Mąż mógłby się od niej uczyć
Trzeba przyznać, że zawsze i w każdych okolicznościach stała za mężem. Niezależnie od tego, jak oceniała (i ocenia) go jako małżonka - Lech Wałęsa mógł być zawsze spokojny o swój dom, dzieci i żonę, która to wszystko trzymała w garści.
Danuta Wałęsa potrafiła także godnie i z duża klasą reprezentować męża publicznie. Przykładem niech będzie jej wizyta w Oslo, gdzie 10 grudnia 1983 roku odebrała pokojową Nagrodę Nobla przyznaną jej mężowi, jako przywódcy "Solidarności". Tego, co tam zaprezentowała - godności, dumy, ale i skromności - mogłaby jej pozazdrościć niejedna nawet koronowana głowa.
Z podobną klasą zachowywała się także jako pierwsza dama, gdy jej mąż był prezydentem RP. Historia tych lat (i nie tylko tych) zanotowała wiele niefortunnych wpadek i wypowiedzi Wałęsy, na czele ze słynnym "zdrowie wasze w gardła nasze", poprzez "ja już nie szukam pieniędzy za książki, bo te całkowicie udupiłem w sprawach społecznych" i "nie można mieć pretensji do Słońca, że kręci się wokół Ziemi" aż po wypowiedziane do Aleksandra Kwaśniewskiego w czasie drugiej telewizyjnej debaty prezydenckiej z 1995 roku - "to pan w niedzielę wszedł tu jak do obory i ani be, ani me, ani kukuryku".
Danucie Wałęsie nigdy i nigdzie podobnie nieszczęsne bon moty się nie zdarzyły.