UrodaBal debiutantek, a może wesele? Trudno uwierzyć jak wygląda studniówka AD 2017

Bal debiutantek, a może wesele? Trudno uwierzyć jak wygląda studniówka AD 2017

Bal debiutantek, a może wesele? Trudno uwierzyć jak wygląda studniówka AD 2017
Źródło zdjęć: © PAP
Maria Kowalczyk
13.01.2017 14:37, aktualizacja: 24.04.2019 11:26

Suknie od projektantów, garnitury jak na wesele, drogie lokale, wynajem limuzyn, hoteli, makijażystów i fryzjerów. To są właśnie „niezbędniki” przyszłych maturzystek i maturzystów szykujących się na studniówkę. Ile tak naprawdę kosztuje i czy aby komuś nie pomyliły się imprezy z organizacją wesela - sprawdzamy.

Pamiętam program „My Sweet Sixteen” oglądany „dla beki” na MTV. Dla amerykańskich nastolatek urządzenie 16 urodzin (odpowiednik naszych 18-stek) uważane jest za najważniejsze w życiu. To rytuał przejścia w stan niby-dorosłości, wszak w większości stanów naprawdę dorosłym stajesz się w wieku lat 21, czyli aż pięć lat po wielkiej imprezie na tysiąc fajerek. Każdy nastolatek - jubilat, pod koniec imprezy dostaje kluczyki do "wypasionego” samochodu, ponieważ w USA w tym wieku już można prowadzić auto. Każdy zaprasza dziesiątki lub kilkaset gości, znany zespół bądź wokalistę, szyje strój u projektanta lub kupuje w najlepszym butiku, itp. Oczywiście te imprezy, którymi chwalą się ich bohaterowie w programie na MTV są urządzane „na bogato” i zdarzają się jedynie u bardzo zamożnych ludzi (zwykle producentów muzycznych, filmowych, itd.). Ogląda się to przyjemnie, bo jest dalekie od naszej polskiej szarej rzeczywistości.
Ale czy na pewno aż tak dalekie? Oglądając przygotowania mojej najmłodszej siostry do 18-stych urodzin (pod koniec ubiegłego roku) i do studniówki, która odbyła się tydzień temu, stwierdziłam, że mam deja vu. Że już to kiedyś widziałam i słyszałam i było to na MTV! Pieniądze, ilość przygotowań, przeżywania, rozmów, lęków czy wszystko się uda, zdecydowanie przerosła pod każdym względem moje wszystkie imprezy razem wzięte. Bez złośliwości, bo kocham moją siostrę, ale skalę przedsięwzięcia porównałabym jedynie do własnego wesela. Z tym, że za moje wesele płaciliśmy sami, a tutaj imprezę sponsorują rodzice. Postanowiłam więc rozebrać cały ten studniówkowy szał na czynniki pierwsze.

Pierwsza wpłata w maju…
Za studniówkę moja siostra i cała jej szkoła zapłaciła - przynajmniej według moich standardów - dość dużo, bo 450 zł od osoby (nie wliczając w to partnera, przyszła z kolegą z tej samej szkoły). Żeby stawka nie wydawała się zbyt kosmiczna, pierwszą opłatę pobrano od rodziców już w maju 2016 r. (50 zł), drugą we wrześniu (200 zł), a kolejną w październiku 2016 (200 zł). Czy wszystkich ze szkoły stać jest na tę imprezę? Z tego co wiem kilka osób z klasy na nią nie poszło…

I tu pojawia się pierwsze pytanie: czy studniówka nie powinna być imprezą dla wszystkich, a nie tylko dla „wybranych”? I czy kwota nie powinna jednak być bardziej w zasięgu przeciętnie zarabiającej osoby (czytaj: rodzica, bo mało który nastolatek utrzymuje się w klasie maturalnej sam)? Nie porównując do mojej studniówki sprzed 17 lat, bo po pierwsze: czasy się zmieniły, po drugie: oczekiwania się zmieniły jeszcze bardziej. Uważam, że to powinna być impreza dla każdego licealisty, który żegna się ze szkołą, wkracza w dorosłość i chce to uczcić. Nikt nie powinien czuć się gorszy, tylko dlatego, że jego rodzice mają mniej pieniędzy.

