Ile naprawdę wart jest twój T‑shirt?
Odwiedzając popularne sieciówki i przymierzając T-shirt z ciekawym nadrukiem, nie zastanawiamy się, jak i przez kogo został wykonany. A powinniśmy. Okazuje się bowiem, że tylko kilka procent pieniędzy, które zapłacimy, trafi do osób produkujących towar.
Odwiedzając popularne sieciówki i przymierzając T-shirt z ciekawym nadrukiem, nie zastanawiamy się, jak i przez kogo został wykonany. A powinniśmy. Okazuje się bowiem, że tylko kilka procent pieniędzy, które zapłacimy, trafi do osób produkujących towar. Kobiety w krajach takich jak Indie czy Bangladesz w dramatycznych warunkach produkują odzież dla znanych sieciówek. Maszyny do produkcji są przestarzałe, niebezpieczne i zatruwają środowisko. Wszystko przez to, że firmy odzieżowe chcą zmaksymalizować swoje zyski.
Przyzwyczailiśmy się do tego, że ubrania w sieciówkach są coraz tańsze. Powoli staje się normą, że firmy odzieżowe wprowadzają nawet 18 kolekcji rocznie. Ten przemysł rozwija się w niesamowitym tempie i w ciągu ostatnich pięciu lat zwiększył zyski pięć razy. Żeby podołać konkurencji, trzeba produkować coraz więcej i coraz taniej. Jak to zrobić? Centrale firm stawiają coraz większe wymogi zagranicznym fabrykom, a ich właściciele przykręcają śrubę pracownikom i obniżają koszty produkcji.
Płacąc więc kilkadziesiąt złotych za T-shirt, przyczyniamy się do łamania praw człowieka i do zanieczyszczenia środowiska.
Warunki pracy
75 procent odzieży produkuje się w krajach rozwijających się. Przede wszystkim w Azji, gdzie w przemyśle tekstylnym zatrudnia się ponad sto milionów pracowników. Ich prawa są ustawicznie łamane.
Najwięcej fabryk tekstylnych znajduje się w Indiach, Chinach, na Sri Lance, w Bangladeszu i Tajlandii. 80 procent pracowników to kobiety, głównie młode dziewczęta w wieku od 16 do 25 lat. Zwykle zarabiają minimalną krajową pensję. Jak wylicza Asia Floor Wage Alliance, sojusz ponad 80 związków zawodowych przemysłu odzieżowego, taka kwota nie wystarcza na zaspokojenie podstawowych potrzeb życiowych.
Tymczasem pracownicy fabryk mają zmiany nawet po 12-16 godzin. Nie wiedzą, co to wolne weekendy. Często, żeby pracować, muszą opuścić rodzinę i przenieść się do miasta, w którym znajduje się fabryka. Wiele z nich bliskich widzi tylko na święta. Albo nawet tylko co drugie święta, jeżeli produkcja jest niewystarczająca.
- W ubiegłym tygodniu przez cztery dni z rzędu zaczynaliśmy pracę skoro świt i kończyliśmy o pierwszej w nocy. Byłem tak zmęczony, że aż zrobiło mi się niedobrze. Jeśli ktoś się zbuntował, był bity gumową rurką. Niektórym chłopcom za karę wciskano w usta brudne ubrania – powiedział mieszkający w Indiach 12-letni chłopiec imieniem Jivaj brytyjskiemu tygodnikowi „The Observer”. Pracował w fabryce produkującej ubrania dla popularnej marki Gap (ponoć po ujawnieniu tej wypowiedzi zerwano współpracę z tą jednostką). Z wypowiedzi pracowników jasno wynika zresztą, że często są znieważani, a jeżeli nie mają siły do pracy, to grozi się im zwolnieniem.
