Białe ptaki cesarzowej Sisi
Podobno tego feralnego dnia, 10 września 1898 roku, przed wyjściem na spacer cesarzowa Sisi czuła niepokój. Od rana była jakby niespokojna, trochę nieobecna. Dzień wcześniej jej mąż, cesarz Franciszek Józef I, widział białe ptaki, których pojawienie się zwiastowało rychłe nieszczęście.
Podobno tego feralnego dnia, 10 września 1898 roku, przed wyjściem na spacer cesarzowa Sisi czuła niepokój. Od rana była jakby niespokojna, trochę nieobecna. Dzień wcześniej jej mąż, cesarz Franciszek Józef I, widział białe ptaki, których pojawienie się zwiastowało rychłe nieszczęście.
Wcześniej jego oczom miała ukazać się Biała Dama. O tym, że taka pojawia się w pałacu Schönbrunn, mówiono już od XVII wieku. Widywały ją pojedyncze osoby, jak przechodziła obok nich, po czym rozpływała się w powietrzu. Gdy miała na sobie białe rękawiczki, zwiastowała narodziny dworskiego dziecka. Czarne oznaczały nadchodzącą tragedię. Tych drugich miało być znacznie więcej, dlatego pojawienie się białej damy stało się prognozą nieszczęścia, bardzo często przepowiadaną poszczególnym Habsburgom.
Podobno w pałacu zamieszkanym przez tę niezwykle pobożną rodzinę, uprawiano nawet seanse spirytystyczne oraz egzorcyzmy. Mówiono, że na Habsburgów została rzucona klątwa. Miała tego dokonać matka hrabiego Batthyany’ego straconego w początkach panowania Franciszka. Podobno wzywała niebiosa i moce piekielne, by zniszczyły cesarskie szczęście i całą rodzinę. Klątwę potwierdza się serią nagłych śmierci z najbliższego otoczenia cesarskiej pary: śmierci dwuletniej córki Elżbiety i Franciszka – Zofii, samobójstwa ich syna – Rudolfa, śmierci w pożarze siostry cesarzowej – Sophie, zaginięcie arcyksięcia Jana Salwatora, podpalenie się papierosem arcyksiężniczki Matyldy, rozstrzelanie brata Franciszka – Maksymiliana… w końcu śmierć Elżbiety (później jeszcze zamach na arcyksięcia Ferdynanda i jego żonę, przed którym nad pałacem znów pojawiło się stado białych ptaków).
Para cesarska, Elżbieta (od dziecka zwana „Sisi”) oraz Franciszek Józef I, ostatni raz spotkali się 16 czerwca 1898 roku. Czy przeczuwali, że już nigdy się nie zobaczą?
Kochający wybrankę swojego serca cesarz, pisał w liście do żony: „Brakuje mi tutaj Ciebie w niewypowiedziany sposób. Moje myśli są przy Tobie i perspektywa nieskończonego czasu, kiedy nie będziemy razem, napawa mnie smutkiem. Szczególnie zasmucają mnie Twoje puste, ogołocone pokoje. Spoglądałem w górę w Twoje okno z uczuciem niewysłowionego smutku i wracałem myślami do dni, które spędziliśmy w naszej drogiej willi”.
Sisi zignorowała ostrzeżenia o rewolucjonistach (twierdziła, że nikt nie może nic chcieć od takiej starej kobiety, jak ona) i z początkiem września przyjechała do Genewy na kurację leczniczą.
Na miejsce dotarła incognito, jednak obsługa hotelu Beau-Rivage, w którym się zatrzymała, rozpoznała w niej monarchinię i rozpuściła wici o jej pobycie w Szwajcarii. 10 września Sisi wyszła na spacer wraz z hrabiną Irmą Sztaray. Kobiety spacerowały promenadą w kierunku przystani parowca, którym chciały dotrzeć do Montreaux, kiedy stanął przed nimi człowiek – jak się później okazało, 25-letni Luigi Lucheni, anarchista z Włoch. Podniósł pięść i zaatakował cesarzową. Ta upadła, uderzając głową o ziemię, jednak po chwili stanęła i zapewniła otoczenie, że nic jej nie jest, poza strachem, i chciałaby kontynuować podróż.
Podejrzewała, że zamachowiec był złodziejem, który chciał ukraść jej zegarek. Po chwili, wchodząc już na pokład parowca, zbladła i poprosiła hrabinę, by ta ją podtrzymała. Sisi zabrano na górny pokład, gdzie ta straciła przytomność. Próbowano ją cucić wodą z cukrem maczanym w alkoholu. Gdy rozpięto jej gorset, zauważono ranę na piersi. Natychmiast przeniesiono ofiarę do hotelu, dokąd wezwano lekarza. Sisi nie odzyskała już przytomności.
Sekcja zwłok cesarzowej stwierdziła, że przyczyną zgonu był cios zadany jej ostrym narzędziem, cztery centymetry nad brodawką sutkową i czternaście centymetrów od mostka. Duży pilnik, którym Lucheni zaatakował monarchinię, porysował czwarte żebro, zranił płuco i na głębokość ośmiu i pół centymetrów wniknął w lewą komorę jej serca. Ponieważ rana była wąska, krwawienie następowało powoli, więc zanim cesarzowa straciła przytomność, mogła jeszcze pokonać około stu metrów, które dzieliły ją od miejsca zdarzenia do statku.
Dla Lucheniego motywem zabójstwa była po prostu chęć zabicia jakiejś znaczącej osoby. Chciał w ten sposób wyrazić swój sprzeciw wobec nierówności społecznych oraz bogactwu arystokracji, która nie interesowała się losem biednych robotników. Zamachowiec został uwięziony, po czym popełnił samobójstwo.
W tym samym czasie w Schönbrunnie, cesarz Franciszek pisał list do swojej ukochanej. Siedział przy biurku ustawionym przed obrazem przedstawiającym ukochaną ubraną w białą suknię, otoczony prezentami, którymi w ostatnim czasie obsypała go małżonka. Złe wieści, najpierw o zranieniu cesarzowej, dotarły do władcy o godzinie 16.30. Na dworze obawiano się, że żyjąca w depresji Sisi targnęła na swoje życie.
Wkrótce dotarła depesza z najgorszą informacją, która sprawiła, że po policzkach Franciszka spłynęły łzy. „Nic nie zostało mi oszczędzone na tym świecie"! – miał wyszeptać, po czym spędzić całą noc w oczekiwaniu na powrót hrabiny Sztaray, gorzko płacząc i wspominając swą lubą.
Jednak wiadomość o morderstwie na jakiś sposób przyjęto z ulgą, traktując ją jako dogodne rozwiązanie dla cesarzowej, która nie raz życzyła sobie śmierci. „Chciałabym umrzeć od maleńkiej ranki w sercu, przez którą moja dusza mogłaby ulecieć. I chciałabym, by stało się to daleko od tych, których kocham”. – miała kiedyś powiedzieć.
W chwili śmierci cesarzowa Elżbieta miała 61 lat. W oknach wiedeńskich domów zawieszono czarne flagi, a na sklepowych witrynach pojawiły się portrety Sisi z czarną krepą. W kościołach odprawiano msze za jej duszę, a gdzieniegdzie wybuchały antywłoskie zamieszki. Smutkiem i żałobą okryły się także Węgry, gdzie Sisi była uwielbiana, ceniona i kochana (ze wzajemnością).
Tymczasem na dworze martwiono się przede wszystkim o Franciszka – jego zdrowie, uczucia i zdolność do rządzenia państwem po stracie tak bardzo kochanej Sisi, z którą pół wieku wcześniej połączyła go miłość od pierwszego wejrzenia.
12 września ciało Elżbiety przeniesiono do kaplicy Habsburgów w kościele kapucynów. Ludzie składali kwiaty: róże, lilie i niezapominajki. Pogrzeb odbył się pięć dni później, sowicie zroszony potężnymi łzami Franciszka Józefa. Od tej chwili na dworze nie można było wypowiadać się na temat zmarłej Sisi. Służba dostała zakaz wypowiadania jej imienia. Cesarz czcił jednak zmarłą do końca życia. Samotnie odwiedzał jej kryptę i modlił się przy trumnie, którą ozdabiano orchideami z oranżerii Julii Rotyszyld, które Sisi uwielbiała.
Mark Twain opisał pogrzeb cesarzowej Elżbiety słowami: „Pierwszy raz wkroczyła Elżbieta do Wiednia jako panna młoda, pośród świętującego, wiwatującego ludu. A drugi raz w trumnie. Lecz tym razem panowało milczenie, przerywane płaczem starszych kobiet, które były świadkami jej przybycia."
Miłość nie z tej epoki
Sisi miała niespełna siedemnaście lat, kiedy przybyła do Wiednia jako przyszła cesarzowa. Właściwie nie pisano jej korony, chociaż mówiono, że jest dzieckiem szczęścia. Dlaczego? Ponieważ zupełnie jak Napoleon, urodziła się z jednym ząbkiem, który uważano za dobry znak (jej matka przechowywała „ząbek szczęścia” w specjalnej szkatułce, w której zachował się do dziś), a co więcej – przyszła na świat w niedzielę i to w wigilię Bożego Narodzenia (1837 roku).
Wychowana w beztrosce, wolności i bliskim kontakcie z naturą, z dala od konwenansów i protokołu dworskiego, do granic możliwości była rozpieszczana przez swojego ojca, Maksymiliana Bawarskiego, który pragnął, by Sisi „stąpała po ziemi jak anioł ze skrzydłami u stóp”. Los tymczasem przygotował dla niej zupełnie inne życie.
To Helena, starsza córka państwa Ludwiki i Maksymiliana Bawarskiego, miała być przeznaczona do spraw wyższej wagi. Na horyzoncie pojawiła się oferta zamążpójścia za cesarza Austrii, Franciszka Józefa, którego zaborcza matka, arcyksiężna Zofia, chciała szybko ożenić, w strachu o zagrożenie jego życia i brak wnuka, następcy tronu, który przedłużyłby rządy tej linii Habsburgów. Zofia najpierw szukała przyszłej cesarzowej Austrii wśród lepszych partii w Europie, ale wszędzie pojawiał się konflikt polityczny.
W końcu zdecydowała się ożenić syna z córką jej siostry Ludwiki, Heleną. Gdy para miała się bliżej poznać, Franciszka zupełnie nieoczekiwanie omotała beztroska i wesoła piętnastolatka o długich warkoczach, Sisi. To właśnie od jej orzechowych oczu i malinowych ust młody cesarz nie potrafił oderwać wzroku, totalnie nie zwracając uwagi na dostojną Helenę.
Zupełnie nie po myśli Zofii, Franciszek postanowił oświadczyć się młodszej z sióstr Wittelsbach. Matka zaakceptowała wybór syna, nie powstrzymując się od złośliwego wytknięcia Sisi jej żółtych zębów.
Sisi odwzajemniła uczucie Franciszka Józefa, chętnie spędzała z nim czas i z radością przyjmowała od niego prezenty (bardziej cieszyła się z huśtawki niż klejnotów), chociaż na tron wkraczała pełna obaw czy poradzi sobie pełniąc obciążającą ją rolę i zamykając swoje życie w surowych ścianach pałacu Schönbrunn.
Ślub Elżbiety i Franciszka był bajkowy. Co więcej, zawarty z miłości (przynajmniej tak się młodym wydawało) – co nie było częstą praktyką w owych czasach. Wydawało się, że to szczęśliwy splot wydarzeń, zupełnie niecodzienny w XIX wieku, okresie tzw. „podwójnej moralności”. Rzadko dochodziło do zawarcia związku małżeńskiego z czystej miłości.
Kawalerowie szukali żon, najlepiej majętnych, które urodzą im dzieci i przedłużą nazwisko. Panny na wydaniu musiały być dziewicami, a po ślubie trwać przy mężu w dozgonnej wierności, oddając się rodzinie i wychowaniu potomstwa. Mężczyźni tymczasem mieli szukać prawdziwej przyjemności gdzie indziej. W chwili zaślubin cesarz Franciszek prawdopodobnie miał już za sobą inicjację seksualną, niemniej jednak para była sobą mocno zauroczona, a ich szczęście wydawało się być całkiem realne.
Omen
Sisi potknęła się już na samym początku. Nie chodzi tu o setki łez wylane przy powitalnych dźwiękach dzwonów bijących we wszystkich kościołach w Wiedniu. Wychodząc z oszklonej karocy, zdobionej przez Rubensa, panna młoda zahaczyła diademem o drzwi pojazdu, co wydarzyło się na oczach wszystkich członków witającej ją rodziny.
Odebrano to jako złą wróżbę, milcząc jednocześnie na temat wydarzenia sprzed kilku dni, jakim było opuszczenie pechowej korony przez ekscesarzową, Karolinę Augustę. Diamentowo-szmaragdowa tiara ucierpiała, ale kazano ją szybko naprawić i zażądano, by Sisi nigdy nie dowiedziała się o tym wypadku, który uznany został za prognozę nieszczęścia.
Po ślubie przyszedł czas na wypełnienie małżeńskiego obowiązku, co dla Sisi okazało się przykrym doświadczeniem. Do komnaty, w której miała spędzić noc poślubną, odprowadziły ją jej matka oraz teściowa, która zgodziła się ograniczyć ceremonię do minimum protokolarnego, pozwalając młodym oddać się miłości bez obecności dam dworu.
O skonsumowaniu małżeństwa należało powiadomić dwór, co wydarzyło się dopiero o trzeciej nad ranem. Informatorem miała być Zofia, której wiadomość przekazał syn, Franciszek. Dla Elżbiety zasady te były krępujące, przez co wstydziła się pokazać rano na śniadaniu.
Tymczasem rodzina cesarska zupełnie nie rozumiała jej zażenowania i potrzeby bycia w samotności po nocy, która dla dziewczyny nie była ani miła, ani lekka. Sam Franciszek od zawsze był uczony posłuszeństwa wobec matki i zasad panujących na dworze. Po latach Sisi wspomniała, że zeszła na śniadanie jedynie z miłości do męża. Rankiem czekała ją również ceremonia wręczenia rekompensaty pieniężnej za utratę dziewictwa, które w jej przypadku wyceniono na dwanaście tysięcy guldenów.
Powinność została wypełniona, teraz pozostało jedynie oczekiwanie na wieść o ciąży Elżbiety… I ta też okazała się rozczarowaniem. Po pierwsze, dla samej ciężarnej, która w wieku szesnastu lat nie miała instynktu macierzyńskiego. Poza tym, panicznie bała się, że jej figura straci proporcje, a już zupełnie nie miała ochoty na publiczne wystąpienia, do których zmuszała ją teściowa, rządna potwierdzania błogosławionego stanu przy świadkach. Po drugie, arcyksiężna Zofia oczekiwała następcy tronu, natomiast Sisi urodziła dziewczynkę. Nie mając wiele do powiedzenia, musiała nie tylko zaakceptować fakt nadania dziecku imienia po babce – Zofii, ale także to, że niemowlę zostanie jej odebrane i powierzone opiece arcyksiężnej oraz mamce wybranej przez Zofię. Aby widywać się z maleństwem, Elżbieta musiała zakradać się do pokoju, w którym na ogół przesiadywała już teściowa, czekająca na potomka płci męskiej.
Sisi zwierzyła się swojej siostrze Helenie, że odczuwa dziwny lęk i każdego dnia czuje obecność Białej Damy. Wprawiło ją to w przygnębienie. Podobno zobaczyła legendarną zjawę na kilka dni przed śmiercią niespełna dwuletniej Zofii.
Utrata pierworodnej córki wstrząsnęła cesarzową i doprowadziła ją do depresji. Sisi była osobą niezwykle przesądną. Wierzyła w klątwę ciążącą nad jej własną rodziną, co argumentowała licznymi przypadkami chorób psychicznych wśród jej członków oraz przypadki tragicznej śmierci.
Chociaż unikała noszenia biżuterii (podczas jazdy konnej nawet ślubną obrączkę nosiła na szyi), miała przy sobie amulety, które miały chronić ją przed niebezpieczeństwem.
Biała Dama objawiła się cesarzowej wiele lat później, w 1889 roku, tuż przed samobójczą śmiercią jej syna, następcy tronu, Rudolfa. Mimo że Elżbieta nie była w bliskich stosunkach z synem (głównie za sprawą odebrania jej opieki zaraz po narodzinach księcia), jego śmierć była dla niej ciosem, z którym nie potrafiła sobie poradzić do końca życia. Oficjalnie mówi się, że do ostatnich dni pozostała w żałobie, chociaż sporadycznie widywano ją w sukniach innego koloru niż czarny.
