Danuta Wałęsa - wspiera męża, ale o miłości już trudno mówić
Gdy on pracował i walczył - ona wychowywała kolejne dzieci. Gdy był internowany - cały dom był na jej głowie. Była (i jest) zapobiegliwa, gospodarna i lojalna. Nigdy nie odwróciła się od męża. Trwała przy nim w najtrudniejszych chwilach. Czy kocha go tak samo mocno, jak na początku ich związku? Nie!
Gdy on pracował i walczył - ona wychowywała kolejne dzieci. Gdy był internowany - cały dom był na jej głowie. Była (i jest) zapobiegliwa, gospodarna i lojalna. Nigdy nie odwróciła się od męża. Trwała przy nim w najtrudniejszych chwilach. Czy kocha go tak samo mocno, jak na początku ich związku? Nie!
Danuta Wałęsa od lat nie kryje, że ma do swego słynnego męża wiele pretensji. "Całe życie byłam sama. To trudne do wypowiedzenia. Myślę, że Pan Bóg daje ludziom zadania, ale nie każdy potrafi je dźwignąć. Pewnych rzeczy nie da się zmienić, naprawić. Ale ja już się uodporniłam" - powiedziała w wywiadzie udzielonym w 2011 roku.
W wydanej w tym samym roku książce pt. "Marzenia i tajemnice" Danuta ściągnęła Lecha z piedestału. Pokazała go jako człowieka o bardzo tradycyjnych poglądach na temat miejsca żony w domu i relacji męsko-damskich. W rewanżu wielki małżonek przestał się do niej odzywać, choć jak sam stwierdził, "autobiografii nie czytał".
Atmosfera w rodzinie Wałęsy gęstniała. Pojawiły się nawet plotki o rozwodzie. Małżonkowie zgodnie, choć niezależnie od siebie, je zdementowali. Przyznali jednak, że łączące ich niegdyś uczucie należy już do przeszłości.
"Nie spijamy już sobie z dziubków"
"Oczywiście, że nie będziemy podejmować żadnych głupich decyzji. Dotrwamy w naszym związku do końca, tak jak żeśmy to ślubowali, ale to już nie to samo. My się nie kłócimy. Nie ma pretensji, sporów czy wojny. Po prostu ona realizuje swoje, a ja swoje i nie wchodzimy sobie na odciski" - powiedział Lech Wałęsa. Wałęsa nie byłby jednak sobą, gdyby zaraz złośliwie nie dodał: "Wybrałem sobie żonę prostą, nie pisarkę. Oczywiście cieszę się z sukcesu [książki Danuty Wałęsy - przyp. wch], ale co innego cieszyć się z sukcesu, a co innego odkryć, że jest się z inną osobą, niż się wybrało".
"Pisarka" nie pozostała dłużna małżonkowi, zachowując przy tym dużą klasę, której mu, niestety, zabrakło: "Nikt się nie doczeka tego, że będziemy mieszkali oddzielnie, bo po prostu nie ma takiej opcji. Wychowaliśmy dzieci, odchowaliśmy wnuki, a teraz żyjemy tym, co lubimy i co nam sprawia przyjemność. To według mnie bardzo normalne życie. Nie chodzimy za sobą krok w krok i nie spijamy sobie z dziubków, jak to mówią".
Trudno nie zauważyć w tych słowach goryczy i zawiedzionej miłości. Bardzo dużo wody musiało upłynąć od czasu, gdy relacje w małżeństwie określały takie słowa Lecha Wałęsy: "Danuta okazała się kobietą, od której mogłem w różnych okresach życia i w różnych sytuacjach uzyskać wsparcie. Nasz kontakt polegał na czerpaniu jakiejś energii, której ona w sobie miała niespożyte pokłady".
Chciał, by w jego domu było jak w domu rodziców
Lech poznał Danutę przypadkiem. Było to w 1968 roku, gdy młody, 26-letni robotnik, wstąpił do jednej z gdańskich kwiaciarni, by rozmienić pieniądze. Mężczyźnie wpadła od razu w oko 19-letnia pracownica, dlatego stał się stałym gościem w sklepie. Jednego dnia przyniósł gumę do żucia, innego pożyczył książkę...
Po rocznych staraniach odbył się ślub, a potem wesele w wiejskim domu panny młodej. Jak trzeba, tradycyjne, z własnoręcznie ubitym przez ojca Danuty świniakiem.
Młodzi ludzie zamieszkali w Gdańsku. Stworzyli, tak jak to sobie wymarzył Lech, tradycyjne małżeństwo. Tak było w domu jego rodziców, tak miało być i w jego domu.
"Pochodzę z tradycyjnej wiejskiej rodziny, w której panowała prosta filozofia i wyraźny podział ról: kobieta jest w domu i wszystko w nim ogarnia, a mężczyzna przynosi środki, pieniądze, żeby miała czym zarządzać. Na ten temat nie ma żadnej dyskusji. Tak jest z dziada, pradziada. I ja wybrałem sobie żonę w tej właśnie koncepcji, że jest najważniejszą osobą dla mnie, ale ma być w domu, ja też jestem dla niej najważniejszy i staram się o utrzymanie rodziny" - powiedział po latach w wywiadzie dla "Polityki" Lech Wałęsa.
