Byłyśmy prekursorkami „hot pants”
Na czym polegał zawód modelki w latach 60. i 70. w Polsce? Jakie były konsekwencje noszenia bardzo krótkich szortów? Kto dyktował trendy, skoro nie było reklam, a prasa kobieca ograniczała się do kilku skromnych tytułów? Zanim Małgorzata Niezabitowska została dziennikarką, pisarką i politykiem, pracowała jako modelka. Opowiada nam w wywiadzie o pokazach mody w kinie, hipisowskich i własnoręcznie szytych ubraniach, skracaniu sukienek, kłopotach na uczelni z powodu stylu ubierania się... A także o słynnych wielbłądach, o których napisała również Aleksandra Boćkowska w książce pt. \"To nie są moje wielbłądy. O modzie w PRL\".
16.06.2015 | aktual.: 17.06.2015 11:39
Na czym polegał zawód modelki w latach 60. i 70. w Polsce? Jakie były konsekwencje noszenia bardzo krótkich szortów? Kto dyktował trendy, skoro nie było reklam, a prasa kobieca ograniczała się do kilku skromnych tytułów? Zanim Małgorzata Niezabitowska została dziennikarką, pisarką i politykiem, pracowała jako modelka. Opowiada nam w wywiadzie o pokazach mody w kinie, hipisowskich i własnoręcznie szytych ubraniach, skracaniu sukienek, kłopotach na uczelni z powodu stylu ubierania się... A także o słynnych wielbłądach, o których napisała również Aleksandra Boćkowska w książce pt. \"To nie są moje wielbłądy. O modzie w PRL\".\r\n\r\nKalina Mróz: Jak to się stało, że została pani modelką?\r\n\r\nMałgorzata Niezabitowska: O mały włos bym nie została. Na Krakowskim Przedmieściu wokół uniwersytetu grasowali wówczas, na przełomie lat 60. i 70., podrywacze polujący na co ładniejsze studentki, bezczelni i namolni. Nie znosiłam tych zaczepek i miałam wypróbowaną metodę – szybki marsz bez jednego słowa, aż delikwent się znudził, zrozumiał, że nic z tego. I tak też potraktowałam młodego mężczyznę, który zaczął mi prawić komplementy i opowiadać, że ma poważną propozycję, że chciałby mnie zatrudnić. Prymitywny numer, pomyślałam przyspieszając jeszcze kroku, i dopiero, kiedy padła nazwa „Muzyka i moda”, zaczęłam z nim rozmawiać. Na tamte warunki było to wyjątkowe widowisko, pokazywane na scenie teatru lub jako program w telewizji, toteż zgodziłam się chętnie. „Muzykę i modę” stworzyło małżeństwo, reżyser Wowo Bielicki i projektantka, wcześniej modelka, Grażyna Hasse. Jej ubiory, szyte przez Warszawskie Zakłady Odzieżowe Cora, prezentowałyśmy do przebojów najbardziej popularnych zespołów: Czerwonych Gitar, \r\nTrubadurów czy Niebiesko-Czarnych. Oni grali, my tańczyłyśmy. Zawsze uwielbiałam tańczyć, więc traktowałam to jako świetną zabawę, a i stroje Grażyny, zwłaszcza te folkowe, bardzo mi odpowiadały.\r\n\r\nKM: Modelka to była wtedy popularna profesja?\r\n\r\nMN: Absolutnie nie. I trudno nawet wyobrazić sobie z dzisiejszej perspektywy ówczesny świat polskiej mody. To jakby porównywać dwie epoki – pary i rakiet kosmicznych. Zawodowych modelek prawie nie było, bo w całym kraju działało zaledwie kilka, oczywiście państwowych firm, w których tworzono kolekcje. Niewiele zatem było do pokazywania. Nie istniała też – wiem, że pani mi nie uwierzy – w ogóle reklama, ani w pismach, ani w telewizji. Zresztą i te pisma kobiece można było policzyć na palcach jednej ręki: zupełnie przaśna, przeznaczona dla wsi „Przyjaciółka”, w nieco tylko lepszej szacie graficznej, „miastowa” „Kobieta i Życie” i kolorowe, skierowane do inteligenckich czytelniczek „Zwierciadło”. Były jeszcze tak zwane „kąciki mody”, wśród których najwyżej ceniony redagowała Barbara Hoff w „Przekroju”. Tak że nas, pracujących na stałe, było w całym kraju kilkanaście, no, może dwadzieścia parę. Stanowiłyśmy, przynajmniej pod względem ilości, najbardziej elitarną grupę zawodową. Ale nie rozpieszczaną. Jeśli \r\nodbywały się sesje fotograficzne, to przynosiłyśmy własne buty i kosmetyki, malowałyśmy się i czesałyśmy same. O stylistach czy wizażystach nikt nie słyszał. Nie było również żadnych agencji, bo i po co?….\r\n\r\nKM: Czy chodzenie po wybiegu i tańczenie było wtedy dobrze płatne?\r\n\r\nMN:Nie najgorzej, lecz pokazy kolekcji, także te „Muzyki i mody” zdarzały się dość rzadko. Ja studiowałam i z powodu choroby ojca musiałam utrzymywać się sama. Miałam szczęście, ponieważ dostałam się do zespołu pracującego dla Domów Towarowych Centrum, które organizowały pokazy przed filmami w najlepszych kinach: Relaxie, Skarpie czy Sali Kongresowej. Te „kinówki” były, rzecz jasna, mniej prestiżowe, ale za to przynosiły stały i dobry dochód, bo odbywały się dwa razy dziennie, na popołudniowym i wieczornym seansie. Jak rok długi. Trzeba było bardzo pilnować swojego miejsca, bo chętnych do jego zajęcia czaiło się wokół mnóstwo. Z tego powodu przez całe studia prawie nie wyjeżdżałam na wakacje. Nie była to jednak męcząca praca. Pokaz trwał zaledwie piętnaście minut, tyle że odbywał się w szalonym tempie, gdyż było nas zaledwie pięcioro, cztery dziewczyny i chłopak, a garderoba znajdowała się przeważnie daleko od sceny. Rozbierałam się już po drodze, biegnąc, a w drugą stronę, również w galopie dopinałam \r\nguziki i przyczesywałam palcami rozwichrzone włosy. Stałam się też znana w Warszawie, bo chodzenie do kina było popularną rozrywką i do dzisiaj ubieranie zajmuje mi najwyżej jedną minutę.\r\n\r\n\r\n
\r\n\r\n\r\n\r\nKM: Modelki mogły liczyć na darmowe ubrania, które prezentowały?\r\n\r\nMN:Miałyśmy zniżki, lecz ja skorzystałam z tego jedynie przy stylizowanej na ludowo kolekcji Grażyny Hase. Ubieranie się modnie czy oryginalnie było wtedy wielką sztuką, którą posiadło mnóstwo dziewczyn, nie tylko my, modelki. Jak myśmy wszystkie kombinowały! Przerabiałyśmy rzeczy kupione na Ciuchach, czyli bazarze, na którym sprzedawano ubrania przysyłane w paczkach z zagranicy. Farbowałyśmy materiały czy męskie, zwężone uprzednio podkoszulki, na które naszywałyśmy cekiny lub aplikacje wycięte, z czego się dało. Tak powstał mój ulubiony strój – czarna podkoszulka z wielkim czerwonym sercem, wykrojonym z filcowego beretu. Która umiała, szyła lub haftowała. Nawet ja, niestety antytalent w tej dziedzinie, wydziergałam trochę niekształtne „M” na tym razem białym podkoszulku, który, podobnie jak czarny, służył mi doskonale.\r\n\r\nKM: Moda zagraniczna w jakiś sposób jednak przenikała do polskiego społeczeństwa…\r\n\r\nMN: Poznawałyśmy ją z filmów czy z wyjazdów zagranicznych, bo mimo trudności młodzi ludzie, zwłaszcza studenci, wyjeżdżali na lato na Zachód do pracy i przywozili stamtąd ubrania oraz różne ilustrowane magazyny. W latach 70. zaczęto do Empiku sprowadzać „Burdę” z wykrojami. To był dopiero przebój, dla większości niedościgłe marzenie. „Burdę” można było dostać wyłącznie spod lady i to jedynie jeśli się miało naprawdę doskonałe znajomości. Każdy egzemplarz przekazywany był następnie od osoby do osoby, dopóki nie uległ kompletnemu zniszczeniu. Pomagało nam również, że moda była generalnie wdzięczna – najpierw hippisowskie przebieranki, długie, kwieciste spódnice, mnóstwo korali, przepaska na czole, potem mini. Wszystkie dziewczyny cięły sukienki i spódnice, żeby były jak najkrótsze. W efekcie trzeba było uważać, na przykład wsiadając do autobusu. Zawsze stawałam na końcu kolejki i odmawiałam panom, którzy chcieli mnie przepuścić, wierząc zresztą, że czynili to z dobrego wychowania, a nie z chęci zobaczenia \r\nmojej bielizny, gdy wchodziłam po schodach do środka pojazdu. Tego problemu nie miałam z kolejnym modowym hitem, jakim były hot pants. Natomiast one wzbudzały zgodnie z nazwą gorące uczucia. I to nie tylko na ulicy.\r\n\r\nKM: Z tymi szortami wiąże się ciekawa historia?\r\n\r\nMN:Razem z przyjaciółką byłyśmy prekursorkami tych „gorących majteczek”. A dziekan Wydziału Dziennikarstwa, na którym studiowałyśmy, miał fobię na ich temat. Najpierw, gdy pokazałam się w szortach na jego zajęciach, zaryczał z katedry: „Pani Niezabitowska w tym stroju nadaje się na corso kwiatowe w Wenecji, a nie na poważny wykład!”. Potem, gdy nadal paradowałam w kolorowych szortach, zakazał ich noszenia. Wydał w tej sprawie oficjalny komunikat, z którego nabijali się wszyscy studenci. W szortach zostałyśmy też z Olgą sfotografowane na ulicy i zdjęcie to, via amerykańska agencja Associated Press, zostało wysłane na Zachód i tam opublikowane. Mnie na pamiątkę kolega dał ksero tego fotograficznego newsa wraz z sympatycznym podpisem.\r\n\r\n\r\n
\r\n\r\n\r\n\r\nKM: Czy w Polsce były wtedy ikony mody? Na kim kobiety się wzorowały?\r\n\r\nMN: Taki termin jak „ikona mody” w ogóle nie istniał. Nie było też właściwie – jak to się teraz określa – trendsetterek, choć pewna grupa, do której należały studentki szkół artystycznych czy my, modelki, wyróżniała się nowatorstwem stroju, osiąganym przeważnie, o czym mówiłam wcześniej, domowymi sposobami. Podziwiane były gwiazdy filmowe, Sophia Loren, Brigitte Bardot czy Monica Vitti, ale bardziej za urodę i talent niż styl ubierania.\r\n\r\nKM: A czy był w Polsce ktoś, kto mówił lub pisał o trendach?\r\n\r\nMN: Na pewno Barbara Hoff, która w „Przekroju” przedstawiała trendy, a później zaczęła je wcielać w życie, projektując dla Domów Centrum. Jej ubrania cieszyły się ogromną popularnością, klientki szturmowały stoiska. Pamiętam bawełniane sukienki z nadrukowanymi wielbłądami, których udało mi się kupić nawet kilka w różnych kolorach. Byłam bardzo dumna, jednak tylko do chwili, gdy wystrojona w wielbłądy wyszłam na ulicę i zobaczyłam naokoło elegantki w takich samych kreacjach. Wtedy przeznaczyłam moje na nocne koszule.\r\n\r\nKM: Co było pani największym osiągnięciem w pracy modelki?\r\n\r\nMN: Nie tyle osiągnięciem, co frajdą była okładka „Zwierciadła”, na której każda dziewczyna – i ja też – chciała się znaleźć. Również, choć nie wiązało się z modelowaniem, zdjęcie w hot pants, które poszło w świat, „kompromitując” Wydział Dziennikarstwa. To była szczególna satysfakcja, bo koledzy zrobili duże powiększenie newsa Associated Press i powiesili je w gablocie obok ogłoszenia dziekana o zakazie noszenia szortów.\r\n\r\n\r\n\r\n
\r\n\r\n
Kalina Mróz\r\nZ wykształcenia antropolożka kultury, polonistka, lektorka języka polskiego jako obcego (Uniwersytet Warszawski) i fotografka (Akademia Fotografii). Specjalizuje się w pisaniu o szeroko pojętej kulturze. Od lat współpracuje z „Gazetą Wyborczą”. Jej teksty ukazywały się również w „Filmie”, „Przekroju”, „Twoim Stylu”, „Zwierciadlo.pl”, „Onecie”, „LOOPED” i innych. Interesuje się fotografią, reportażem oraz modą w różnych kontekstach.\r\n\r\n\r\n\r\n\r\n
\r\n\r\n\r\n\r\n
* Łukasz Jakóbiak*\r\n\r\n\r\n\r\n\r\n\r\n\r\n\r\n
* #jak zostać celebrytą*\r\n\r\n\r\n\r\n\r\n\r\n\r\n\r\n