Blisko ludziLepiej o tym nie mów. Gwałcone Hinduski żyją w cieniu swoich oprawców

Lepiej o tym nie mów. Gwałcone Hinduski żyją w cieniu swoich oprawców

Tylko jeden procent przypadków trafia na policję. Kobiety boją się zgłaszać gwałty na policję z różnych powodów. Jedne obawiają się, że sprawca odegra się na nich, inne, że zostaną wyśmiane. Problem gwałtów w Indiach to także sprawa funkcjonariuszy.

Lepiej o tym nie mów. Gwałcone Hinduski żyją w cieniu swoich oprawców
Źródło zdjęć: © Eastnews
Magdalena Drozdek

08.12.2015 | aktual.: 08.12.2015 17:12

Tylko jeden procent przypadków trafia na policję. Kobiety boją się zgłaszać gwałty na policję z różnych powodów. Jedne obawiają się, że sprawca odegra się na nich, inne, że zostaną wyśmiane. Problem gwałtów w Indiach to także sprawa funkcjonariuszy.

16 grudnia 2012 roku. 23-letnia Jyoti Singh Pandey wracała autobusem z kina razem z kolegą. Tam zostali napadnięci przez sześciu mężczyzn. Gwałcili i bili ją przez ponad godzinę. Chłopakowi, który próbował ją bronić, połamali nogę stalowym prętem. Oprawcy wyrzucili Jyoti i jej przyjaciela z autobusu. Wciąż jeszcze żyli. Oboje trafili do szpitala. Dwa tygodnie później studentka już nie żyła. Jej poważnych obrażeń nie potrafił wyleczyć żaden lekarz.

Napastnikom postawiono zarzuty morderstwa, gwałtu i porwania. Pięciu skazano na śmierć, szóstego na 3 lata więzienia. W wywiadzie dla BBC, Mukesh Singh, jeden z oprawców 23-latki przyznał, że gwałt i pobicie miało być karą dla dziewczyny i jej przyjaciela. Bestialski napad nazwał „lekcją”.

- Przyzwoita dziewczyna nie wychodzi po 21. Zajmowanie się domem to zajęcie dla dziewcząt. A nie zabawy w klubach, barach, robienie złych rzeczy, noszenie nieodpowiednich ubrań. W naszym społeczeństwie nie pozwalamy dziewczętom wychodzić z domu z nieznajomymi po 20. U nas nie ma miejsca na to, by kobiety i mężczyźni byli przyjaciółmi. Tu nie ma miejsca dla kobiet w ogóle – mówił.

Śmierć Jyoti wywołała w kraju falę protestów. Nie był to pierwszy tak brutalny przypadek, ale tysiące ludzi uznało, że mają już dość takiego traktowania kobiet. W Delhi wstrzymano ruch, zamknięto ważniejsze państwowe budynki, a na ulice wyszło ponad 4 tysiące mieszkańców. „Nie chcemy waszego współczucia! Nie potrzebujemy czułych słów! Domagamy się natychmiastowej zmiany prawa” – głosiły wywieszone przez nich banery. Rządzący obiecali wtedy, że zrobią wszystko, by poprawić sytuacje kobiet w kraju. Na obietnicach się skończyło.

Jyoti stała się symbolem. Jej historia poruszyła reżyserkę Vibhę Bakshi, która nakręciła poruszający dokument, opowiadający o problemie, jakim są gwałty w Indiach. Bakshi spędziła kilka dni wśród protestujących na ulicach Delhi. – Była zima, ale wszyscy byli na ulicach. Kobiety, mężczyźni, dzieci. Byłam dumna z tej akcji – wspomina na łamach „Huffington Post” reżyserka.

Jej „Daughters of Mother India” zdobył kilka nagród na zagranicznych festiwalach. Władze Indii zakazały wyświetlania go, bo jak uznał jeden z ministrów, był przykładem międzynarodowej konspiracji, która miała zniesławić Indie. Kilka dni temu ogłoszono, że produkcja nie tylko będzie pokazywana w kraju, ale posłuży jako film instruktażowy na szkoleniach dla policjantów w Indiach. Poprzez historię Jyoti mają nauczyć się, jak postępować z ofiarami gwałtów i jak zapobiegać takim tragediom.