Pracownicy regularnie narażają też życie, pracując przy produkcji bez odpowiedniego sprzętu zabezpieczającego i bez wentylacji. Przykładem takiego wyzysku jest piaskowanie dżinsów. Zabieg polega na rozpylaniu na materiale piasku przy pomocy wysokociśnieniowych pistoletów. Ma to nadać spodniom stary, sprany wygląd. Ta metoda wykończeniowa jest zakazana w większości krajów Europy. Ale nie w Chinach. Pracownicy spędzają przy linii produkcyjnej nawet 15 godzin dziennie. Robią to często bez odpowiedniej wentylacji, bez ochronnego sprzętu i odzieży czy też bez przygotowania i świadomości skutków tej praktyki dla zdrowia.
Tymczasem pył krzemowy, który wydziela się przy produkcji, jest przyczyną wielu chorób układu oddechowego, w tym śmiertelnej krzemicy płucnej – Pomieszczenie, w którym pracujemy, wypełnione jest dżinsami i czarnym pyłem. Temperatura na hali produkcyjnej jest bardzo wysoka. Trudno oddychać. Czujemy się, jakbyśmy pracowali w kopalni węgla – mówi jeden z robotników. Dżinsy wykonane w takich warunkach są sprzedawane później przez takie marki, jak Lee, Levi’s, H&M, Hollister, Old Navy, Wrangler, Faded Glory, Only, Vero Moda, American Eagle, itd.
Cierpi środowisko
Producenci odzieży oszczędzają nie tylko na pracownikach. Mało obchodzi ich także sposób, w jaki wytwarzane są ubrania. Nikt nie martwi się o środowisko naturalne. Płacimy więc dodatkową, ukrytą cenę za tanie ubrania, godząc się na niszczenie środowiska przez przemysł tekstylny: zanieczyszczenie rzek, wymieranie gatunków w związku z nadmiernym stosowaniem pestycydów i miliony ton śmieci lądujących bezpowrotnie na wysypiskach.
Pomimo że pola bawełny zajmują jedynie 2,5 procenta ziemi uprawnych świata, na jej hodowle przypada aż 11% światowego zużycia pestycydów i 25 procent środków owadobójczych. Następnie, żeby z surowej bawełny wyprodukować odzież, poddaje się ją specjalnym zabiegom z użyciem ponad 8 tysięcy różnych środków chemicznych! Niektóre są bardzo niebezpieczne. Np. jedna kropla Aldicarbu, jednego z najczęściej używanych pestycydów, po przedostaniu się przez skórę do organizmu może zabić dorosłego człowieka.
Co ciekawe, tylko 0,07 procent zysku ze sprzedaży trafia do pracownika na polu bawełny.
Co z tym zrobić?
Dlaczego firmy odzieżowe w taki sposób traktują osoby produkujące ubrania? Czy to konieczność podyktowana prawami rynku? Okazuje się, że to po prostu chęć jak największych oszczędności. Znane marki często tłumaczą się, że to władze danego kraju wyznaczają płacę minimalną. Wiadomo, że koszty życia w wielu krajach azjatyckich są mniejsze, ale udowodniono, że za tak małe kwoty nie da się normalnie funkcjonować. Pamiętajmy, że szwaczka, która szyła nasz T-shirt, zarabia na nim w przybliżeniu 50 groszy. Zatem nawet gdyby podnieść jej pensję aż o 100%, konsument nie odczułby wielkiej zmiany.
Nie musimy bojkotować sieciówek, żeby pomóc pracownikom z krajów rozwijających się. Doświadczenie pokazuje, że często wystarczy po prostu głośno mówić o tym, co się dzieje. Kampania Clean Clothes Polska przeprowadza wiele akcji, które mają zwrócić uwagę na ten problem. Specjaliści na bieżąco monitorują, jak funkcjonują fabryki odzieży. Każdy podpis oddany na kampanię przeciw łamaniu praw człowieka przyczynia się do tego, że więcej osób zwróci uwagę na problem.
Tekst: Sylwia Rost
(sr/mtr), kobieta.wp.pl