Gdy straciła ukochaną córeczkę, postanowiła dać nowe życie 800 innym dziewczynkom
40 lat temu przeżyła wielką życiową tragedię. W wypadku drogowym straciła ukochaną córkę. Po żałobie przyszedł czas na refleksję. Postanowiła wykorzystać pokłady matczynej miłości i zaczęła się opiekować osieroconymi dziewczynkami. Bilans jej dokonań robi wielkie wrażenie.
Dr Sarojini Agarwal podróżowała motocyklem razem ze swoją córką. Kobieta oraz siedząca z tyłu ośmiolatka jechały do domu w Lucknow (duże miasto w północnej części Indii). Właśnie wtedy doszło do wypadku, którego sprawca zbiegł z miejsca zdarzenia. Kobiecie cudem udało się przeżyć, ale jej córeczka jeszcze tego samego dnia zmarła. Sarojini Agarwal długo nie mogła się pozbierać po tragedii. Nigdy nie pogodziła się ze stratą. W końcu postanowiła przekuć ból w coś konstruktywnego, co przyniesie pożytek innym. Całkowicie poświęciła się pomocy dziewczynkom, które zostały osierocone w tragicznych okolicznościach, ale również takim, które nigdy wcześniej nie doświadczyły troski i matczynej miłości jak jej zmarła córka.
Jak tłumaczy kobieta, jej celem było nie tylko otoczenie opieką osamotnionych dziewczynek, ale też zrobienie wszystkiego, by w przyszłości stały się pewnymi siebie, zdecydowanymi i wykształconymi kobietami. – Tylko dobre wykształcenie może uczynić dziewczyny niezależnymi, co jest kluczowe dla ich pewności siebie – podkreśla dziś na każdym kroku 80-latka.
Jej projekt, który miał stać się pomnikiem ku czci zmarłej córki, zaczął się błyskawicznie rozrastać. Pierwszą podopieczną dr Sarojini Agarwal oraz jej męża była głucha i niema dziewczynka, której biologiczna matka zmarła w czasie porodu. Później dołączyły do niej dwie inne dziewczynki, które zostały osierocone przez swoich rodziców w wyniku wypadków komunikacyjnych.
To był zaledwie początek. Stworzony przez kobietę oraz jej męża dom zaczął wkrótce przyjmować wybiedzone, błąkające się po ulicach dziewczynki. Niektóre z nich nie miały rodziców. Inne miały, ale ich los kompletnie nikogo nie obchodził. W poszukiwaniu dzieci, które potrzebują pomocy, zaczęła nawet odwiedzać domy publiczne. W końcu ruszyła z inicjatywą mocno przypominającą praktykowane w Polsce "okna życia" . W pobliżu jej domu pojawiła się kołyska. Matki mogły pozostawić w niej nowo narodzone dzieci, którymi zajmować się nie mogły lub nie chciały.
– Trafiały do nas nawet dwudniowe dziewczynki. To był ten moment, gdy stało się dla mnie jasne, że nie musisz urodzić dziecka, by stać się matką. Kiedy brałam te dzieci w swoje ramiona, zaspokajałam swoją potrzebę posiadania córki – powiedziała dr Sarojini Agarwal.
Oczywiście nie wszystko odbywało się bez problemów. Jak zauważa działaczka, czasami nie wystarcza sama woli pomagania innym. Bardzo często, aby coś pozytywnego zrobić, trzeba najpierw zderzyć się z aparatem urzędniczym. Nie ukrywa też, że czasami zdarzały się problemy wychowawcze, szczególnie na początku, gdy projekt dopiero startował. Ale jak sama powiedziała serwisowi "Deccan Herald", gdy nie traci się serca, można przezwyciężyć każdą przeciwność. Fakt, że źródłem całego tego dzieła jest jej zmarła córka, nie pozwala jej spocząć na laurach nawet dziś, gdy boryka się z wieloma problemami zdrowotnymi.
– W każdej osieroconej i opuszczonej dziewczynce widzę moją córkę. Być może Bóg zabrał mi córkę, bo chciał, abym zaopiekowała się tymi dziećmi. Dziękuję mu za to, że dał mi szansę, bym zachowała o niej żywą pamięć właśnie w taki sposób – powiedziała 80-letnia kobieta.
Przez wszystkie te lata Agarwal ani na chwilę nie utraciła pasji i zapału do niesienia pomocy. Dziś ośrodek Manisha Mandir – nazwa pochodzi właśnie od imienia jej tragicznie zmarłej córki – to coś znacznie więcej niż rodzinny dom. Kobiecie nie tylko udało się otoczyć troską i miłością ok. 800 dziewczynek, ale także stworzyć im godne warunki do życia oraz rozwoju ich potencjału. W ośrodku Lucknow funkcjonuje świetnie wyposażona biblioteka, sale komputerowe czy warsztaty rzemiosła. Dziewczynki mają tu szanse się rozwijać, ale mają też do dyspozycji miejsca, gdzie mogą świetnie się bawić, spędzając wolny czas. Są tu ogrody i place zabaw, boiska do gry w koszykówkę oraz miejsca, w których dziewczynki mogą oglądać filmy i telewizję.
Wprawdzie niektórzy mówią, że niosąc pomoc potrzebującym, całego świata i tak nie da się zbawić, Agarwal postanowiła jednak zrobić wszystko, aby wartość tego twierdzenia osłabić. Wśród ok. 800 dziewczynek, które wsparła nie tylko w wymiarze materialnym, ale również tym niewymiernym, są dziś m.in.: nauczycielki, dyrektorki, szefowe banków, ale też szczęśliwe matki i żony. Dr Sarojini Agarwal nie kryje dumy oraz radości, że większość z nich do dziś zwraca się do niej, mówiąc po prostu "mamo". Wiele z tych, którym pomogła, obecnie dorosłych już kobiet, stara się brać przykład ze swojej mamy, niosąc pomoc kolejnym potrzebującym.