Anna Wendzikowska
Co sądzisz o osobach, które żyją z krytykowania innych? Mamy w Polsce kilka takich osób, które na tym zbudowały swoją karierę.
Uważam, że budowanie własnej pozycji na krytykowaniu innych jest próżne. Odbijanie się od czyjejś aktywności, by samemu wypłynąć, jest po prostu słabe. Dodatkowo nie lubię, gdy coś jest budowane na podwalinach złej energii. Niedawno byłam na konferencji prasowej z okazji premiery filmu "The Butler" (polska premiera odbędzie się w grudniu 2013 - przyp. red.). Film opowiada historię kamerdynera Białego Domu, który na przestrzeni trzech dekad służył ośmiu prezydentom. W roli prezydentów występuje cała plejada gwiazd, m.in. Robin Williams i John Cusack. W czasie tego spotkania, wstała pewna pani krytyk i zarzuciła reżyserowi, że żaden z aktorów nie jest podobny do prezydenta, którego odgrywa. Była bardzo niezadowolona z tego faktu. Reżyser odpowiedział jej, że właśnie dlatego ona jest krytykiem, a on reżyseruje filmy. I chyba coś w tym jest, że krytycy to niespełnieni twórcy: reżyserzy, aktorzy, pisarze. Zawód krytyka żeruje na pracy innych.
Bywasz zarówno na dużych światowych premierach, wydarzeniach jak i tych polskich. Czuć dużą różnicę?
Niezaprzeczalnie. Imprezy np. w Stanach Zjednoczonych są międzynarodowe, więc i budżety są dużo większe. Wszystko jest bardziej eleganckie i "glamour". W Polsce rynek jest mniejszy, więc jest dużo skromniej. Obserwuję, że coraz lepsza jest organizacja tych wydarzeń, od zaplecza. Nadal jednak brakuje dobrego wsparcia marketingowo - PR-owego.
Rozmawiał: Łukasz Kędzior/Eksmagazyn.pl