Ona dbała o rodzinę, on przynosił pieniądze
Przez lata związek Wałęsów można było stawiać za wzór. Danuta wychowywała kolejne dzieci, dbała też o to, by pracujący w Stoczni Gdańskiej mąż miał zawsze "uprane, uprasowane i ugotowane". Młoda mężatka była ideałem kobiety, która, wedle dawnego powiedzenia: "w łóżku powinna być kochanką, w salonie damą, a w kuchni - kucharką". Danuta Wałęsa nigdy nie myliła tych ról.
Pani domu nie miała jednak powodu, by skarżyć się na małżonka o zaniedbywanie leżących w jego gestii obowiązków. Wałęsa przynosił do domu całą pensję. Do rąk małżonki trafiały także pieniądze wygrywane przez Lecha w totolotka. W latach 70. takich szczęśliwych trafień miał bardzo wiele. Dało to potem powód do licznych złośliwych komentarzy i podejrzeń...
"Mogę powiedzieć, że wygrywałem zawsze, kiedy naprawdę potrzebowałem" - stwierdził po latach Wałęsa. Tylko w latach 1970-1972 miał wygrać w loterii 35 tysięcy złotych.
"Za pieniądze wygrane w totolotku kupiliśmy pierwszy telewizor (...) Jak nas było stać, systematycznie dokupowaliśmy meble - wersalkę, czy stół. Po prostu dorabialiśmy się (...) Nie pamiętam, jakiej marki był nasz pierwszy telewizor. Na pewno czarno-biały, bo innych nie było. Radio też z czasem mieliśmy (...) Pralkę kupiliśmy dzięki temu, że mąż znów wygrał w totolotka" - chwaliła zapobiegliwość męża i jego zdolności do gier losowych Danuta Wałęsa.
Mąż mógłby się od niej uczyć
Trzeba przyznać, że zawsze i w każdych okolicznościach stała za mężem. Niezależnie od tego, jak oceniała (i ocenia) go jako małżonka - Lech Wałęsa mógł być zawsze spokojny o swój dom, dzieci i żonę, która to wszystko trzymała w garści.
Danuta Wałęsa potrafiła także godnie i z duża klasą reprezentować męża publicznie. Przykładem niech będzie jej wizyta w Oslo, gdzie 10 grudnia 1983 roku odebrała pokojową Nagrodę Nobla przyznaną jej mężowi, jako przywódcy "Solidarności". Tego, co tam zaprezentowała - godności, dumy, ale i skromności - mogłaby jej pozazdrościć niejedna nawet koronowana głowa.
Z podobną klasą zachowywała się także jako pierwsza dama, gdy jej mąż był prezydentem RP. Historia tych lat (i nie tylko tych) zanotowała wiele niefortunnych wpadek i wypowiedzi Wałęsy, na czele ze słynnym "zdrowie wasze w gardła nasze", poprzez "ja już nie szukam pieniędzy za książki, bo te całkowicie udupiłem w sprawach społecznych" i "nie można mieć pretensji do Słońca, że kręci się wokół Ziemi" aż po wypowiedziane do Aleksandra Kwaśniewskiego w czasie drugiej telewizyjnej debaty prezydenckiej z 1995 roku - "to pan w niedzielę wszedł tu jak do obory i ani be, ani me, ani kukuryku".
Danucie Wałęsie nigdy i nigdzie podobnie nieszczęsne bon moty się nie zdarzyły.
To mama rządziła w domu
Taką postawą zdobywała sobie szacunek otoczenia. Także żadne z ośmiorga dzieci Wałęsów nie miało wątpliwości, z kim tak naprawdę w domu należy się liczyć.
"Matka rządziła domem. Tylko i wyłącznie ona. Jak coś postanowiła, to tak było i koniec (...) Z ojcem kłócili się, jak to rodzice. Czasem i ostro, ale reguła była taka i jest taka, że po największej kłótni idą do łóżka, a rano ojciec wstaje i już mówi to samo, do czego poprzedniego wieczora przekonywała go matka" - stwierdził przed laty Jarosław, jeden z synów Lecha Wałęsy.
Autorytet Danuty w oczach Lecha był więc bezsporny, choć najprawdopodobniej pan prezydent nie przyznałby się do tego nawet na mękach.
"Żyjemy obok siebie"
Czy jest tak nadal? Chyba tak, gdyż żona nie opuściła męża w tak trudnych dla niego ostatnich dniach. Wszystkie zarzuty, które stawiane są Wałęsie, Danuta odrzuca bezapelacyjnie. "To nieporozumienie, absolutny bezsens. Szkoda słów i nerwów na to wszystko" - tak skomentowała zawartość "szafy Kiszczaka" w rozmowie z RMF FM.
Nie zmienia to jednak faktu, że małżonkowie od lat żyją obok siebie, a nie z sobą.
"Każde z nas ma swój świat - mąż interesuje się polityką, lubi oglądać inne filmy, ja lubię inne filmy. Ja jemu nie wchodzę w drogę i on mnie nie wchodzi w drogę. Żyjemy obok siebie i jest nam dobrze. Dziękuję mężowi, że był ze mną, że po prostu miałam możliwość oglądania świata, spotykania się z wielkimi ludźmi. I że tak wygląda końcówka mojego życia" - powiedziała w wywiadzie dla miesięcznika "Twój Styl".
O powrocie wielkiej miłości nie ma już chyba co marzyć? Zresztą, kto wie?
Witold Chrzanowski