Hejt i stygmatyzacja? Wiele pracownic seksualnych zupełnie nie wstydzi się swojej pracy
27.02.2019 11:11, aktual.: 27.02.2019 19:23
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Przyjaciele mówią do niej Patrycja. Ale znacznie więcej osób zna ją jako Kitty Tease. 24-latka ze Szczecina od 5 lat jest pracownicą seksualną, a jednocześnie aktywistką i feministką. Łamie stereotypy dotyczące dziewczyn pracujących w seksbiznesie.
Kitty Tease nigdy nie robi w pracy niczego, na co nie ma ochoty. Na przykład: nie mówi do swoich klientów "w trakcie". Aż taką dobrą aktorką nie jest, czułaby się śmiesznie. To, czym się zajmuje, nie sprawia jej przyjemności seksualnej. Nie może jednak powiedzieć, żeby nie lubiła swojej pracy. Czasem jest zmęczona albo ma gorszy dzień, innego dnia – wręcz przeciwnie. Tak, jak większość z nas.
Słowy "prostytutka" jest passé. Mimo że w słowniku języka polskiego nie uchodzi za określenie pejoratywne, same zainteresowane za nim nie przepadają. Stygmatyzuje, bo "prostytutka" nie określa ich pracy, ale je jako osoby. Stąd określenie "pracownice i pracownicy seksualni", łączące wszystkie osoby świadczące usługi o charakterze seksualnym w grupę zawodową, którą w Polsce oficjalnie nie są.
Patrycja od kilku lat współpracuje z nieformalnym stowarzyszeniem walczącym o prawa pracowników seksualnych. Sex Work Polska zapewnia między innymi bezpłatne konsultacje psychologiczne czy porady prawne.
Patrycja pisze artykuły i felietony na temat erotyki, branży porno czy związków feminizmu z pracą seksualną. Jest też jedną z moderatorek grupy Girls Watch Porn, gdzie dziewczyny mogą otwarcie porozmawiać o swojej seksualności. Na codzień daje pokazy erotyczne przed kamerką, czyli jest camgirl. Nam opowiada o swoich początkach w branży, o tym, jak wygląda jej praca i o co walczą polscy pracownicy seksualni.
Zaczęłaś chyba od porno?
Nie nie, najpierw było studio kamerkowe w Szczecinie. Zaczęłam pracę tuż po swoich 20. urodzinach.
Studio kamerkowe?
To najczęściej działająca legalnie firma, która udostępnia dziewczynom pokoje lub boksy, profesjonalne kamery i oświetlenie. Dziewczyny pokazują tyle, ile chcą. Akurat w studiu, w którym pracowałam, rozbieranie się było zabronione, można było pracować nawet w swetrze.
Co konkretnie robiłaś?
Rozmawiałam z klientami na wideoczatach. Przeważnie z podtekstem erotycznym, chociaż jest też wielu facetów, którzy po prostu chcą pogadać.
Zaczynałaś pracę bardzo wcześnie, kilka dni po swoich 20. urodzinach. Nie było ci trudno?
Jasne, że tak. Pamiętam, że jeden z pierwszych klientów poprosił, żebym wstała, bo chce zobaczyć moją sylwetkę. Niby nic wielkiego, ale strasznie się krępowałam. Wybrałam tę pracę ze względu na potencjalnie wysokie zarobki, które w przypadku początkującej dziewczyny wysokie wcale nie były. Nie wiedziałam, jak rozmawiać z klientem. Niektóre pytania zbijały mnie z tropu i traciłam wątek.
Jakie?
Nie krępowały mnie pytania o rozmiar biustu albo ulubione pozycje seksualne. Nie wiedziałam za to, jak radzić sobie z pytaniami o życie prywatne. Z jednej strony chciałam całkowicie oddzielić prywatność od pracy, a z drugiej nienawidzę kłamać. Nie potrafiłam jeszcze skutecznie zbywać klientów ani płynnie zmieniać tematu.
Skąd pseudonim Kitty Tease?
Pracuję sporo na amerykańskich portalach. Tease to z angielskiego "kusić", "wabić", a także typ pracy seksualnej na kamerce, którą obecnie wykonuję. Samo "Tease" byłoby za ogólne, więc dodałam Kitty, czyli po prostu "kociak". Chwytliwy, mainstreamowy pseudonim.
Czym jest tease w praktyce?
To seksowne poruszanie się, głównie wyginanie ciała, czasem wodzenie po nim dłońmi. Najczęściej w negliżu lub nago, ale w kategoriach pornograficznych to absolutny soft.
