Czy da się „zapuścić” brwi?
Gęste, ciemne, lekko niepokorne brwi w stylu Cary Delevingne od lat są najbardziej pożądanym elementem makijażu. Co jednak zrobić, jeśli przed nastaniem mody na krzaczaste brwi przez lata maltretowałaś je pęsetą i woskiem, a teraz zostało ci kilka smętnych włosków, które ciężko nazwać brwiami? Sposobów jest kilka, ale wszystkie wymagają jednego: cierpliwości.
14.10.2015 | aktual.: 04.07.2018 09:30
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Gęste, ciemne, lekko niepokorne brwi w stylu Cary Delevingne od lat są najbardziej pożądanym elementem makijażu. Co jednak zrobić, jeśli przed nastaniem mody na krzaczaste brwi przez lata maltretowałaś je pęsetą i woskiem, a teraz zostało ci kilka smętnych włosków, które ciężko nazwać brwiami? Sposobów jest kilka, ale wszystkie wymagają jednego: cierpliwości.
Każda z nas jest winna zbrodni przeciwko brwiom. Te z nas, które na przełomie XX i XXI wieku były nastolatkami – szczególnie. Bo panująca wówczas moda na cienkie brwi, jakby odrysowane od szklanki, sprawiła, że bez litości wyrywałyśmy sobie włosy. Czy to pęsetą czy woskiem, w domu czy w salonie, przestępstwo zostało popełnione. A jego skutki męczą nas do dziś. Bo brwi, które przez lata były maltretowane, nijak nie chcą rosnąć gęste, mocne i zdrowe. A przecież właśnie takie brwi są na topie od kilku sezonów (za co możemy podziękować Carze Delevingne, oczywiście). Wyhodowanie mocnych brwi nie będzie łatwe, bo ich nieustanne depilowanie sprawiło, że zaburzony został naturalny cykl życia włosów. Cykl ten trwa ok. 4 miesięcy, od wyrośnięcia nowego włosa do jego wypadnięcia. Ale jeśli brwi przez lata były wyrywane okres uśpienia między jednym a drugim cyklem znacząco się wydłuża.
Wówczas trzeba zdecydować się na kilka zmian w naszym kosmetycznym życiu. Po pierwsze, wyrzucamy pęsetę i wosk. Staramy się w ogóle nie regulować brwi. Pozwalamy im rosnąć, nawet jeśli piekielnie irytują nas włosy pojawiające się zupełnie nie tam, gdzie trzeba. To warunek niezbędny, żeby potem oddać się pod opiekę specjalistów (np. ze świetnych Brow Barów marki Benefit), którzy z wyhodowanych włosków będą w stanie wyrzeźbić nowe, piękne łuki.
Między wizytami u kosmetyczki możemy wspomóc wzrost brwi stosując naturalne preparaty i kosmetyki. Raz w tygodniu fundujemy brwiom delikatny peeling (stosujemy te same produkty, co do twarzy), następnie robimy masaż. Do tego celu doskonale sprawdzi się olej rycynowy. To specyfik, który od wieków stosowany jest, by wspomóc porost włosów. Nie pachnie najładniej, ale jest skuteczny. Możesz smarować nim brwi i rzęsy. A jeśli wolisz bardziej zaawansowane technologicznie rozwiązania, sięgnij po odżywkę do brwi RevitaBrow, której wielką fanką jest Lena Dunham. W drogeriach i aptekach znajdziesz cały szereg podobnych produktów, więc wybierz ten, który najbardziej odpowiada twoim potrzebom i portfelowi. Oprócz tego, zwróć uwagę na to, co jesz. Twoja dieta powinna zawierać sporo białka i kwasów tłuszczowych omega-3, które wspomagają wzrost włosów. Czas zaprzyjaźnić się z rybami! Jeśli po kilku miesiącach nie widzisz efektów, wybierz się do dermatologa. Ten ustali, co jest przyczyną braku rezultatów. Mogą to być zmiany hormonalne, niewłaściwa dieta czy stres. Może wówczas zapisać ci stosowną terapię. A w międzyczasie posiłkuj się makijażem, tylko pamiętaj, aby nie przesadzać. Namalowane, sztuczne brwi bardzo rzucają się w oczy. Używaj kredek i cieni do brwi w kolorze dopasowanym do koloru twoich naturalnych brwi. Nie staraj się ich zanadto przyciemniać i nie przesadzaj z długością łuków! No chyba, że zależy ci na karykaturalnym efekcie, jak z występów drag queen.
Aleksandra Kisiel/ Kobieta WP