W XIX wieku świat zafascynowany był zjawiskami paranormalnymi. Doszukiwano się ich potwierdzenia również w orzechowych oczach cesarzowej Sisi. Psychiatra, dr Frank P. Jones, napisał w swojej książce „Magic Eyes” (wyd. w 1994 roku): „Cesarza doprawdy oczarowały żywe oczy Sisi, od czasu, kiedy je ujrzał po raz pierwszy w 1853 roku aż do śmierci. Czy była to tylko miłość? Czy były w to wplątane jakieś inne, nieziemskie, paranormalne siły, niewyjaśnione do dziś dnia”?
„Ta kobieta była obdarzona nieprawdopodobna siłą duchową, która przejawiała się obezwładniającym spojrzeniem jej magicznych oczu” – pisał austriacki arcyksiążę Albrecht, najbliższy doradca cesarza.
Z kolei major High, który towarzyszył Sisi podczas jej pobytu w Anglii, wspominał, że monarchini nie bała się wsiąść na najdzikszego konia (Elżbieta była najlepszą amazonką w całej Europie): „Po prostu patrzyła koniowi w oczy, pogłaskała czy poklepała po szyi lub pysku, a koń miękł jak wosk. Jej wzrok miał magiczną siłę, która działała nie tylko na zwierzęta”.
Potwierdził to także Ferenc List, kompozytor węgierski, który przyznawał, że oczy cesarzowej inspirowały go do komponowania muzyki. Elżbiecie przypisywano możliwość posługiwania się psychokinezą, co w swoim pamiętniku opisała jej córka, księżniczka Maria Waleria.
Aż po grób
Niezwykłe wydają się pełne miłości słowa Franciszka Józefa, którymi aż do śmierci obdarzał swoją żonę, zdystansowaną od niego już od ponad dwóch dekad.
Cesarz nie tylko kochał narcystyczną Elżbietę, ale ją wielbił. Nie zniechęcało go jej odrzucenie, ani problemy z psychiką. „Najcięższe, najstraszliwsze nieszczęście dotknęło mój dom. Moja żona, ozdoba mojego tronu, wierna towarzyszka, która była mi pociechą i podporą w najcięższych chwilach życia, w której straciłem więcej niż potrafię wyrazić – nie żyje" – pisał owdowiały Franciszek w liście opublikowanym na łamach prasy. – „Ręka mordercy, narzędzie obłędnego fanatyzmu, stawiającego sobie za cel obalenie istniejącego porządku społecznego, podniosła się przeciwko najszlachetniejszej z kobiet i z ślepej, bezcelowej nienawiści trafiła w serce, które nie znało nienawiści i biło tylko dla dobra”.
Po śmierci ukochanej nie ożenił się ponownie, mimo licznych plotek o romansach, m.in. z aktorką Katarzyną Schratt. Do drugiego małżeństwa próbowała zachęcić go najbliższa rodzina i współpracownicy, którzy liczyli na narodziny kolejnego potomka, pretendenta do tronu. Jednak 68-letni w chwili śmierci Sisi Franciszek Józef odmówił ożenku. Mimo licznych przyjaciół, był samotny, a dzień wypełniał sobie rutyną, do której przyzwyczaił się przez poprzednie pół wieku.
Często widywano go pogrążonego w smutku, gdy wpatrywał się w ulubiony portret młodej żony, który stał na sztaludze przy jego biurku (Elżbieta pozwalała się portretować tylko w szczytowym okresie swojego życia). Spoglądająca z niego Sisi czarowała go oczami i nieskazitelną urodą, o którą przesadnie dbała i dzięki której chciała być zapamiętana jako wiecznie młoda, nosząca niegdyś tytuł „najpiękniejszej kobiety Europy”.
Legenda o Białej Damie żyła długo, zwłaszcza u potomków dworskich. Wierzyła w nią ostatnia cesarzowa Austrii, Zyta, zmarła w 1989 roku. Do końca życia zbierała świadectwa pojawiania się w komnatach pałacu Habsburgów złowieszczej postaci. Jednak Białej Damy nikt już nie widział od czasu wybuchu pierwszej wojny światowej i upadku monarchii naddunajskiej. Podobnie zresztą, jak białych ptaków, które ostatni raz przyleciały tuż przed zamachem na arcyksięcia Ferdynanda.
Karolina Karbownik/(gabi)/WP Kobieta