Dwa razy "tak" – czy wychodząc ponownie za mąż wypada zorganizować spektakularne wesele?
W show-biznesie obowiązuje zasada "do trzech (co najmniej) razy sztuka". Jeśli nie mieszkasz w Hollywood, możesz mieć opory przed zorganizowaniem drugiego (i trzeciego, i czwartego itd.) ślubu z pompą dorównującą temu pierwszemu. Ale właściwie dlaczego panna młoda nie miałaby cieszyć się swoim szczęściem, tylko dlatego, że pierwszy mąż jednak nie był tym jedynym?
09.11.2017 13:12
Randkowanie po trzydziestce to nie bułka z masłem. Dziewczynom, które więcej czasu poświęcają karierze niż miłości, z odsieczą przychodzi Tinder. Działa jak wirtualny speed dating, pozwalając na podstawie kilku zdjęć, zgodności preferencji i krótkiej wymiany zdań ocenić, czy warto w ogóle wskoczyć z piżamy w małą czarną, żeby wyrwać się na romantyczną randkę.
Z aplikacji korzystają też kawalerowie i panny z odzysku. Rozczarowani romansem rozwodnicy, szukając ukojenia w niezobowiązującym flircie, czasami niespodziewanie dla samych siebie znajdują na Tinderze miłość. Pełniejszą, piękniejszą, prawdziwszą, niż ta, której kiedyś powiedzieli "tak". Ale dając sobie drugą szansę, wielu na nowo zakochanych odmawia sobie prawa do tego, żeby świętować swoje uczucie równie hucznie jak to, które zakończyło się podziałem majątku, wyrokiem rozwodowym i, w najgorszym wypadku, orzeczeniem o winie. Bo jakoś głupio. Bo to zła wróżba. Bo i tak nie da się już w kościele, a większość Polaków wciąż przysięgać wierność chce przed ołtarzem.
W Hollywood (ani nawet wśród polskich celebrytów) nikt tych problemów nie ma. Kim Kardashian wychodziła za mąż trzy razy, kolejnymi ceremoniami przebijając poprzednie. Kanye Westa poślubiła pod Florencją, płacąc za ceremonię niebagatelne 12 milionów dolarów. Małgorzata - po pierwszym mężu Rozenek - została panią Majdan na ślubie za sto tysięcy złotych, a Agnieszka Szulim, wcześniej żona Adama Badziaka, przyjęło nazwisko Woźniak-Starak, przebierając się w międzyczasie trzy razy podczas spektakularnej ceremonii we Włoszech. Snu nie spędzały im z powiek dylematy. Może pierwszym małżonkom będzie przykro? Co pomyślą przyjaciele? Po co wydawać pieniądze? Przecież i tak nie powinno się już pokazać w białej sukience... A właściwie, dlaczego nie?
Jak każdą trzydziestolatkę zaczyna mnie otaczać coraz więcej bliskich mi kobiet, którym za pierwszym razem się nie udało (nie mówiąc już o tych, które uciekły sprzed ołtarza, oddały pierścionek albo w ostatniej chwili poszły po rozum do głowy). A śluby miały spektakularne, bo przecież w tym teoretycznie najpiękniejszym dniu w życiu, wierzyły, że chcą spędzić życie z tym stojącym obok mężczyzną w garniturze. Gdyby już wtedy wiedziały, że ich historia zakończy się w sądzie, może nie robiłyby listy prezentów, zaoszczędziły na fotografie, zmniejszyły listę gości. Ale dlaczego teraz, gdy znów zakochane, wierzą jeszcze mocniej, że tym razem to już na pewno to, miałyby pozbawiać się prawa do kolejnych prezentów (chyba że drugi ślub ma odbyć się w tym samym roku, co pierwszy, wtedy naprawdę trudno wymagać od przyjaciół, żeby zrzucili się na nowy odkurzacz), fotografii i gości? Jasne, że po porażce pierwszego małżeństwa wielu rozwodników uważa ślub za naznaczony pechem, nadawanie etykietek "mąż" i "żona" wydaje im się zupełnie niepotrzebne albo chcą załatwić ślub jak urzędową formalność w dżinsach, po cichu i bez celebracji. Dopóki jednak zdjęcia z drugiego ślubu nie kłują w oczy pierwszego ukochanego na Facebooku, Instagramie i Snapchacie (lepiej nie zapraszać go też na wesele, nawet jeśli relacje są poprawne), można pozwolić sobie na odrobinę romantyzmu.
Przecież to żaden wstyd uwierzyć w miłość po raz drugi. Dodatkowa zaleta drugiego ślubu? To okazja nie tylko do tego, żeby naprawić poważny błąd z przeszłości, wybierając bardziej odpowiedniego partnera, ale także te błahe błędy, które przytrafiły się przy organizacji tamtego ślubu. Podczas gdy za pierwsze często płacą rodzice, w zamian nalegając na udział w ceremonii niewidzianych nigdy wcześniej wujków z Chicago albo Ciechanowa, drugie wesele można zorganizować w całości po swojemu – na własny koszt i na własny rachunek. Zaprosić więcej przyjaciół niż rodziny, włączyć w ceremonię dzieci z poprzedniego związku, wybrać najbardziej nawet szalone miejsce – łąkę w środku niczego, szczyt góry albo wieżę Eiffla. Nie mówiąc już o wolności wyboru koloru sukienki. Rozwód udowodnił, czego nie chcesz. Drugim ślubem możesz pokazać, jak chciałabyś, żeby wyglądało twoje nowe życie. Tym razem już naprawdę dorosłe.