GwiazdyHrabiowskie karpie

Hrabiowskie karpie

Była niepokorna, złośliwa i odważna. Wyśmiała brata, który paradował w mundurze NSDAP, z narażeniem życia ukrywała Żydów w czasie wojny w swoim berlińskim mieszkaniu. Została weterynarzem i za darmo leczyła cyrkowe zwierzęta. W Polsce ukazały się niedawno wspomnienia Marii hrabiny von Maltzan: "Bij w werbel i nie lękaj się".
W Miliczu wciąż stoi piękny pałac Maltzanów, władających miastem od 1590r. do końca II wojny światowej. Obok klasycystycznej budowli rozpościerają się ogromne stawy hodowlane.

Hrabiowskie karpie
Źródło zdjęć: © Wydawnictwo Via Nova

16.12.2010 | aktual.: 20.12.2010 12:18

Była niepokorna, złośliwa i odważna. Wyśmiała brata, który paradował w mundurze NSDAP, z narażeniem życia ukrywała Żydów w czasie wojny w swoim berlińskim mieszkaniu. Została weterynarzem i za darmo leczyła cyrkowe zwierzęta. W Polsce ukazały się niedawno wspomnienia Marii hrabiny von Maltzan: "Bij w werbel i nie lękaj się". W Miliczu wciąż stoi piękny pałac Maltzanów, władających miastem od 1590r. do końca II wojny światowej. Obok klasycystycznej budowli rozpościerają się ogromne stawy hodowlane.

Hrabina von Maltzan nigdy po wojnie do Milicza nie wróciła. Pożegnała się z pałacem tuż przed wkroczeniem do miasteczka Armii Czerwonej. Potem docierały do niej jedynie straszne opowieści o splądrowaniu majątku i zbeszczeszczeniu zwłok rodziców. Pałac w Miliczu stoi do dziś i jest bardzo dobrze zachowany. Natomiast obok nadal prosperują słynne stawy rybne. Według przewodników turystycznych, jest to największy w Europie ośrodek hodowli „ulubionej ryby bożonarodzeniowej”, który został założony przez Cystersów jeszcze w trzynastym wieku.

Karp przewija się kilka razy we wspomnieniach hrabiny. Zdaje się, że rodzina zrobiła z tego niemal swój znak rozpoznawczy. Karpie z milickich stawów wędrowały prosto na stół cesarza Wilhelma II w Berlinie. Sprzedawano je w całej ówczesnej Rzeszy, esksportowano do wielu miast europejskich. Hrabina von Maltzan wspomina, że karpie były nieodzownym składnikiem wigilijnej kolacji. Stanowiły też tradycyjny prezent dla służby w okresie Bożego Narodzenia. Hrabina podczas wojny dostawała też karpie od rodziny, gdy przymierała głodem w wojennym Berlinie. Razem z utratą Milicza, z życia Marii von Maltzan zniknęły także karpie. Należały do szczęśliwych czasów dzieciństwa. Kojarzyły się z kochającym ojcem i świąteczną atmosferą w wielkim pałacu.

Nie przepadam za rybami i dla karpia nie robię wyjątku. Denerwuje mnie jego lekko mulisty, jeziorny posmak. Wolę ryby morskie. Karp jednak w polskiej tradycji kulinarnej to potrawa numer jeden w świątecznym menu.
Całe lata ludzie wystawali w kolejkach po karpia, a potem hodowali go w wannie. Ileż to potem było problemów z zabijaniem niewinnej rybki. W moim domu karp świąteczny był zawsze pieczony w piekarniku i podawany z kleksami kwaśnej śmietany na grzbiecie. Do tego dochodziły gotowane ziemniaki.
Wujek zjadał głowę, a pozostali biesiadnicy całą resztę.
Robiło się też karpia w galarecie. Zawsze fascynowały mnie jego oczka z ziarenek czarnego pieprzu i krążki marchewki na grzbiecie. Jednak przepisów na świątecznego „polskiego” karpia można znaleźć tysiące. Ryba ta przewija się w polskich książkach kucharskich już od poł. XIX wieku. Jednym z najbardziej popularnych sposobów podawania karpia był „Karp na szaro”.
Rybę gotowało się we włoszczyźnie z dodatkiem grzybów, skórki cytrynowej, pieprzu i angielskiego ziela. Potem ów wywar służył do sporządzenia sosu na bazie zasmażki z masła, z dodatkiem czerwonego wina i... krwi „spuszczonej w ocet solony”. Można też było ugotować karpia w czerwonym wytrawnym winie wymieszanym... z wodą z kiszonych ogórków. Taka potrawa była podobno wyborna.

W naszych czasach karpiowi poświęca się, niestety, nieco mniej czasu. Jednym z najpopularniejszych sposobów przygotowania ryby jest smażenie dzwonków karpia na patelni, obtoczonych w mące, jajku i bułce tartej.
Na koniec warto pamiętać, że królewski karp jest symbolem bogactwa, a jego łuska schowana w portfelu przyciąga pieniądze. Dzięki wigilijnej rybie można się więc nie tylko porządnie najeść, ale też przy okazji wzbogacić.

POLECAMY: PIWO A DIETA

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)