz pierwszy Alexa pojechała do Japonii pracować jako modelka, gdy miała 15 lat. Moja pierwsza myśl? Jak długo musiała przekonywać rodziców, by zgodzili się na wyjazd na koniec świata.
– Niedługo – odpowiada Alexa. – Ja byłam bardzo odpowiedzialną nastolatką. Moja mama ufała mi, ufała mojej agentce i agencji, do której jechałam. Ale rozumiem, że dla wielu rodziców taka wyprawa jest nie do pomyślenia – Łuczak tłumaczy, że kluczem jest znalezienie dobrej, zaufanej agencji. A jak to zrobić?
– Przede wszystkim trzeba sprawdzić opinie o danej firmie. Fajnie, jeśli można porozmawiać z kimś, kto zna się na tym biznesie. Dla mnie najważniejsza okazała się intuicja. Gdyby coś mi podpowiadało, że dane miejsce nie jest dla mnie, gdybym czuła się nieswojo, szukałabym dalej. No i pieniądze. Jeśli na dzień dobry agent żąda wyłożenia wielkich pieniędzy na pokrycie kosztów sesji, stworzenia portfolio, to należy mieć się na baczności – tłumaczy Alexa, a Maggie dodaje, że to podstawowa różnica między rynkiem polskim i amerykańskim.
W USA modelki często muszą na początku wyłożyć własne pieniądze. – Ja nie musiałam tak pracować. Gdy jechałam za granicę, agencja pokrywała koszty podróży, zakwaterowania, a ja potem stopniowo oddawałam dług. Odpowiednie kwoty, z góry ustalone, były potrącane z mojego wynagrodzenia. Wychodzę z założenia, że jeśli agencja mnie chce, widzi we mnie potencjał, to we mnie inwestuje i pomaga mi na początku.
Witaj w domu modelek
Początki Alexy Łuczak w Tokio były dość typowe. Bieganie z castingu na casting, mieszkanie w "domu modelek". – To ostatnie przypomina trochę mieszkanie w akademiku. Jest nas sporo, mamy podobne cele, jesteśmy młode – wspomina modelka, która od kilku lat mieszka sama. – Czy jest jak w programach o modelkach, że wkładacie sobie szpilki do butów i walczycie o te same kontrakty? – pytam .
–Nie! Jest naprawdę przyjaźnie, a rywalizacja nie jest zacięta. Mamy różne typy urody więc nie jest tak, że codziennie cały dom idzie na ten sam casting. Jasne, zdarzają się nielubiane flądry, jak w każdej grupie – Alexa uśmiecha się, a ja jestem pod wrażeniem jej pięknej polszczyzny.
Marzenie o sprzątaniu (świata)
Z kraju wyjechała jako piętnastolatka. Jej Polska edukacja skończyła się na pierwszej klasie ogólniaka. Ostatecznie szkołę średnią skończyła w USA, przez internet. Potem przez lata nie miała jak pogodzić pracy z nauką. Ale w tym miesiącu zaczęła studia na uniwersytecie stanowym w Oregonie. Również przez internet.
– Studiuję nauki o środowisku naturalnym, inżynierię. I do tego chcę zrobić drugi fakultet z dziennikarstwa, bo to połączy wszystko to, czym się interesuję – młodziutka modelka z pasją opowiada o wyspie śmieci na Pacyfiku, o pływających jednostkach, które mają ją "ogarnąć" i marzeniach o stażu w organizacji, która sprząta ocean. Jest autentyczna, bardzo ożywiona. Choć towarzyszy nam jej managerka, rozmowa nie jest kontrolowana, a Alexa nie musi upewniać się, czy dobrze odpowiedziała na moje pytania.
Szlifowanie języków
Czasem wrzuca angielskie słówka, gdy brakuje jej polskich. Ale natychmiast przeprasza i tłumaczy, że stara się nie mieszać języków. – Mam przyjaciółkę, która wykłada na jednej z uczelni w Tokio. Jest Polką. Gdy robię takie wtręty z angielskiego czy japońskiego, od razu pyta: "a jak to powiesz po polsku?" – kontakt z ojczystym językiem Alexa ma również dzięki mamie, która wprawdzie mieszka w Chicago, ale z córką codziennie rozmawia po polsku, podsyła jej książki i audiobooki.
A jak jest z japońskim? – Mówię całkiem dobrze, z czytaniem i pisaniem idzie trochę gorzej, ale też sobie radzę. Bardzo żałuję, że do tej pory nie miałam czasu, żeby pójść do porządnej szkoły języka japońskiego. Miałam trochę lekcji prywatnych, ale najlepszą szkołą jest praca – a tej modelce nie brakuje.
W Tokio Alexa codziennie ma sesje, castingi, spotkania. Ponieważ mówi po japońsku, szybko zainteresowały się nią media. Przez rok była współprowadzącą w telewizyjnej śniadaniówce. Jest zapraszana na imprezy nie tylko z branży modowej, od 5 lat ma swoją kolumnę w japońskim magazynie Ginger. – Czasem znajduję swoje zdjęcia w japońskich serwisach plotkarskich, ale paparazzi raczej za mną nie chodzą – śmieje się.
Polskie tęsknoty
Zdecydowanie częściej chodzą za nią… ogórki kiszone. – Ilekroć ktoś z Polaków mieszkających w Tokio wraca z domu, pierwsze pytanie to: "A ogórki kiszone przywiozłeś"? Przywożą wszyscy, ja też. Bo ani kiszonych, ani nawet składników na kiszone znaleźć się nie da. A buraki? Na wagę złota – choć Alexa od 8 lat mieszka w Azji, za polskimi smakami nadal tęskni. Wszystko inne da się zorganizować.
- W Japonii trzymam się z Polakami. Moje dwie najbliższe przyjaciółki to Polki. Z rdzennymi Japonkami nie mam bliskich przyjaźni. Japończycy są otwarci, ale zdystansowani. Nikt nie zadzwoni do ciebie spontanicznie, bo ma wolny dzień i zaprasza cię do siebie. Są uprzejmi, mili, ale zachowują rezerwę. To inny typ gościnności niż polski – stwierdza modelka, ale szybko dodaje, że uwielbia pracować z Japończykami.
- To świetny naród pod względem etyki pracy. Są profesjonalni, punktualni, spokojni i opanowani. Są dobrze zorganizowani. Nie narzekają. Nie wydziwiają. Nie wykorzystują modelek tak, jak w Chinach. Każda nadgodzina jest rozliczana i opłacona. Japonia to kraj jakości – podkreśla Alexa.
Czy to jej miejsce na ziemi? – Jedno z wielu. Błagam, nie pytaj, gdzie bym mieszkała, gdybym mogła wybrać tylko jedno miejsce. W mojej pracy fantastyczne jest to, że mogę podróżować. Że trochę mieszkam w Tokio, trochę na Hawajach, gdzie również pracuję jako modelka, ale też szkolę się jako instruktorka jogi. Ostatecznie pewnie osiądę w Stanach albo Europie, bo tempo w Tokio jest szaleńcze. Gdy tylko mogę, uciekam w naturę – mówi Polka, ale dodaje, że kocha Tokio za niezliczone bary z karaoke. Potrafi, wzorem Japończyków z "Między słowami", prześpiewać całą noc.
Czystej krwi Polka
Jednak najbardziej "japońska" jest jej uroda. Niepoprawiana, autentyczna i w 100 proc. polska. – Czasem na castingach mówię, że mam japońskie korzenie, bo nie chce mi się po raz kolejny tłumaczyć, że jestem Polką, urodziłam się w Polsce, moi rodzice są Polakami. Taka jest prawda, ale niewinne kłamstewska czasem się przydają – rozmawiamy przez chwilę o poprawianiu urody.
– Japonki robią korektę powiek, żeby uzyskać to załamanie, które mają Europejki. Ale błagam, nie myśl, że robią to po to, żeby wyglądać jak białe kobiety. Chodzi o nadanie twarzy wyrazu, a nie kompleksy na punkcie innych ras. Poza tym Japonki są fankami laserowej depilacji i rygorystycznie pilnują, żeby na ich skórze nie pojawiały się piegi czy pieprzyki. Wszystkie są natychmiast usuwane – tłumaczy.
O Japonii, Hawajach, życiu w duchu less-waste mogłaby odpowiadać godzinami. Słucha się jej przyjemnie, szybko skraca dystans, łatwo się ją lubi. Pewnie dlatego odcinek programu "Jestem z Polski" z udziałem Alexy był tak ciekawy.
Modelka rozsmakowała się w telewizji. Marzy o własnym programie podróżniczym, o możliwości opowiadania historii i pokazywania ludziom różnych zakątków świata. Marzenia te pewnie niedługo zrealizuje. Do Polski przyjechała, żeby sprzedać swój pomysł jednej ze stacji telewizyjnych.
– To może być hit – mówi jej managerka, tak, jak musi mówić każdy manager o przedsięwzięciach swoich podopiecznych. Ale w przypadku Alexy nie jest to zdanie naciągane. W jesiennej ramówce wypatrujcie wyglądającej na Japonkę ślicznej Polki. Bo jeśli nie pojawi się w stacji, z którą prowadzi rozmowy, z pewnością szybko "przejmie" ją konkurencja. A przynajmniej taką mam nadzieję.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl