Chciała wziąć kredyt na mieszkanie. "Konsultant stwierdził, że nie mamy o czym rozmawiać"
Tysiące młodych ludzi liczyło na spadek cen mieszkań, który eksperci zapowiadali w związku z pandemią. Oczekiwano, że na rynek trafią nieruchomości przeznaczone do tej pory na wynajem krótkoterminowy dla turystów, ewentualnie studentów. Tymczasem ceny szybują w zawrotnym tempie, natomiast alternatyw dla kupna właściwie nie ma.
18.02.2021 15:58
O tym, jak wiele wymagań trzeba spełnić, by otrzymać w banku kredyt hipoteczny, przekonała się Sylwia Wójtowicz z Gdańska.
– Aktualnie mieszkamy u rodziny. Na przeprowadzkę zdecydowaliśmy się, gdy byłam w ciąży z bliźniakami. Przerażała mnie wizja opieki nad dwójką niemowląt, jak się okazało – bezpodstawnie, bo świetnie sobie z partnerem radzimy. Natomiast zupełnie nie odnajdujemy się w skupisku rodzinnym. Dlatego marzeniem stało się posiadanie własnego kąta - opowiada gdańszczanka.
Poszukiwanie rozwiązania
Pani Sylwia i jej partner poszukiwania rozpoczęli od lokalu do wynajęcia, ale już na tym etapie zaczęły się problemy. – Dwójka małych dzieci, kot – okazało się, że w oczach wynajmujących jesteśmy patologią, która czeka na zdemolowanie mieszkania (śmiech). Uznałam więc, że czas na kupno własnego lokum. Nadeszła jednak pandemia, przez którą partner miał przestój zarobkowy – relacjonuje świeżo upieczona mama.
Kobieta postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce i postarać się o kredyt na siebie. Oczywiście w kwocie, na którą stać rodzinę.
Przeczytaj także: Miesiącami szukają mieszkania na wynajem. Powód? Samotne macierzyństwo
- Mimo przepracowanych lat, umowy, zapewnień, że nikt nie planuje mnie zwolnić i wracam do pracy zawodowej, zostałam zdyskwalifikowana przez połowę banków, bo jestem aktualnie na płatnym urlopie macierzyńskim. Gdy powiedziałam, że otrzymuję zasiłek macierzyński ze stosunku pracy, w której mam umowę na czas nieokreślony, konsultant stwierdził, że nie mamy o czym rozmawiać i się rozłączył – opowiada pani Sylwia.
Ostatecznie rodzina zdecydowała się na mieszkanie lokatorskie. – Powiem szczerze, droga do zdobycia jakiegokolwiek lokum w Polsce nie jest usłana różami – podsumowuje kobieta.
Czego szukają młodzi?
Zdaniem Aleksandry Danuty Romanek, założycielki marki ROOMSY od 12 lat zajmującej się sprzedażą nieruchomości, młodzi ludzie szukają przeważnie mieszkań dwupokojowych. - Najczęstszym wyborem jest lokal składający się z salonu z aneksem kuchennym, łazienki oraz oddzielnej sypialni, czasem dwóch oddzielnych pokoi. Dla młodych jest ważne, by mieszkanie było rozwojowe na wypadek, gdy rodzina się powiększy – mówi ekspertka.
Romanek wskazuje, że dziś szczególnie pożądany jest ładny widok za oknem. - Kupcy myślą o tym w kontekście pracy zdalnej, bo coraz więcej osób pracuje poza biurem, ale także potencjalnych kolejnych lockdownów czy kwarantann – wyjaśnia. Dodaje także, że wyposażenie czy rozkład pomieszczeń to kwestia indywidualna.
Niestety, przeszkodą w realizacji marzeń o własnym "M" jest zmiana wprowadzona przez większość banków kilka miesięcy temu. Mowa o wysokości wkładu własnego – przed pandemią wynosił on zwyczajowo 10 proc. wartości mieszkania, dziś to co najmniej 20 proc. Są jednak banki, w których wkład własny to 30 proc. i takie, które wymagają od klientów oszczędności w wysokości jednej trzeciej wartości nieruchomości.
- Zdolność kredytowa nie jest dla mnie problemem. Nie mogę powiedzieć jednak tego samego o wkładzie własnym. Jeśli wynosi 10 proc., bank oferuje kredyt na niekorzystnych warunkach – mówi w rozmowie z WP Kobieta Magda z Wrocławia. Kobieta, która od sześciu lat wynajmuje mieszkanie, a o kupnie lokum zaczęła myśleć wraz z narzeczonym pod koniec 2019 roku, dokonała prostych obliczeń.
Problem z wkładem własnym
- Szukamy mieszkania we Wrocławiu. Za takie o powierzchni ok. 60 metrów, poza centrum miasta, trzeba zapłacić ok. pół miliona złotych. 20 proc. z tej kwoty na wkład własny wynosi 100 tys. Przy czym miesięczna opłata za wynajem mieszkania to minimum 2 tys. złotych. W takiej sytuacji, jeśli nie mieszka się z rodzicami, ciężko odłożyć na wkład nawet ze średniej pensji - objaśnia.
Magda i jej narzeczony ostatecznie i tak w niedalekiej przyszłości chcą wziąć kredyt. Twierdzą, że mimo wszystko łatwiej jest uzbierać na wkład, niż kupić mieszkanie za gotówkę, a kredyt na 30 lat i tak jest bardziej korzystny niż wynajem przez cały ten czas. - Wydaje mi się, że łatwiej odkładać we dwoje. Podobno w oczach banku najlepiej być w związku małżeńskim, bez dzieci - stwierdza kobieta.
Sprawdź również: Grażyna Juszczyk w 2013 roku zdjęła ze ściany pokoju nauczycielskiego krzyż. Sprawa ciągnie się do dziś
Kredytu nie bierze pod uwagę 33-letnia Aleksandra z Krakowa. - Nie chcemy brać kredytu, ponieważ pandemia pokazała, że nawet jeśli dzisiaj masz posadę, która wydaje się pewna, może zdarzyć się właściwie wszystko. Nie wiem, czy będę zdrowa, czy nie zmieni się drastycznie sposób finansowania kredytu, jak stało się w przypadku frankowiczów. Skąd mam wiedzieć, że za 20 lat, a przecież na tyle co najmniej trzeba się zadłużyć, moja branża będzie w ogóle istnieć? – pyta w rozmowie z WP Kobieta.
Niemiecki model to rozwiązanie?
- Dla mnie rewelacyjnym rozwiązaniem jest niemiecki model, gdzie wynajmowanie mieszkania przez całe życie nie jest problemem, wstydem czy ekonomiczną głupotą. Po prostu najemca podpisuje umowę najmu z miastem np. na 20 lat, bo nie chce się zadłużyć – dodaje kobieta.
Zdaniem 33-latki mieszkania w nowym budownictwie często nie są warte tak wysokiej ceny. - Co najmniej 400 tys. złotych trzeba zapłacić za 40 metrów na osiedlu oddalonym od centrum miasta, z kiepskim dojazdem. Te mieszkania, budowane na szybko, są nieustawne, niedoświetlone. Nawet jeśli teraz osiedle wygląda dobrze, co stanie się, jeśli część mieszkańców przestanie spłacać kredyty, bo nie będzie ich na nie stać? Wyprowadzą się, wszystko zacznie podupadać i będziemy mieć taki krajobraz jak na francuskich czy amerykańskich osiedlach biedy. A bank nie umorzy nam przecież długu – dzieli się swoimi obawami.
Dodaje też, że w mieszkaniu, którzy kupili jej znajomi… urwał się kawałek ściany. – Budynek ma 10 lat, a teraz coś odstaje, cegły się chwieją. Wszyscy liczyli, że w wyniku pandemii ceny pójdą w dół, ale wyszło jak zwykle: biedni są coraz biedniejsi, a bogaci coraz bogatsi – podsumowuje gorzko.
Spadku cen nie będzie
Nadzieje na znaczny spadek cen nieruchomości rozwiewa także Aleksandra Danuta Romanek. - Choć od roku wszem i wobec zapowiadany jest kryzys, ceny nieruchomości cały czas znajdują się na wysokim poziomie. Osobiście nie zaobserwowałam wzrostu, ale o spadkach na razie nie może być mowy - stwierdza w rozmowie z WP Kobieta.
Przeczytaj także: Małe mieszkania miały być spełnieniem marzeń. Stały się więzieniem
- Już kilka miesięcy temu niektórzy klienci zastanawiali się, czy nie wstrzymać kupna, z nadzieją, że przy kryzysie skorzystają i nabędą nieruchomość za atrakcyjną kwotę. Ale mijają kolejne miesiące i nie zakładam, że właściciele zaczną schodzić z cen. Większość z nich kupowała mieszkania jako zabezpieczenie, będąc w stabilnej sytuacji finansowej. Nic nie wskazuje, by mieli nóż na gardle – wyjaśnia ekspertka.
Aktywiści miejscy oraz urbaniści od kilku lat przekonują, że rozwiązania dostępne w Polsce nie są wystarczające. Ich zdaniem zdecydowanie za mało jest mieszkań gminnych, a sposób ich wynajmu (umowa jest podpisywana bezterminowo) budzi kontrowersje.
Społeczna Agencja Najmu (SAN) działająca przy Fundacji Habitat Poland oferuje przystępne cenowo mieszkania na wynajem dla różnych grup odbiorców, niebędących w stanie udźwignąć kosztów najmu na zasadach rynkowych, jednak jej zasoby są mocno ograniczone. Wśród wskazywanych rozwiązań są także tzw. TBS-y, czyli mieszkania czynszowe budowane przez gminne spółki, a następnie wynajmowane lokatorom po cenach niższych niż rynkowe. Przy czym najemca wpłaca 10 lub 15 proc. kosztów budowy.
Ciekawym rozwiązaniem jest leasing nieruchomości z opcją wykupu. Wówczas leasingobiorca wprowadza się do mieszkania i zaczyna opłacać comiesięczne raty. Po ich spłacie, mieszkanie staje się jego własnością (zazwyczaj to okres kilkunastu lat). Leasing mieszkania nie wiąże się z koniecznością posiadania wkładu własnego i nie ma wpływu na zdolność kredytową. Niestety, w Polsce jest właściwie niedostępny.