The Body Shop chinese ginseng & rice clarifying puder złuszczający (29,90 zł)
Malutką buteleczkę pudru The Body Shop upolowałam na letniej wyprzedaży. Zachwycił mnie orzeźwiający zapach imbiru i obietnica gładszej, pełnej blasku skóry. Tu muszę przyznać, że jestem wymarzonym celem dla speców od reklamy. Jak pies Pawłowa reaguję na słowa-klucze: "blask", "nawilżenie", "rozświetlenie". Dlatego w mojej łazience jest mnóstwo maseczek, kremów i rozświetlaczy. Puder do mycia twarzy miał mnie przybliżyć do celu: czysta, gładka cera, jakbym co noc przesypiała osiem godzin i każdego dnia wypijała 2 litry wody.
Produkt, po zmieszaniu z wodą, tworzy pastę. Jej gęstość, jak w przypadku każdego kosmetyku tego typu, można regulować, zmniejszając lub zwiększając ilość wody. Zasada jest prosta – im bardziej gęsta pasta, tym bardziej intensywny peeling. Jeśli planujesz zastąpić tradycyjny żel pudrem i stosować go codziennie, mocno rozcieńczaj produkt. Codzienne, intensywne złuszczanie nie jest dobre dla skóry. Prowadzi do nadprodukcji sebum, a to z kolei skutkuje trądzikiem, bez względu na wiek. Może też prowadzić do mechanicznych podrażnień, przesuszenia skóry i powstania przebarwień.
Puder The Body Shop stosowałam każdego wieczoru, jako drugi etap oczyszczania. Najpierw sięgałam po olejek myjący, następnie – produkt The Body Shop. Takie połączenie sprawiało, że na mojej twarzy nie pozostawało nawet wspomnienie po makijażu czy warszawskim smogu. Trzeba jednak uważać, aby nie stosować produktu w delikatnej okolicy oczu.