Facet, z którym się całujesz w parku, nie musi być tym samym, z którym przebiegniesz maraton. O zaletach zdrady
"Chcesz od swojego partnera 100 proc. uwagi, miłości i zaangażowania? Nigdy tyle nie dostaniesz. (…) Jak on ci daje 70, to weź sobie pozostałe 30 od innych i przestań mu truć dupę. To od ciebie zależy, czy kolegujesz się z ludźmi, którzy nakarmią cię w różnych dziedzinach (...)" – mówiła w jednym z wywiadów psychoterapeutka Katarzyna Miller.
24.01.2018 | aktual.: 24.01.2018 17:25
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Kiedy przeczytałam ten fragment, natychmiast wysłałam link przyjaciółce. Od kilku dobrych lat praktykowała powyżyszą zasadę w swoich związkach. Z mojej perspektywy - z całkiem niezłymi efektami. Partnerowi romantycznemu i statecznemu towarzyszyły komplementarne figury męskie. Zazwyczaj byli to: przyjaciel gej, który na imprezę pójdzie, a i sukienkę pomoże wybrać i kolega-filozof, który ratował ją przed intelektualnym upadkiem. O takim podziale uwagi i uczuć ostatnio zaczęły się rozpisywać zachodnie portale lifestyle'owe etykietując zjawisko mianem "micro-cheatingu" (mikrozdrady).
Mikrozdrada i dwie zdrady maksi
Zdradę fizyczną zdefiniować łatwo. Wymieniliście się płynami produkcji własnej? Nie było to domowe wino z porzeczek ani sok z malin? Voilà – zdrada jak malowana. W pozostałych instancjach, ze zdradą jest mniej więcej tak, jak w tekście klepanej w kościele spowiedzi powszechnej. Można zdradzać "myślą, mową, uczynkiem i zaniedbaniem".
Problem z mikrozdradą polega na tym, że nie ma ona w sobie nic oczywistego. Nie polega na wyobrażaniu sobie stosunku na kserokopiarce z kolegą z pracy, albo wysyłaniu smsów, których partnerowi byśmy nie pokazali. Jest czymś o wiele subtelniejszym. Rodzajem intymności wytworzonym z osobą płci przeciwnej, z którą nie jesteśmy w związku. Awansowaniem jej na liście priorytetowych spotkań czy rozmów. Można powiedzieć, że to szara strefa zdrad.
Sama nigdy bliskich relacji z innymi facetami przed swoimi chłopakami nie zatajałam, chociaż też nie spowiadałam się z każdego spotkania. Wypytuję o mikrozdrady koleżanki, skoro zjawisko ma dotyczyć nawet 90 proc. millenialsów. – Mam dobre relacje z większością byłych. Kiedy się zaręczyłam, początkowo nadal widywałam się z nimi raz na jakiś czas, ale strasznie obciążało mnie to psychicznie. Co zabawne, mój narzeczony zawsze o tych spotkaniach wiedział. Myślę, że wszystko sprowadza się do zaufania do siebie. Nie chodzi o to, że miałam złe intencje, ale raczej o to, że wyobrażam sobie sytuację, w której dwie lampki wina zamieniają się w dwie butelki, a ja budzę się przerażona obok niewłaściwego faceta – mówi mi Monika.
Facet na gwarancji
Przyznajcie się bez bicia – ile razy w obliczu konfliktu myślałyście, że gdzieś tam, w dalekim świecie, są mężczyźni, którzy nie chodzą na mecze z kolegami, przychodzą z 3-kilowymi bukietami bez okazji i zabierają swoje kobiety do teatru. I czy partnerki kolegów nie wydają się mniejszymi sekutnicami, w dodatku częściej odwiedzającymi fryzjera?
Dzisiejsi 30-latkowie żyją w trybie multitaskingowego replay. O ile jesteśmy wystarczająco fajni, wyględni i obrotni, a potomstwa i wspólnego kredytu brak, łatwiej przychodzi nam związanie się z kolejna osobą, niż mozolna troska o stary związek. W końcu autoprezentację mamy wyćwiczoną do perfekcji, na pierwszy rok wystarczy, a potem się zobaczy.