Nie tylko pracujesz jako camgirl, ale też działasz na rzecz osób pracujących seksualnie. Jak to się zaczęło?
Przede wszystkim: stopniowo. Wcześniej nigdy nie uważałam się za aktywistkę. Zaczęło się chyba od tego, że po roku w studiu kamerkowym zaczęłam lepiej zarabiać i zdałam sobie sprawę, jak dużo na mojej pracy zarabiają właściciele. Podobny problem ma większość dziewczyn pracujących w takich miejscach.
Po odejściu ze studia zdecydowałam się pracować na kamerce na własną rękę. Przez pierwsze dwa lata nagrywałam też solo filmiki pornograficzne. Sprzedawałam dostęp do nich na specjalnych platformach, a że nie reprezentowało mnie żadne studio ani producent, za marketing odpowiadałam sama. Założyłam konto na Twitterze jako Kitty Tease i w ten sposób poznałam osoby z branży usług seksualnych zajmujące się innymi dziedzinami niż praca na kamerkach. Im lepiej znasz jakąś branżę, tym więcej widzisz problemów.
Jaki jest największy problem pracownic i pracowników seksualnych jako grupy zawodowej?
Częściowa kryminalizacja pracy seksualnej. Co prawda w Polsce świadczenie usług tego typu i ich zakup jest legalny, ale za pośredniczenie można iść do więzienia. W praktyce oznacza to tyle, że ludzie, którzy organizują lub ułatwiają pracę seksualną mogą być ścigani z urzędu. W świetle prawa takimi osobami są nie tylko właściciele agencji towarzyskich, ale nawet pracująca u nich recepcjonistka, kierowca odwożący pracownika seksualnego do pracy czy dziewczyna, która pomaga koleżance po fachu w spotkaniu z klientem.
Legalność samych usług seksualnych nie oznacza bynajmniej, że ta praca jest regulowana prawnie. To tzw. abolicjonizm, czyli "pozwalamy, ale nie widzimy". Prostytutki nie mogą się ubezpieczyć, płacić składek ZUS. Nie mają żadnych praw pracowniczych, więc nie mogą zgłosić ich naruszenia.
Otwarcie opowiadasz o tym, czym się zajmujesz. Twoi znajomi i rodzice nie mają z tym problemu, a co z ludźmi, których dopiero co poznajesz?
Szczerze powiedziawszy w życiu prywatnym nigdy nie spotkałam się z hejtem czy stygmatyzacją, z którymi większość pracownic i pracowników seksualnych w Polsce mierzy się na co dzień. Z drugiej strony ludzie mają na mój temat szereg wyobrażeń. Kilka lat temu, kiedy byłam jeszcze bardzo aktywna na Twitterze, zrobił ze mną wywiad pewien dziennikarz.
Wiele osób komentowało tekst, pisząc, że powinien mieć formę reportażu, bo pewnie otworzyłam drzwi w przezroczystym szlafroczku, mam "dziwnie" urządzone mieszkanie i fajnie by było o tym przeczytać. A ja mieszkam zupełnie zwyczajnie – białe ściany, białe meble.
Przeważnie się nie maluję, mam pół szafy ciuchów, których używam tylko i wyłącznie podczas pracy na kamerce – koronkowa bielizna, prześwitujące koszulki. Podobnie z zabawkami erotycznymi – mam ich całą kolekcję, a prywatnie ich nie lubię i nie używam.
Co dała ci ta praca?
Oprócz przyzwoitych zarobków i zaangażowania się w walkę o prawa pracownic i pracowników seksualnych - przede wszystkim pełną akceptację własnego ciała. W tym momencie podobam się sobie "bez wyjątków", a kilka lat temu miałam masę kompleksów. No i mam dość jasny wgląd w swoją seksualność i upodobania. Jestem też bardziej otwarta i mniej oceniająca.
Pozbyłaś się kompleksów, bo w tej branży dostajesz jasne sygnały, że podobasz się facetom?
No co ty, zupełnie nie o to chodzi. Oglądałam bardzo dużo pokazów innych dziewczyn i widziałam, że popularne camgirl miewają rozstępy, cellulit, nie depilują się, czasem są mocno przy kości. Ale ważniejsze było chyba to, że cały czas patrzyłam na swoje ciało. Oswoiłam się z tym, jak wyglądam nago. Gdybym pracowała w innym zawodzie, widziałabym się bez ubrania pewnie z kwadrans dziennie, nie więcej.
Przeczytaj także:
Zobacz także
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl