Blisko ludziDwaj polscy królowie poślubili tę samą kobietę. Taki przypadek zdarzył się tylko raz w historii

Dwaj polscy królowie poślubili tę samą kobietę. Taki przypadek zdarzył się tylko raz w historii

O pełnym blichtru, ale też brudu i tragedii świecie XVII-wiecznego dworu przeczytacie więcej w książce Kamila Janickiego pt. „Damy srebrnego wieku”.
O pełnym blichtru, ale też brudu i tragedii świecie XVII-wiecznego dworu przeczytacie więcej w książce Kamila Janickiego pt. „Damy srebrnego wieku”.
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe
09.09.2022 15:18

Władysław IV Waza wziął drugi ślub w roku 1646, jako człowiek bardzo schorowany, niemal stojący nad grobem. Zmarł niewiele ponad dwa lata później. Pozostawił ambitną żonę i olbrzymie długi. Oraz dwóch braci, skłonnych walczyć o schedę do upadłego.

Sytuacja, jaka zapanowała nad Wisłą wiosną 1648 roku była wyjątkowa z wielu przyczyn. Państwo straciło króla w samym środku wojny domowej z Kozakami, w sytuacji gdy obawiano się ataku wroga wewnętrznego na główne prowincje królestwa.

Władysław IV odszedł też niedługo po tym, jak wziął ogromną pożyczkę u żony, Francuzki Ludwiki Marii Gonzagi. Kredyt opiewał na sumę 660 000 złotych polskich. To w przybliżeniu 81 milionów w dzisiejszych pieniądzach. Co ważne, kontrakt zabezpieczono formalnie, a Ludwika Maria wzięła w zastaw niemal cały majątek władcy, łącznie z wyposażeniem królewskich pałaców.

Jakby problemów było mało, kraj stanął w obliczu sporu dynastycznego. O tron ubiegali się bracia Władysława IV, z których jeden, Karol Ferdynand, był biskupem, a drugi, Jan Kazimierz – (niedonoszonym) kardynałem Kościoła.

Władysław IV Waza i Ludwika Maria Gonzaga. Grafika Wilhelma Hondiusa z 1646 roku.
Władysław IV Waza i Ludwika Maria Gonzaga. Grafika Wilhelma Hondiusa z 1646 roku.© Materiały prasowe

Propozycja nie do odrzucenia

W toku walki elekcyjnej Jan Kazimierz ubiegał się o pomoc we Francji. Początkowo wyraźnie ustępował konkurentowi, był więc gotów na kompromisy i ustępstwa.

Zgodził się na wiele, w tym na projekt wprost niewyobrażalny z polskiej perspektywy. Miał poślubić wdowę po bracie, Ludwikę Marię, o ile ta pomoże mu zdobyć koronę.

Siła królowej

Profesor Zofia Libiszowska, jedna z najlepszych znawczyń życiorysu Ludwiki Marii, podkreślała, że w 1648 roku królowa cieszyła się już "znacznym autorytetem wśród wielu senatorów". Miała swoich nominatów na coraz ważniejszych pozycjach. Przede wszystkim zaś miała w garści skrypty dłużne.

Elity dobrze zdawały sobie sprawę z kredytu, jaki ciążył na zmarłym, na jego dziedzicach, a pośrednio też na Rzeczpospolitej. Kontrakt małżeński Władysława IV i Ludwiki Marii zawierał ponadto kosztowne zapisy na wypadek śmierci króla.

Kamil Janicki "Damy srebrnego dworu"
Kamil Janicki "Damy srebrnego dworu"© Wydawnictwo Literackie

Ludwika Maria posiadała narzędzia wpływu, była w stanie sprawić, że jej słowa wybrzmią z pełną mocą. Wprawdzie w okresie walki elekcyjnej ciężko chorowała, ale i tak robiła, co mogła, by zjednać poparcie swojemu kandydatowi.

Zofia Libiszowska twierdziła, że jej działania wywarły istotny wpływ na przebieg elekcji. Także profesor Robert Frost, specjalista od historii XVII-wiecznej Polski z uniwersytetu w szkockim Aberdeen, podkreśla, że "w burzliwym okresie bezkrólewia Ludwika Maria odegrała znaczącą rolę".

Podobnie uważało wielu współczesnych obserwatorów wydarzeń. Jeden zanotował nawet, że nie kto inny, ale sama wdowa "postarała się o koronę dla królewicza, którego pragnęła na męża i o którym sądziła, że będzie w stanie bezwzględnie kierować jego umysłem".

Król wyjawia plany

17 stycznia 1649 roku Jan Kazimierz został oficjalnie wyniesiony na tron. W uroczystej koronacji nie wzięła udziału Ludwika Maria. Królowa wciąż uskarżała się na stan zdrowia i podróż do Krakowa zimową porą była zdecydowanie ponad jej siły. Mimo to właśnie osoba Francuzki znalazła się na ustach wszystkich najwyżej postawionych urzędników królestwa.