Obraz
© PAP

Natomiast to rodzice decydują o wyborze miejsca. I najczęściej są to hotele lub restauracje. A że mieszkamy w Warszawie, to zróbmy imprezę na bogato: w luksusowej restauracji. Nic więc dziwnego, że wstęp jest taki drogi. Ale niechby nawet ta kwota nie wydawała się zbyt wysoka, jak na jednorazową imprezę (możliwe, że mieszkając na Pradze i posiadając małe dzieci, nie mam pojęcia o kosztach utrzymania współczesnego nastolatka), to przecież nie jest całość wydatków, które mają ponieść rodzice. Jest to dopiero ich początek, wstęp. Miejsce wszak zobowiązuje.

Suknia od projektanta, garnitur na miarę
Jeśli wydaje ci się, że na studniówkę można pójść w sukience pożyczonej od starszej siostry czy koleżanki - jesteś w błędzie, a jeśli swoją szyłaś, jak kilka moich koleżanek - własnoręcznie, to opraw ją w ramki. Takie zachowanie to relikt przeszłości. Koleżanki Victorii w tym roku na kreację wydały od 100 zł (za suknię z H&M), do 3000 zł za suknię od Joanny Klimas i więcej (nie wiemy ile dokładnie) za suknię z domu mody Versace.

Do sukni - jeśli dziewczyna się zdecydowała na tańszy model - warto mieć dobre buty, czyli takie powyżej 300 zł. Najtańsze buty z sieciówki za 100 zł nie wchodzą w grę, a tych najdroższych ceny nie podam, bo mogę sobie ją tylko wyobrazić. Tu głos powinny zabrać matki, które zwykle decydują o tym, ile córka na taką kreację wyda i czy będzie odpowiednia do danej okazji. Naprawdę, to nie jest winą dziecka, że mu dajemy tysiąc czy dwa na szpilki - pytanie: jakie buty wybierze na własny ślub?

Obraz
© PAP

Co roku prym wiodą gołe plecy, głębokie dekolty, treny, a jeśli mini to ultrakrótkie, cekiny, złoto, brokat. Jedna uczestniczka studniówki mojej siostry została okrzyknięta Oscarem, bo miała na sobie długą, złotą, posągową suknię. Idealną na rozdanie Oscarów właśnie. Koktajlowa sukienka, mojej ślicznej siostry o delikatnej, dziewczęcej urodzie - w granatowym kolorze, uszyta z błyszczącego materiału, wydała mi się naprawdę wersją light tego, co się działo na szkolnej imprezie. Smutne, że to kreacja, którą ubiera się raz. Dzisiejsze maturzystki wychodzą z podobnego założenia, co celebrytki pozujące na ściankach: sukienka raz włożona, nie nadaje się do ponownego pokazania światu. Ale przecież wzorując się na „My sweet sixteen”, na jednej sukience przecież nie musi się skończyć. Każda „dama” występuje przynajmniej w dwóch kreacjach. – Miałam wrażenie, że niektórym się pomyliła szkolna impreza z balem debiutantek. Te treny, cekiny, dekolty… – komentuje moja mama, zaproszona podobnie jak inni rodzice, aby zobaczyć „dzieci” tańczące poloneza.
Jednak znacznie większy jednorazowo wydatek mają rodzice chłopców. Garnitur, koszula, krawat, poszetka, skarpetki i buty garniturowe to koszt ok. 1500 - 3000 zł. Natomiast nie da się ukryć, że ta cena się „zamortyzuje”. W tym samym garniturze chłopak może pojawić się na maturze, weselach kolegów i kuzynów, egzaminach na studia, czy rozmowach kwalifikacyjnych do pracy. Znam faceta, który pomimo 30-stki wciąż chodzi w swoim studniówkowym zestawie. Ale jest wysoki i szczupły, zmienia tylko koszule i krawaty, i w dalszym ciągu wygląda dobrze. Jeśli więc można coś rodzicom chłopców podpowiedzieć: stawiajcie na klasykę. Wybierając garnitur, oprócz dobrania go do sylwetki chłopaka, doradźcie też klasyczny kolor i wzór. Czerń, granat, grafit - z pewnością założy jeszcze wiele razy. Biel - niekoniecznie, chyba, że ma styl podobny do Wielkiego Gatsby’ego lub jest to jeden z jego pięciu innych garniturów, które już ma w szafie.