Z drugiej strony dzisiejszy rynek pracy uczy wielozadaniowości i wiecznego rozglądania się za nowymi możliwościami. Wiele osób z przyzwyczajenia trzyma rękę na pulsie rynku matrymonialnego, nawet będąc w związku. Z wielkomiejską miłością jest podobnie, jak z nieruchomościami – mieszkanie na strzeżonym osiedlu na Mokotowie jest całkiem fajne, no ale może kiedyś uda się je wymienić na luksusowy apartament w odrestaurowanej przedwojennej kamienicy w Śródmieściu, którego będą nam zazdrościć.
Bonusy dla wybranych
Mikrozdrady są pokłosiem mentalność typu "mieć ciastko i zjeść ciastko". Tutaj spokój i stabilizacja, a tu niewinny flirt, utrzymujący nas w poczuciu, że nic nas nie omija. Pytaniem pozostaje na ile to wszystko jest w ogóle fair i jak wpływa na związek.
- Jestem zdania, że taka mikrozdrada, może poprawić jakość związku. Uważam za niemal niemożliwe znalezienie kogoś, kto zaspokoiłby wszystkie moje potrzeby. Tyle że żeby coś takiego funkcjonowało, trzeba spełnić kilka warunków. Po pierwsze szczerość – robienie czegoś za plecami partnera nigdy nie prowadzi do niczego dobrego, więc bezwzględnie trzeba się z bliskości z innym facetem spowiadać. Do tego znajomość siebie i swoich uczuć. Ja np. zrezygnowałam ze znajomości z kolegą, który bardzo podobał mi się fizycznie. Myślę w ogóle, że pociąg fizyczny przekreśla traktowanie mikrozdrad jako czegoś, co może uzupełniać związek. Wtedy to nic innego, jak kuszenie losu – opowiada mi Olka. Od 5 lat jest w szczęśliwym związku z chłopakiem, który był jej przyjacielem, aż zajął miejsce jej ówczesnego faceta.
O opinię na temat mikrozdrad pytam psychoterapeutkę, Monikę Dreger.
- Przede wszystkim należy zwrócić uwagę, w jakim momencie takie znajomości się pojawiają i czy nie są przypadkiem sygnałem, że coś w związku nie funkcjonuje tak, jak powinno. Oczywiście w przypadkach takich, jak całkowity rozstrzał zainteresowań, lepiej znaleźć sobie znajomych, z którymi można rozwijać hobby, niż wymuszać na drugiej osobie współuczestnictwo. Radziłabym zacząć od szczerej rozmowy o wzajemnych potrzebach i tego, co możemy zrobić, żeby zaspokoić je w ramach związku. Z doświadczenia z pacjentami wiem, że szukanie sobie "na siłę" towarzyszy do biegania często jest raczej oznaką kryzysu w związku, niż nagłego pragnienia przebiegnięcia maratonu – opowiada psycholożka.
Zdajemy sobie sprawę, że ideały nie istnieją. Znacznie trudniej jest nam wyleczyć się z innego groźnego wyobrażenia. Przekonania, że gdzieś, tam, daleko, czeka na nas osoba może nie perfekcyjna, ale stworzona dla nas. Taka, której wady zostaną pokryte przez nasze zalety, a jej zalety dopełnią nasze wady. Platońska idea miłości - dwoje ludzii jako połówki pomarańczy, które muszą się odnaleźć bywa zaślepiająca. Do szczęśliwego, zgodnego związku wystarczą tymczasem być pomarańczami z tego samego drzewa, a nawet sadu. Resztę można sobie zerwać gdzie indziej.
Jedno jest pewne. Jeśli idąc spać zadajesz sobie pytanie: "Czy jestem fair wobec mojego partnera? - wysyłając serduszka swojej najlepszej przyjaciółce, która (ups) – ma penisa i która (ups2) gejem bynajmniej nie jest, do balansowania swoich wygórowanych związkowych potrzeb pobocznymi znajomościami raczej predestynowana nie jesteś.