Jedzenie wtedy
Na rodzinnym przyjęciu ciocia sadza cię między dzbankiem z wodą, a ćwikłą – chleb i ziemniaki stawia po przekątnej – tak, że nawet jak położysz się na stole, to nie sięgniesz. Zupełnie cię to nie martwi – i tak skrobiesz widelcem po pustym talerzu, bo nie znosisz jeść przy ludziach.
W knajpach zamawiasz tylko zielone jedzenie, które dyskretnie przemycasz do ust małymi kęsami. Czasami zabiłabyś za pizzę, ale boisz się, że ktoś cyknie ci fotę i przerobi cię na mema z cyklu “Gruba Baba Żre”. Za każdym razem kiedy idziesz do spożywczaka po tłuszcze i węglowodany, tak bardzo boisz się oceny, że dla niepoznaki wrzucasz do koszyka torbę szpinaku. Masz więc w domu dziewiętnaście toreb szpinaku. Starasz się jeść zdrowo, ale czasem przychodzi ci (normalna! ludzka!) ochota na czekoladę. W kolejce do kasy słyszysz, jak matka przestrzega swoje dziecko teatralnym szeptem: “Widzisz, córeńko? Jak będziesz jeść takie śmieci, to będziesz wyglądać jak ta pani”. Uczucie wstydu wyzwala w tobie pierwotny instynkt autodestrukcji. Wychodzisz ze sklepu z czterema czekoladami, trzema paczkami karbowanych czipsów i wielkim pudłem lodów bakaliowych. Pochłaniasz to wszystko w jedno popołudnie. Zawsze będziesz gruba, bo masz słabą psychikę.