Blisko ludziAung San Suu Kyi. Wyjątkowy zbiór błyskotliwych zwycięstw

Aung San Suu Kyi. Wyjątkowy zbiór błyskotliwych zwycięstw

- Śmiech pomaga w walce o demokrację. Dopóki możemy się śmiać, jesteśmy wolni. Dyktatorzy boją się śmiechu – mówiła w jednym z wywiadów. Dla walki o prawa człowieka i wolną Birmę poświęciła siebie i swoją rodzinę.

Aung San Suu Kyi. Wyjątkowy zbiór błyskotliwych zwycięstw
Źródło zdjęć: © Eastnews
Magdalena Drozdek

09.11.2015 14:57

- Śmiech pomaga w walce o demokrację. Dopóki możemy się śmiać, jesteśmy wolni. Dyktatorzy boją się śmiechu – mówiła w jednym z wywiadów. Dla walki o prawa człowieka i wolną Birmę poświęciła siebie i swoją rodzinę. Aung San Suu Kyi nigdy nie zrezygnowała ze swojej politycznej ścieżki, choć wojskowa junta zamieniła jej życie w piekło.

Jej imię przetłumaczyć można jako „wyjątkowy zbiór błyskotliwych zwycięstw”. Teraz prawdopodobnie będzie się cieszyć kolejnym – zwycięstwem w pierwszych od lat demokratycznych wyborach.

Birmańczycy mówią o niej jako swojej mamie lub cioci. Wielokrotnie porównywano ją do Indiry Gandhi. Punktów wspólnych można znaleźć przynajmniej kilka. Obu marzył się wolny kraj, gdzie rządzący będą przestrzegać praw człowieka, ojcowie walczyli o niepodległość. Aung San był wybitnym politykiem, który negocjował z Brytyjczykami niepodległość kraju w 1947 roku. Jeszcze tego samego roku zamordowali go jego polityczni rywale.

Małą Aung San Suu Kyi i jej dwoma braćmi opiekowała się więc samotnie matka. Młodszy z nich utonął w jeziorze mając zaledwie 8 lat. Starszy wyemigrował do Stanów. Po śmierci męża, jej matka także zajęła się polityką. Razem z dziećmi wyjechała do Indii, gdzie została ambasadorem kraju. Aung San Suu Kyi otrzymała najlepsze wykształcenie. Matka wysłała ją na studia do Anglii. Po obronieniu dyplomu na Oxfordzie wyjechała do Nowego Jorku, gdzie zamieszkała u przyjaciela rodziny, Ma Than E, który przed laty był słynnym birmańskim piosenkarzem. Suu Kyi pracowała przez 3 lata w ONZ.

W 1972 roku poślubiła Michaela Arisa, którego poznała jeszcze na studiach. Razem wyjechali do Bhutanu. Niedługo później urodził się ich pierwszy syn, drugi przyszedł na świat 4 lata później. Od tej pory Suu Kyi miała pogodzić życie rodzinne i karierę polityczną.

„Wszędzie czai się strach”

Działaczka wróciła po latach do Birmy. Chciała zaopiekować się chorą matką, skończyła jako więzień polityczny. Mąż odwiedził ją tylko kilka razy. W 1995 roku przyjechał, by mogli wspólnie spędzić święta. Ta wizyta okazała się ich ostatnim spotkaniem. Dwa lata później lekarze wykryli u niego raka prostaty. Mimo starań prominentnych polityków i samego papieża Jana Pawła II, birmański rząd nie przyznał mu wizy. Pozwolili za to Suu Kyi pojechać do męża. Odmówiła, bo wiedziała, że już nigdy nie będzie mogła wrócić do rodzinnego kraju.

Suu Kyi została oddzielona od rodziny. Dzieci mieszkały w Anglii i zobaczyły matkę dopiero w 2011 roku. – Dla mnie jako matki, największe poświęcenie to porzucenie synów. Zawsze byłam świadoma tego, że inni poświęcają znacznie więcej. Nie mogę zapomnieć o znajomych, którzy gniją w więzieniach i cierpią nie tylko fizycznie, ale i psychicznie, bo wiedzą, że ich rodziny nie mogą czuć się bezpiecznie w tym kraju – wspominała w jednym z wywiadów.

Lata 80. w Birmie to czas zmian. Jej powrót do kraju zbiegł się z odejściem generała Ne Wina. To była szansa dla opozycji, która do tej pory była przez reżim brutalnie tłumiona. Na czele nowo powstałej Narodowej Ligi na rzecz Demokracji stanęła więc Suu Kyi. Przeprowadzono wybory, gdzie uzyskali większość głosów.

- Piękna Birmanka ma wszelkie dane ku temu, żeby zostać premierem Birmy. Ale nie zostanie. Dlaczego? Bo junta wymyśliła ponury orwellowski żart. 10 maja, niezależnie od wielkiej liczy ofiar tajfunu, w Birmie odbędzie się referendum, w którym dyktatura wojskowa zapyta obywateli, czy zastąpić dotychczasowe dekrety o stanie wyjątkowym konstytucją. Konstytucją napisaną oczywiście przez reżim, pozostawiającą wszystko po staremu – pisał dla „Polityki” Krzysztof Mroziewicz.

Aung San Suu Kyi marzyła o demokracji. Stała się największym wrogiem rządu, który postanowił ją uwięzić. Jeszcze kilkukrotnie oferowano jej opuszczenie kraju. Zawsze rezygnowała. W 1990 roku przyznano jej Pokojową Nagrodę Nobla, którą odebrali jej synowie.

Uwięziona demokracja

Kobieta spędziła w areszcie domowym ponad 15 lat. W tym czasie odwiedzało ją wielu polityków i działaczy. Sama Suu Kyi oddawała się studiowaniu buddyzmu. Gdy w 2008 roku przez kraju przetoczył się cyklon Nargis, kobieta została dosłownie bez dachu nad głową. Huragan urwał dach, przez co straciła prąd. Nikt nie zapewnił jej generatora. Prawie rok żyła w ciemnościach. Areszt domowy zakończył się dopiero w 2010 roku.

- Demokracja to wolność słowa. Demokracja to kontrolowanie rządu. Ja zaakceptuję kontrolę narodu nad sobą. Nie żywię żadnej urazy do tych, którzy mnie przetrzymywali w areszcie domowym. Służby bezpieczeństwa traktowały mnie dobrze. Wierzę w prawa człowieka i w zasady prawa. Potrzebuję energii ludzi. Chcę usłyszeć głos narodu, a potem zdecydujemy, co chcemy robić – mówiła po wyjściu na wolność.

Dziennikarze „New York Timesa” sugerowali, że uwolniono ją tylko dlatego, że po nowych wyborach byli już w stanie kontrolować opozycjonistów. Rozpoczął się proces stopniowej demokratyzacji Birmy, który do tej pory się nie zakończył. Aung Sau Suu Kyi podróżowała po całym świecie, spotykając się z m.in. Barackiem Obamą czy Lechem Wałęsą. Na jej politycznej karcie nie brakuje jednak rys. W 2012 roku została skrytykowana za zignorowanie wydarzeń w Rakhine, gdzie doszło do poważnego konfliktu pomiędzy buddystami a muzułmanami. Podczas zamieszek ucierpiało ponad 90 tys. mieszkańców.

md/ WP Kobieta

politykawyborybirma
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)