Elekcja Jana Kazimierza Wazy w wyobrażeniu J. Kossaka.
Elekcja Jana Kazimierza Wazy w wyobrażeniu J. Kossaka.© Materiały prasowe

Niespełna tydzień później, na posiedzeniu tajnej rady senatu, monarcha po raz pierwszy oficjalnie zdradził swoje plany małżeńskie.

Dla zaufanych stronników projekt mariażu z wdową nie stanowił zaskoczenia; uprzedzono ich o wszystkim, by zawczasu zagwarantować, że wyrażą poparcie. Inni notable musieli przynajmniej się domyślać, że pomoc królowej w walce o koronę będzie mieć swą cenę. Także oni nie byli więc zszokowani pomysłem.

Jan Kazimierz mimo wszystko zwlekał z poruszeniem tematu. Wiedział, jak nieszablonowe proponuje stadło.

Polskie elity były obsesyjnie przywiązane do tradycji i precedensów. A przecież w dziejach kraju nigdy dotąd nie zdarzyło się, by ta sama kobieta była żoną dwóch królów. Tym bardziej nie było — ani wcześniej, ani później — przypadku, gdy dwaj bracia zasiadający na tronie poślubili, jeden po drugim, tę samą partnerkę.

Jedyny głos protestu

W wąskim gronie senatorów, gdzie monarcha był w stanie kontrolować przebieg dyskusji, a do tego miał narzędzia wpływu na zawsze żądnych tytułów i nadań magnatów, udało się wyciszyć większość protestów. Najwyżsi panowie obawiali się skandalu, ale jeszcze bardziej bali się o pieniądze.

"Skarb królewski jest wyczerpany, a jeśli zjawiłaby się nowa królowa, to Rzeczpospolita musiałaby zadbać o wydatki na poselstwa i jej wiano" — notował w pamiętniku kanclerz Albrycht Stanisław Radziwiłł, uczestnik narady, a zarazem człowiek, który najlepiej ze wszystkich wiedział, jak wielkie koszty i wysiłki wiązały się z całkiem niedawnym przyjazdem Ludwiki Marii, bo sam nadzorował jej powitanie nad Wisłą.

Ślub Jana Kazimierza z wdową po bracie pozwalał uniknąć kosztów i starań dyplomatycznych. W mocy pozostałyby układy z Francją. Nie trzeba by się też martwić o pilną spłatę kredytu oraz jednoczesne zaopatrzenie dwóch królowych.

Ludwika Maria na jednej z kopii zaginionego portretu pędzla Justusa van Egmonta. Być może wariant tego właśnie obrazu trafił do Władysława IV w toku negocjacji ślubnych
Ludwika Maria na jednej z kopii zaginionego portretu pędzla Justusa van Egmonta. Być może wariant tego właśnie obrazu trafił do Władysława IV w toku negocjacji ślubnych© Wielka Historia

Wizja najtańszego i najprostszego królewskiego mariażu od stuleci przemówiła do wszystkich senatorów poza jednym. Biskup przemyski Paweł Piasecki złożył odosobniony głos sprzeciwu. O Ludwice Marii wypowiedział się dosadnie: "Pani stara, a przy tym chora, żadnej nadziei na potomstwo".

Uzasadnione obawy

Komentarz o zdrowiu nie był bezpodstawny. Także uwadze o potomstwie trudno się dziwić. Zastanawia raczej fakt, że tylko biskup ośmielił się ją wypowiedzieć.

Królowa miała trzydzieści siedem lat, w okresie (fikcyjnego) pożycia z Władysławem nie zaszła w żadną ciążę. Narodziny dziedzica nie były wykluczone, ale też nie bardzo prawdopodobne. Tym samym ślub groził zakończeniem linii polskich Wazów i nawet bardziej chaotyczną elekcją niż właśnie zakończona.

Były powody, by szukać dla króla młodszej i zdrowszej partnerki. Przeważył jednak argument oszczędnościowy.

Wahający się pan młody

Senat zatwierdził projekt. Dużo trudniej było przekonać do niego masy szlacheckie. O skali obaw świadczą środki, jakie przedsięwzięto, by zapewnić ochronę byłej i przyszłej królowej. Według doniesień nieźle poinformowanej o wydarzeniach londyńskiej prasy z Ludwiką Marią pozostawiono w Warszawie cztery tysiące żołnierzy.

Młody Jan Kazimierz Waza na obrazie Daniela Schultza.
Młody Jan Kazimierz Waza na obrazie Daniela Schultza.© Materiały prasowe

Zewsząd zaczęły odzywać się głosy, że Jan Kazimierz planuje związek, ni mniej ni więcej, tylko kazirodczy. Twierdzono, że taki ślub nie może podobać się Bogu, że niechybnie ściągnie on karę na króla i Rzeczpospolitą.

Opór był tym bardziej zażarty, że monarcha nie robił nic, by udobruchać przeciwników i przekonać tych ludzi, którzy oddali za nim głos tylko ze strachu przed Kozakami. Już na pierwszym sejmie, towarzyszącym styczniowej koronacji, Jan Kazimierz na każdym kroku drażnił naród swoim zachowaniem.

brażał się, gdy dostojnicy rzucali w jego obecności inwektywy, nadąsany chował się w komnatach i żądał przeprosin. Zaczął się też wycofywać z obietnic składanych w toku walki elekcyjnej, i to mimo że od jego obioru na króla minęło ledwie kilka tygodni.

Powrót do Warszawy nie przyniósł żadnego wytchnienia. Oszczercy byli wszędzie. Na samym zamku nieznany sprawca rozrzucił ulotki ze złośliwym, wręcz obrazoburczym wierszykiem.

Przestrzegano w nim Jana Kazimierza, że już jego ojciec dokonał kazirodztwa — i spłodził go z siostrą swojej pierwszej żony. Gdyby nowy król miał posunąć się do równie odstręczającego czynu i "złączyć się z żoną brata", wieszczono mu wielkie nieszczęście.

Według Albrychta Stanisława Radziwiłła wiecznie chwiejny i nerwowy monarcha zaczął "wahać się w zamiarze" i zastanawiać, czy aby na pewno dobrym pomysłem jest "dopuścić ją", czyli Ludwikę Marię, "do panowania".

"Przyrzekliśmy sobie nawzajem"

Wdowa szybko naprostowała niepewnego kandydata do swojej ręki. Do Rzymu wysłano delegację z oficjalnym wnioskiem o papieską dyspensę. 1 marca, jeszcze zanim dotarła odpowiedź, Ludwika Maria i Jan Kazimierz zatwierdzili kontrakt małżeński.

Była to nawet nie tyle nowa umowa, co raczej szeroka gwarancja zachowania dotychczasowego stanu rzeczy.

"Rozważywszy, jak małżeństwa monarchów są ważne w utrzymaniu wielkości i pomyślności ich państw (…) przyrzekliśmy sobie nawzajem połączyć się węzłem małżeńskim w obliczu Kościoła świętego w czasie, który temu oznaczymy" — deklarowali Jan Kazimierz i Ludwika Maria.

Zawsze zaradna i ostrożna Francuzka już w trzecim punkcie kazała zapisać, że związek "nie ma w niczym obniżać albo obalać artykułów i klauzul" z traktatu ślubnego, który zawarła z Władysławem IV. Wszystkie zapisy, jakie były "na zysk i korzyść nas królowej" miały "zatrzymać swoją moc i skutek zupełny w każdym czasie i kiedy tego będzie trzeba".

Królowa miała ponadto zachować pełną swobodę — osobistą i majątkową. Król przyrzekał, że zarówno "teraz, jak i na przyszłość, gdy będziemy zaślubieni" Gonzagówna będzie uprawniona rozporządzać swoimi "sprzętami, pieniędzmi i dochodami" całkowicie "podług swego upodobania".

Ludwika Maria Gonzaga. Obraz XIX-wieczny na podstawie wzoru z epoki.
Ludwika Maria Gonzaga. Obraz XIX-wieczny na podstawie wzoru z epoki.© Materiały prasowe

Gwarantował też, że nie będzie potrzebowała żadnego dodatkowego upoważnienia, chcąc wykonywać "czynności publiczne lub prywatne", brać udział w procesach, angażować się w kwestie zagraniczne czy pilnować wszelkich spraw dotyczących jej dóbr ziemskich. Ludwika Maria wywalczyła sobie, że pozostanie kobietą w pełni niezależną. I miała na to papiery.

"W przyjaźń małżeńską wejść postanawiamy"

4 marca 1649 roku narzeczeni stanęli przed ołtarzem i oficjalnie wymienili pierścienie zaręczynowe. Termin samego ślubu wyznaczono na 30 maja, tak by z Rzymu zdążyła dotrzeć oficjalna zgoda na związek króla z powinowatą.

"Za radą i zezwoleniem panów rad naszych w przyjaźń małżeńską z najjaśniejszą królową jej miłością Maryją Ludwiką wejść postanawiamy" — brzmiał tekst zaproszeń rozesłanych do najważniejszych dostojników królestwa.

Jeśli wierzyć wiadomościom zagranicznych korespondentów, do ostatniej chwili nie było pewne, czy ślub faktycznie się odbędzie. Angielska gazeta "The Moderate" podawała, że to nie kwestie religijne, ale wciąż zły stan królowej zdecydował o doborze późnej daty wesela.

Nawet jeśli tak było, obawy tym razem nie okazały się uzasadnione. Terminu dochowano, a wyspiarskie czasopismo podało, że "słabość małżonki [króla], wywołana trzynastomiesięcznymi dolegliwościami, nie przeszkodziła jej w oprawianiu tańców z nakazaną gracją. Oceniono też, że długa niedyspozycja w najmniejszym nawet stopniu nie odbiła się na jej pięknie".

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.

Źródło artykułu:WielkaHISTORIA.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (14)
Zobacz także