"Drugi dzień, a już pragnę śmierci". Gdy tata zostaje sam z dziećmi
Prowadzi fan page zatytułowanego: "Paweł Grzonka - bieganie nadaje życiu rytm" i to na tym głównie się skupia. Treningi, maratony, relacje z trasy, ale też informacje dotyczące odżywiania, czy ostatnio zabawne wpisy relacjonującego jego przygody w innej życiowej roli, czyli roli ojca. Tym razem historia, którą podzielił się z fanami, wzbudziła podziw i jednocześnie rozbawiła wszystkich do łez.
23.10.2017 | aktual.: 23.10.2017 15:11
Paweł Grzonka postanowił zrobić żonie niespodziankę. Dla niej i swojej teściowej wykupił 7-dniowy wyjazd. Już ten fakt spowodował, że internautki zaczęły w komentarzach oznaczać swoich mężów, by ci przypadkiem nie przeoczyli wpisu biegacza. Ach, która by nie chciała, żeby mąż zrobił jej taką niespodziankę.
Druga kwestia, że na 7 dni wziął na siebie wszystkie obowiązki domowe i już po 48 godzinach bez wsparcia partnerki podzielił się wrażeniami z "siedzenia" w domu z dziećmi. Czas ten podsumował wprost: "Zmęczenie jak po maratonie". Kto jak kto, ale Grzonka, jako biegacz, doskonale wie, co mówi.
"Dziś drugi dzień - a już pragnę śmierci. Nie wiem w co włożyć ręce. Napierda... jak helikopter w ogniu! O 7:30 już klepałem "pankejki" na akord. Mam wrażenie jakbym miał las rąk i ogarniał chatę w kilku miejscach jednocześnie! Zmysł wzroku, refleks i zapierd... wskoczyło na poziom dostępny tylko dla kosmitów. Jeb.. ośmiornica prac domowych. Leci pampers z kupą - jeszcze dziecko nie zdąży do końca, a już przebrane (…). I kiedy jedno tak słodko śpi, to ogarniam cały syf po porannej bitwie. Mam wrażenie, że nigdy się nie odkopię z listy prac - bo ona zamiast maleć rośnie jak moje zmęczenie. Tak, bycie mamą nie jest łatwe. Dlatego dbajcie o swoje żony i wysyłajcie je na wypoczynek, bo im się po prostu NALEŻY!"– napisał na swoim oficjalnym profilu FB.
Na koniec sportowiec dodał, jak wyglądał jego wieczór: "Wczoraj byłem tak wywalony z kapci, że o 21:30 poszedłem spać. Ale i tak nie mogłem zasnąć. Zmęczenie jak po maratonie. Byłem/jestem przerażony. Amen! P.S. Jest 10:40 i zasiadam do śniadania - swojego. Myślę, że zasłużyłem".
Jak żartuje jedna z czytelniczek pod wpisem: "Standardowo powinieneś jeść swoje śniadanie na zimno". Inna, wtórując poprzednikowi pisze: "I kawka też na zimno! Bo inna nie smakuje". Z kolei pewna mama dodaje: "Dokładnie. Aktualnie też zimną popijam, życie..."
Internauci nie potraktowali wpisu biegacza jedynie jako zabawną anegdotkę z życia. Wyrażali również podziw i nadzieję, oby coraz więcej mężczyzn było w stanie zdobyć się na taki gest.
"W samo sedno - dobrze, że już tatusiowie doświadczają tego "bezrobocia w domu" i pokolenie naszych dzieci lepiej się w tej sferze organizuje . Szacun chłopie" – czytamy pod postem. "Jezu, żeby tak mój to pojął w końcu… " – marzy się innej czytelniczce. _"Mój mąż po tym, jak został z trójką dzieci sam przez miesiąc to też stwierdził, że ja zasługuje na medal. Tak, macierzyństwo to ogromne wyzwanie i ogrom pracy. Ale cóż, czego się nie robi dla tych małych robaków". _
Bo przecież biorąc pod uwagę cały ogrom obowiązków i wyzwań, tą rodzicielską codzienność, która czasami wydaje się jedynie koniecznością stąpania po trudnych, wyboistych terenach (bywa jeszcze, że we mgle), to nic nie jest w stanie dać tyle satysfakcji i radości niż bycie rodzicem. Nic. Wiem coś o tym, bo sama jestem mamą. A tym większe poczucie spełnienia, im więcej wysiłku w coś wkładamy. Ale nie zapominajmy, że rodzicielstwo to też mnóstwo frajdy! Chociażby takie wspólne smażenie placków z pociechami siedzącymi na kuchennym blacie, które cieszą się na sam widok mąki. Bezcenne! Oby coraz więcej tatusiów z własnej woli chciało się o tym przekonać.
"Dziś ostatni dzień wachty. Wataha Grzonków ma się dobrze i nikt nie stracił palca czy życia(...)Oczywiście, że miałem gacie pełne strachu i świstak prawie wyszedł z norki. Najbardziej obawiałem się, że jedno mi zachoruje (żłobkowe). Gdyby tak się stało nie byłoby mnie z Wami. Na bank zakopałbym się w ogródku. Nie wytrzymałbym tego.(...) Psycholog i syndrom pourazowy jak po Wietnamie. Po trzech dniach w pełni się zaadaptowałem do warunków ubogich w tlen, wręcz surowych do przetrwania. Czas nie leciał a wręcz zapier…! Czułem się jak „looper”. Mrugnąłem okiem a już 12, drugie mrugnięcie… wieczór, trzecie mrugnięcie… kogut pieje" - podsumował niemal na finishu swoich "domowych" zmagań sportowiec.
Tym razem nie było tylko zabawnie i słodko. Sportowiec postanowił również zwrócić się do szanownych małżonków, których zawiedzione żony wypowiadały się w komentarzach przy poprzednim poście. Do tych wszystkich mężczyzn, którym "męskość" nie pozwala robić za wiele w domu: "Faceci, co z wami? Pokazać się z synkiem i córką na fejsie czy w mieście to tak, a odciążyć mamę to już fe? Po prostu żyję z żoną a nie obok(...) Nie stać was na zwykły gest i okazanie im uczuć, zrozumienia".