Zacząć od początku

Policja w Indiach nie ma dobrej reputacji. Gdy trafiło do nich zgłoszenie o studentce wyrzuconej z autobusu, po tym jak wreszcie dotarli na miejsce, przez 20 minut kłócili się o to, kto powinien zająć się sprawą. Zgwałconej nawet nie zakryli kocem. Chłopak, który przeżył, mówił potem lokalnym mediom, że policja miała też problem z szybkim przewiezieniem dziewczyny do szpitala. Komendant skomentował tę sprawę mówiąc, że jedynym wyjściem jest to, by kobiety nie wychodziły wieczorami z domów.

Kilka dni później na ich biurko trafiła kolejna sprawa o gwałt. Rodzina nastolatki przyznała, że policja tylko pogorszyła sytuację. Funkcjonariusze nie chcieli spisać zeznań dziewczyny i wciąż zadawali jej szczegółowe pytania. – Wciąż pytali się, czy była gwałcona wielokrotnie, czy tylko raz. Nie było wśród nich ani jednej kobiety, tylko sami mężczyźni. Siostra płakała przed nimi i powtarzała tylko, czy zadawaliby takie pytania, gdyby stała tu ich córka – mówiła „Washington Post” krewna ofiary. Dziewczynka nie doczekała się momentu, w którym policja zajęła się jej sprawą. Oprawca pozostał na wolności, aż wreszcie Hinduska popełniła samobójstwo.

W innym przypadku, który opisywaliśmy jakiś czas temu, matka zgwałconej 11-latki musiała zapłacić z własnej kieszeni za to, by policja zajęła się sprawą jej dziecka. Sarada, która nie chciała podać swojego nazwiska, dowiedziała się, że jej córka była molestowana przez jednego z krewnych. Zgłosiła się na posterunek w jej rodzinnym mieście Villpakkam w Indiach. Gwałt na dziewczynce był przekazywany do coraz to innych urzędników. Po wielu skargach na lokalną policję, wreszcie postanowiono wszcząć śledztwo. Gwałciciel został chwilowo zatrzymany, ale by go skazać potrzebowano dowodów. Policja uchylała się od odpowiedzialności, bo jak twierdzili, testy medyczne należało przeprowadzić zaraz po zdarzeniu.

Kobieta była zmuszona pokryć z własnej kieszeni wszystkie wydatki funkcjonariuszy. Na jej rachunek wpisano m.in. śniadania, herbaty i soki dla policjantów, opłaty za samochody i paliwo, kserokopie dokumentów, a nawet środki na komary. W sumie wydała na wszystkie ich zachcianki ponad 3 tys. rupii.

Gwałcone społeczeństwo

Gwałt to jedna z czterech najczęściej popełnianych zbrodni w Indiach. Rocznie ofiarami przemocy seksualnej pada tam ponad 20 tys. kobiet. To liczba udokumentowanych spraw, które według działaczy Human Rights Watch, stanowią zaledwie 1 proc. wszystkich przypadków. Dwie osoby na każde 100 tys. mieszkańców kraju zostały zgwałcone. Indyjskie National Crime Records Bureau ustaliło, że w 98 proc. przypadków oprawcy to osoby z najbliższego otoczenia ofiary. Sąsiedzi, mężowie, krewni – znacznie rzadziej przypadkowo spotkani nieznajomi.

Tak jak w innych krajach na całym świecie, kobiety boją się opowiadać o tym, co przeszły. Boją się odrzucenia i poniżenia, jak stało się to w przypadku 14-latki z Gudżaratu, która padła ofiarą gwałtu i zaszła w ciążę. By wrócić do męża i „oczyścić się”, miała utrzymać na głowie 40-kilogramowy kawałek skały.

Takie traktowanie kobiet zakorzenione jest głęboko w hinduskiej kulturze. Rządzący utknęli pomiędzy protestującymi tłumami, które wręcz domagają się krwi gwałcicieli, a tradycją, z której nie można łatwo zwalczyć. Działacze na rzecz praw człowieka widzą jedną drogę, by zaprzestać gwałtów w kraju. Dla nich najważniejsze jest edukowanie społeczeństwa. Chcą zmienić podejście Hindusów do seksualności kobiet. – To, że kobieta może odbyć stosunek z innym mężczyzną nie oznacza jeszcze, że prosi się o gwałt. Trzeba zmienić stosunek mężczyzn do kobiet i same procedury policyjne, które dziś wydają się archaiczne – przyznają członkowie Human Rights Watch.

md/ WP Kobieta

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (33)