Chłopcy bawią się w Kolumba, dziewczynki idą do kuchni. Kolejne kontrowersje w podręcznikach dla dzieci
– W tym zadaniu musisz wykazać się wielką odpowiedzialnością – czytamy w podręczniku dla piątych klas szkół polonijnych "W radosnym kręgu". Okazuje się jednak, że autorka podręcznika przed chłopcami i dziewczynkami stawia zupełnie inne zadania. O ile chłopcy przygotowują się do pełnej przygód wyprawy na podbój świata, dziewczynki mają iść do kuchni i zapoznać się z jej wyposażeniem. I niestety nie jest to jedyny problem z podręcznikami dla polskich dzieci, mieszkających za granicą.
11.10.2017 | aktual.: 12.06.2018 14:24
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Jedna ze stron podręcznika autorstwa Małgorzaty Pawlusiewicz trafiła na Facebooka i od razu wywołała burzliwą dyskusję wśród internautów. W odczuciu wielu zadanie z czytanki jest wyrazem seksizmu i przekonania, że dziewczynki są mniej inteligentne od chłopców.
– Zadanie dla chłopców: "Wyobraź sobie, że żyjesz w czasach Kolumba. Gdybyś był odpowiedzialny za dwumiesięczną wyprawę morską, jak wyglądałaby lista najpotrzebniejszych rzeczy, które wziąłbyś na statek? Jakich ludzi szukałbyś, żeby skompletować załogę? Jakie cechy charakteru żeglarza brałbyś pod uwagę? Ułóż tekst ogłoszeń, które rozwieszałbyś na słupach i rozdawał przechodniom" – widnieje zadanie w wersji dla 11-letnich chłopców.
Jeśli jednak jesteś dziewczynką, autorka przygotowała dla ciebie coś innego. "Zadanie dla dziewcząt: Zapoznaj się z przyprawami, jakie w XV wieku przywożono do Europy. Porozmawiaj z mamusią i przygotuj się do zaprezentowania klasie przydatności przypraw w kuchni i cukiernictwie" – czytamy w podręczniku.
Komentujący podzielili się na dwa obozy. Jedni argumentują, że autorce chodziło o to, że w czasach Kolumba to mężczyźni zazwyczaj byli podróżnikami, kobiety natomiast zwykle musiały zajmować się domem. Drudzy wskazują na fakt, że zadanie powiela krzywdzące stereotypy. Bardziej interesujące i rozwijające polecenie zostaje zarezerwowane dla chłopca, dziewczynę natomiast przygotowuje się do typowo "kobiecych" czynności. – Seksizm ma tu dwa poziomy – pisze jedna z internautek. – Po pierwsze: podział zadań. Po drugie: Porozmawiaj z mamusią. Nie z tatą. Nie z rodzicami. Z mamusią. U mnie akurat lepiej gotuje tatuś. I co? Więc nie dorabiajcie jakiejś filozofii o prawdzie historycznej – dodaje.
Internauci zwracają uwagę na jeszcze jeden problem. – Wyobraźcie sobie, że czyta to dziewczynka, która nie ma mamy, [bo ta] zmarła niedawno. Jak ona się czuje? Nie można napisać: porozmawiaj z kimś dorosłym? Nie mówiąc już, że to jest głupie dzielić zadanie dla chłopców i dziewczynek – argumentuje kolejna osoba.
Nie wszyscy dostrzegają jednak w tym zadaniu problem. – Może ja jestem starszej daty, ale nie widzę tu nic nadzwyczajnego. Kompletnie nie widzę tu seksizmu. Polecenia dotyczą czasów, w których podział zadań w życiu był ścisłe związany z płcią. Do dzisiaj dziewczynki zdecydowanie częściej pomagają mamom przy pracach w domu niż tacie przy naprawie samochodu, sprzętu lub ścinaniu drzewa – pisze jeden z internautów.
Pogodna "starsza pani"
Krytykujący czytankę mówią o niej w konteksćie kolejnego przejawu "dobrej zmiany", jaką Prawo i Sprawiedliwość zaserwowało w ostatnim czasie polskiemu systemowi edukacji. Niedawno mówiło się o skandalicznych, zawierających odniesienia religijne i jednoznacznie wartościujących podręcznikach do wychowania do życia w rodzinie. Błędy wskazywano także w pomocach naukowcych do historii czy geografii. Czy i tym razem mamy do czynienia z przemycaniem tradycyjnej interpretacji ról społecznych w podręczniku szkolnym?
Okazuje się, że autorka podręcznika, który wywołał tyle zamieszania, z PiS i z polską polityką niewiele ma wspólnego. Małgorzata Pawlusiewicz od ponad 20 lat mieszka w Stanach Zjednoczonych. Ukończyła pedagogikę, psychologię i filozofię na Uniwersytecie Jagiellońskim i Akademii Pedagogicznej w Krakowie. – Autorka nie lubi mówić i pisać o sobie. Określa siebie jako pogodną "starszą panią", która przeniosła swój bagaż dorobku duchowego i naukowego z kraju do Stanów Zjednoczonych. Pomimo że tęskni za swoją ojczyzną, jest szczęśliwa. Ma kochającą rodzinę z dwójką udanych wnucząt, domek z pelargoniami, różany i piwoniowy ogródek oraz sympatycznego kota Lolo – możemy przeczytać na stronie Pawlusiewicz.
Ze strony dowiadujemy się też, że pedagog, która poświęciła się pracy z dziećmi w Polsce, po wyjeździe do Stanów kontynuowała swoją misję. Od niemal 20 lat pracuje w Polskiej Szkole im. Tadeusza Kościuszki w Chicago. Szkoła funkcjonuje przy polskiej parafii i ma charakter zdecydowanie wyznaniowy. Duża część lekcji to katecheza, na pozostałych dzieci uczą się kaligrafii i uczestniczą w zajęciach mających wzbudzić w nich uczucia patriotyczne.
