#beautytest: pudry myjące do twarzy
Chcesz mieć piękną, zdrową, cerę? Musisz bardzo o nią dbać. A podstawą pielęgnacji jest dokładne, codzienne oczyszczanie. Jeśli znudziły ci się tradycyjne żele, masz w czym wybierać. Teraz twarz możesz myć olejkiem, pastą, elektryczną szczoteczką, gąbką konjac, a nawet… pudrem. Ten ostatni kosmetyk bierzemy dzisiaj pod lupę w naszym cyklu testów redakcyjnych.
Oczyszczanie to kluczowy krok, którego nie możesz pominąć, jeśli marzysz o idealnie gładkiej cerze, bez przebarwień, trądziku, zmarszczek. Właśnie dlatego Koreanki dwu, a nawet – trzykrotnie oczyszczają twarz o poranku i wieczorem. Lubią łączyć produkty o różnych formułach, aby upewnić się, że wszystkie zanieczyszczenia, te na bazie wody, te oleiste i wszelkie drobinki kurzu znikną z buzi. Często, zdecydowanie częściej niż Polki, Azjatki sięgają po produkty złuszczające. Aby zaoszczędzić nieco czasu, łączą mycie skóry z peelingiem. I tutaj do gry wkracza puder myjący.
Bazą kosmetyków tego typu jest najczęściej talk lub skrobia: tapioka, kukurydziana, owsiana, ale są też produkty, które w swoim składzie, na pierwszym miejscu wymieniają sodę lub glukozę. Każdy z tych składników ma podobną strukturę: drobniutki pył - w połączeniu z wodą tworzy pastę, którą bardzo delikatnie złuszcza skórę i doskonale ją oczyszcza. Pierwotnie pudry były stosowane głównie w gabinetach kosmetycznych, jako element zabiegu dedykowanego skórze tłustej czy mieszanej, która potrzebowała złuszczenia, ale nie można było jej podrażnić ostrym, mechanicznym peelingiem. Dość szybko okazało się, że żądne nowinek fanki pielęgnacji chcą zafundować sobie podobne oczyszczanie w domu.
Monika Hajdziony, kosmetolog Olimpia Day SPA i Kosmetyczka 2017 Roku Bielenda Professional, przekonuje, że pudry można stosować do pielęgnacji każdego rodzaju cery. "Skutecznie usuwają zanieczyszczenia oraz delikatnie złuszczają martwe komórki naskórka, nie naruszając warstwy hydrolipidowej. Ich atutem jest to, że pozostawiają skórę wyjątkowo miękką w dotyku," dodaje.
Na każdym pudrze znajdziesz króciutką instrukcję obsługi, która sprowadza się do czterech kroków. "Puder należy połączyć z wodą lub z hydrolatem, dzięki czemu zyska dodatkowe właściwości pielęgnacyjne. Najlepiej zrobić to na dłoni. W połączeniu z płynem zamieni się w kremową piankę, którą należy zaaplikować na twarz i wykonać delikatny masaż. Jest to moment dogłębnego oczyszczenia porów skóry i usunięcia zanieczyszczeń. Pozostałości preparatu należy dokładnie zmyć letnią wodą," tłumaczy kosmetolog. Proste, prawda?
Pod lupę wzięłam trzy pudry dostępne w polskich drogeriach i perfumeriach, z trzech różnych przedziałów cenowych: sodowy puder do mycia twarzy Soda Clean Evree (ok. 15 zł), The Body Shop chinese ginseng & rice clarifying puder złuszczający (29,90 zł) i Origins Clear Improvement™ Active Charcoal Exfoliating Cleansing Powder (115 zł).