Doczepiane rzęsy i paznokcie
Gratuluję wszystkim rodzicom chłopców - koszt wyszykowania licealisty na studniówkę jest pomniejszony o wszystkie kosmetyczne rytuały, które dziś najwyraźniej są niezbędne, żeby pojawić się na szkolnej imprezie. Nie, nie oceniam mojej siostry i nie piszę o jednostce. Nie naśmiewam się również z dbania o urodę, ale patrząc z perspektywy 30-kilkulatki, uważam, że 18-latki mają to szczęście i tę przewagę nad moimi rówieśniczkami, że niewiele powinny w urodzie poprawiać. Świeża, młoda cera, brak zmarszczek, pełne usta i policzki, jasne białka oczu, białe zęby…
Natomiast to nie przemawia do licealistek, co widać po przedstudniówkowych i przedosiemnastkowych rytuałach. Większość uczestniczek studniówek AD 2017 nosi doczepiane rzęsy i hybrydę na paznokciach (manikiur utwardzany lampą UV, który wytrzymuje kilka tygodni na płytce paznokcia). Koszt rzęs: od 100 zł w górę, a paznokci: manikiur 40-160 zł (40, jeśli przychodzi do domu osiedlowa manikiurzystka, 160 zł w dobrym salonie), pedikiur 70 - 180 zł (podobnie). Rzęsy oczywiście można potraktować nisko budżetowo i kupić doklejane jednorazowo (lub na kilka wyjść) w perfumerii (25-89 zł, w zależności od modelu), a paznokcie pomalować własnoręcznie lakierem lub przyczepić do nich gotowe naklejki, ok. 29 zł.

Niestety, same sztuczne rzęsy nie rozwiązują tematu wykonania makijażu. Ten robi się u profesjonalnych makijażystek, a nie u konsultantów w perfumeriach, które jak podają fora internetowe - nie spełniają oczekiwań licealistek… Koszt takiego makijażu: od 100 zł (jeśli przyjedziesz do makijażystki) do 250 zł u makijażystki MAC (te podobno są najlepsze). Wykonanie makijażu własnoręcznie jest oczywiście bezpłatne, ale kosmetyki do jego zrobienia kosztują.

Porozmawiajmy o fryzurze. Wet look, miękkie fale w stylu retro, a może warkocze zaplecione w fantazyjny sposób? Fryzjer to kolejny temat rzeka. Można zakręcić włos na lokówce, czy zapleść z jednej strony warkocz, wzorując się na uczesaniach z pokazów, albo pójść do profesjonalistki, aby zrobiła to lepiej i dokładniej. Tu ceny zaczynają się od 70 zł (fryzjerka, która przychodzi do ciebie do domu lub ty przyjeżdżasz do niej) do 200 zł i więcej w salonie. Oczywiście jeśli maturzystka dorzuci do tego uczesania koloryzację, strobbing (pasemka), cięcie i pielęgnacje, cena nieco urośnie…

Podwiązki i czerwona bielizna
Mam kilka zdjęć z własnej studniówki. Wszystkie miałyśmy długie suknie w odcieniach czerni, granatu lub wiśni, ale każda pod tą długą kreacją nosiła czerwone majtki i podwiązkę - to miało przynosić szczęście na maturze. Zabawnie prezentuje się nasza paczka „zmalowanych”, wykreowanych na dorosłe licealistek. Wyglądamy poważniej niż dziś, pomimo że większość z nas urodziła dzieci, dużo przeżyła i minęło kilkanaście lat od studniówki. Powód? Tamtejsza moda: brak brwi (wszystkie na zdjęciach mamy je wyskubane na kształt mewy), ciężkie makijaże, kolory włosów - wiśnie i bakłażany, które noszą dziś nasze babcie i długie suknie z tafty czy weluru, postarzały nas o milion lat… Ciekawe czy moja siostra za 17 lat będzie mieć podobne przemyślenia?

Obraz
© PAP

Pomimo że upłynęło tyle czasu, zasada odnośnie szczęścia na maturze, czyli posiadania czerwonych majtek i noszenia podwiązek podczas balu studniówkowego się nie zmieniła. I to chyba była jedyna rzecz, która mnie wzruszyła. Że jesteśmy tak samo zabobonne i że kochamy rytuały. I ja i te małe kobietki, których wymagania są niebotyczne w porównaniu z tymi sprzed lat. Najtańsze majtki i podwiązka kosztują w sumie ok. 50 zł. Ale oczywiście z bielizną jest jak z kreacją - można kupić droższe i jeszcze droższe. Podwiązka się może przydać na przebieranki, natomiast czerwone majtki - rzecz gustu.

Rajstopy czy pończochy też można kupić niedrogie lub bardzo drogie. Natomiast przeciętnie za dwie pary rajstop (w razie oczka) zapłacimy 30 zł. Oprócz nich, większość studniówkowiczek nie pokazałaby się na imprezie bez biżuterii. Tutaj ceny wahają się od kilkudziesięciu złotych do kilku tysięcy. Niektóre dziewczynki chciały tak ważny dzień w życiu zaznaczyć charmsem z Pandory (bransoleta Pandora ok. 250 zł, charmsy od 200 srebrne do 3000 zł złote). Ale to już detal, którego nie wliczałabym w koszty podstawowe wyjścia na ten bal, bo można dojść do wniosku, że przesadzam.

Limuzyna i hotel
– Przecież najlepsza impreza zaczyna się dopiero jak się wychodzi ze sztywnego balu przy nauczycielach i spędza noc w hotelu – powiedział jeden z kolegów mojej siostry. Rzeczywiście, nie wiem czemu sama na to nie wpadłam, skoro już jest tak „na bogato” czemu by nie dorzucić kilku stówek od głowy i wynająć apartamentu w hotelu? Impreza szkolna Victorii skończyła się po 4 rano i jej towarzystwo grzecznie wróciło do swoich domów i na samych obietnicach imprezy życia w hotelu się skończyło.

Na studniówkę można również podjechać „z pompą” - wynajętą limuzyną. Robi wrażenie na rówieśnikach, wygląda jak z teledysku Biebera i kosztuje bagatela: 1000 zł na godzinę. Jak to się podzieli na 10 osób (mniej więcej tyle się mieści w limuzynie) koszt to jedyne 100 zł od głowy. Taksówka w dwie strony kosztuje od 60 zł do 150 zł, w zależności od miejsca zamieszkania. Ale zwykle, mimo wszystko, maturzyści wracają w grupkach, więc cena przejazdu dzieli się na mniejsze kwoty.

Podsumowując, jeśli chciałabyś wydać absolutne minimum na studniówkę córki czy syna, koszty zaczynają się od 1000 zł. A maksimum od 5000 zł (ale to maksimum z wymienionych przeze mnie rzeczy, jeśli dojdzie do tego biżuteria Pandory, szampan Dom Perignon, buty Valentino czy garnitur Hugo Boss i inne przyjemności, koszty z pewnością będą znacznie wyższe).
Strach pomyśleć jak będzie wyglądać studniówka moich dzieci, które dziś są brzdącami…

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (7)
Zobacz także