– Pracujemy z podręcznikami przygotowanymi i napisanymi specjalnie dla naszych uczniów tu w Ameryce – informuje szkoła na swojej stronie internetowej. – Jedną z autorek naszych podręczników do klas 0, I, II, III, IV, V i VI jest nasza wspaniała nauczycielka p. Małgorzata Pawlusiewicz. Pedagog o ogromnym doświadczeniu i wielkiej wiedzy pedagogicznej i metodycznej. Nasza szkoła prowadzi specjalne lekcje religii przygotowujące dzieci do I Komunii Św. a młodzież do Sakramentu Bierzmowania przy Parafii św. Władysława – informuje szkoła w Chicago.
*Brak winnych *
Choć znaczna część środowisk polonijnych deklaruje poglądy konserwatywne i należy do zwolenników rządów Prawa i Sprawiedliwości, wygląda na to, że tym razem to nie partii rządzącej możemy przypisać zasługi za "kwiatki" w polonijnym podręczniku. Czytanka "W radosnym kręgu" została po raz pierwszy wydana 5 sierpnia 2011 roku, a więc zanim jeszcze PiS rozpoczęło swoje reformy w edukacji, wraz z wprowadzaniem kontrowersyjnych zmian do podręczników szkolnych. W 2014 roku Pawlusiewicz wydała jeszcze zeszyt ćwiczeń, uzupełniający czytankę.
– Są szkoły polonijne i szkoły polonijne. Jedne funkcjonują przy polskich ambasadach, ale jest też mnóstwo takich, które powstają przy polskich kościołach czy różnego rodzaju ośrodkach – powiedziała w rozmowie z WP Kobieta rzeczniczka Ministerstwa Edukacji Narodowej Justyna Sadlak. Rzeczniczka unikała odpowiedzi na pytanie, czy MEN kontroluje podręczniki obowiązujące w szkołach przy polskich placówkach dyplomatycznych. Niemniej, książki Małgorzaty Pawlusiewicz i tak dedykowane są do tego drugiego rodzaju placówek, czyli szkółek sobotnich i innych ośrodków, w których dzieci polonijne uczą się języka polskiego, polskiej historii oraz mają lekcje religii.
Innymi słowy, placówki te prowadzą działalność dodatkową. Zwykle polega ona na organizowaniu zajęć w soboty czy niedziele dla dzieci, tak, by nie kolidowały ze zwykłymi lekcjami w szkole amerykańskiej czy brytyjskiej. Tych powstających przy kościołach i innych ośrodkach nie łączą żadne umowy z polskim Ministerstwem Edukacji Narodowej. – Uczęszczające do nich dzieci podlegają miejscowemu systemowi oświaty. Często te szkoły nie korzystają wcale z podręczników – mówi rzeczniczka.
Z czytanek autorstwa "pogodnej starszej pani" korzystają obecnie tysiące dzieci w nawet 200 placówkach edukacyjnych w Stanach Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Australii, Holandii, Niemiec i innych. Są to podręczniki tak popularne, że zjawisko ich szerokiego występowania doczekało się nawet opracowania naukowego.
Archaiczny język, nieaktualne tematy
– Wydaje się, że podręczniki rzeczywiście stały się dość popularne, gdyż, jak twierdzą nauczyciele, są dla nich jednymi z niewielu pozycji nadającymi się do nauczania dzieci polonijnych w ograniczonym zakresie czasowym, jakim dysponują szkoły sobotnie – pisze dr Paulina Napierała, autorka opracowania "Podręczniki Małgorzaty Pawlusiewicz". – Niemniej, mimo wielu pochlebnych opinii, część nauczycieli, z którymi zostały przeprowadzone wywiady w szkołach polonijnych w Wielkiej Brytanii, zwracało uwagę na nieco zbyt archaiczny język oraz nieaktualność niektórych tematów w książkach Małgorzaty Pawlusiewicz. Na problemy te zwracały uwagę szczególnie młode nauczycielki – dodaje pedagog z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Dr Napierała punktuje główny problem - amerykańska i brytyjska polonia korzysta z podręczników Pawlusiewicz, bo nie ma wielkiego wyboru. Przytacza dyskusję, jaka miała miejsce w jednej z polskich szkół w Naperville już w 2009 roku.
– Na zebraniu ponownie padło wiele zarzutów w stosunku do podręczników języka polskiego, z których nasza szkoła korzysta. Wiele materiałów w nich zawartych wzbudziło niepochlebne komentarze. Z wieloma uwagami bez wątpienia się zgadzamy, ale niestety dla klas 1-6 nie ma alternatywnych podręczników, które spełniają role pomocy naukowej dla dzieci wychowujących się poza granicami kraju – informowała potem polska placówka.
Szkoła w Naperville apelowała do rodziców, by dali znać, jeśli znają jakieś inne podręczniki do języka polskiego, dedykowane dla dzieci polonijnych w klasach I-VI. Z braku alternatyw do tej pory korzysta z tych autorstwa Pawlusiewicz - ze wszystkimi ich zaletami i wadami.
I chociaż odpowiedzialnością za publikowane w nich treści nie można obarczyć ani tego, ani poprzedniego rządu, powstaje pytanie, czy tak daleko idące zaufanie do autorów podręczników jest czymś dobrym. Wydaje się właściwsze, by istniała kontrola nad treścią książek, z których polonijne dzieci uczą się języka polskiego czy polskiej historii. Jeśli nie jest to zadanie dla MEN-u, to dla kogo?