Sodowy puder do mycia twarzy Soda Clean Evree (ok. 15 zł)
Puder Evree był pierwszym, jaki stosowałam, więc zupełnie nie wiedziałam, czego mogę się po nim spodziewać. Zaskoczył mnie jego zapach. Mocno truskawkowy, przywodzący na myśl pierwsze perfumy, które jako nastolatka kupowałam za uzbierane kieszonkowe. Za taką sentymentalną podróż marka ma u mnie duży plus. Ale przecież nie o zapach, a o oczyszczanie tu chodzi. A z tym zadaniem puder Soda Clean radzi sobie bardzo dobrze. Drobinki są niewielkie, więc nie podrażniają skóry. Bazą pudru jest talk i soda oczyszczona, które świetnie regulują wydzielanie sebum. Po umyciu buzia jest wyraźnie gładsza i czujesz, że nic nie zapycha porów. Mam suchą skórę, więc po prysznicu zawsze jest ściągnięta, dlatego natychmiast muszę nałożyć na twarz olejek i serum, by pozbyć się tego uczucia. Zdecydowanie polecam ten produkt kobietom, które lubią eksperymenty, ale nie chcą wydawać na nie fortuny.
The Body Shop chinese ginseng & rice clarifying puder złuszczający (29,90 zł)
Malutką buteleczkę pudru The Body Shop upolowałam na letniej wyprzedaży. Zachwycił mnie orzeźwiający zapach imbiru i obietnica gładszej, pełnej blasku skóry. Tu muszę przyznać, że jestem wymarzonym celem dla speców od reklamy. Jak pies Pawłowa reaguję na słowa-klucze: "blask", "nawilżenie", "rozświetlenie". Dlatego w mojej łazience jest mnóstwo maseczek, kremów i rozświetlaczy. Puder do mycia twarzy miał mnie przybliżyć do celu: czysta, gładka cera, jakbym co noc przesypiała osiem godzin i każdego dnia wypijała 2 litry wody.
Produkt, po zmieszaniu z wodą, tworzy pastę. Jej gęstość, jak w przypadku każdego kosmetyku tego typu, można regulować, zmniejszając lub zwiększając ilość wody. Zasada jest prosta – im bardziej gęsta pasta, tym bardziej intensywny peeling. Jeśli planujesz zastąpić tradycyjny żel pudrem i stosować go codziennie, mocno rozcieńczaj produkt. Codzienne, intensywne złuszczanie nie jest dobre dla skóry. Prowadzi do nadprodukcji sebum, a to z kolei skutkuje trądzikiem, bez względu na wiek. Może też prowadzić do mechanicznych podrażnień, przesuszenia skóry i powstania przebarwień.
Puder The Body Shop stosowałam każdego wieczoru, jako drugi etap oczyszczania. Najpierw sięgałam po olejek myjący, następnie – produkt The Body Shop. Takie połączenie sprawiało, że na mojej twarzy nie pozostawało nawet wspomnienie po makijażu czy warszawskim smogu. Trzeba jednak uważać, aby nie stosować produktu w delikatnej okolicy oczu.
Origins Clear Improvement™ Active Charcoal Exfoliating Cleansing Powder (115 zł)
Najciekawszy produkt zostawiłam na koniec. Dwa pierwsze pudry, które testowałam, były białe. Ich bazę stanowił talk, soda, skrobia. Origins poszerzając swoją świetną linię Clear Improvement™, postanowił stworzyć puder czarny, jak noc listopadowa. Zacznijmy od tego, po co nam węgiel, w produktach do oczyszczania. Można powiedzieć, że działa on jak magnes, który wyciąga wszelkie niepożądane zanieczyszczenia zatykające pory. Głębokie zanieczyszczenia, brud i toksyny znikają. A skóra po spłukaniu czarnej piany jest czyściutka! Węgiel z bambusa to nie jedyny superskładnik proszku Origins. Olejki eteryczne z cytryny, ylang-ylang, mięty i goździka nadają mu boski zapach. A przy okazji sprawiają, że skóra już w trakcie mycia jest nawilżana i nie ma tego uczucia ściągnięcia, które może pojawić się po zastosowaniu innych kosmetyków. Jeden składnik w całej tej kompozycji wydaje mi się zbędny – drobinki łupinek orzecha włoskiego, które mają dodatkowo mechanicznie złuszczać martwy naskórek. Kawałeczki, które można wyczuć pod palcami, zupełnie zaburzają przyjemność z nakładania na twarz gładkiej pasty. Nie dają żadnego dodatkowego efektu, a myślę, że mogą podrażniać skórę trądzikową. Jednak mimo to z chęcią będę nadal stosowała czarny puder, na zmianę z jego białymi kolegami z branży, bo w końcu moja cera jest naprawdę czysta, a zaskórniki, trzymane są w ryzach.