Janda będzie protestować z kobietami. Odwołuje spektakl i mówi, że była w ciąży zagrażającej życiu
Jeszcze niedawno Krystyna Janda pisała, że choć popiera Polki, które chcą protestować przeciwko zaostrzeniu prawa aborcyjnego, to uważa, że organizowanie ogólnopolskiego strajku w tak szybkim tempie skazane jest na porażkę i że nie widzi solidarności wśród kobiet. Teraz nie ma już wątpliwości, że i ona dołączy do poniedziałkowego strajku. Na antenie Radia Zet przyznała, że w 1980 roku musiała podjąć dramatyczną decyzję.
28.09.2016 | aktual.: 30.09.2016 15:10
Krystyna Janda na antenie Radia Zet opowiedziała, że była w ciąży, która zagrażała jej życiu. Gdyby działała wtedy procedowana właśnie ustawa, prawdopodobnie już by nie żyła.
- Uświadomiłam sobie, że 2 razy w życiu byłam w takiej sytuacji, że gdyby lekarze nie pomogli mi z ciążą, to bym nie żyła. Podejmowałam bardzo dramatyczną decyzję. Jeżeli zdarzyłoby mi się to w momencie działania nowej ustawy, to mnie by już nie było od 1980 roku na świecie – wyznała.
Janda przyznała, że po pierwszym dziecku długo nie mogła zajść w ciążę. Kolejna była bardzo dużym zagrożeniem dla jej zdrowia. - Pojawiła się nagle ciąża, która wymagała natychmiastowej reakcji. Wsiadałam do samolotu, kiedy zemdlałam, przewieziono mnie na Inflancką – było już rozlanie i zatrucie. Utrata dziecka jest wielkim dramatem dla kobiety. (…) I teraz jest ta świadomość, że jeżeli cokolwiek się stanie, nie wiem, siądę na zimny kamieniu i poronię, bo tak się może zdarzyć, będę oskarżana o to, że nieumyślnie zamordowałam dziecko, ponieważ powstaje ten termin „morderstwo prenatalne” – opowiadała w programie Konrada Piaseckiego.
- Kiedy zaszłam w ciążę, lekarze natychmiast mnie poprosili, powiedzieli, że mam tyle lat, że muszę absolutnie zrobić badania prenatalne. Ponieważ niebezpieczeństwo urodzenia dziecka chorego jest naprawdę bardzo duże w tym wieku. I pamiętam, że wtedy badania prenatalne w Polsce były robione w czwartym miesiącu ciąży, na wyniki czekało się do piątego. Gdybym dostała te wyniki w piątym miesiącu ciąży, to nie znam kobiety, która by się zdecydowała na aborcję, Ja w każdym razie bym się nie zdecydowała i dlatego lekarze mnie wezwali i powiedzieli, że muszę natychmiast pojechać gdzieś do Berlina. I pojechałam do Berlina. Weszłam do szpitala i zrobiłam badania prenatalne w trzecim tygodniu, czy na początku czwartego tygodnia ciąży i już pięć dni później przysłano mi pismo i wykluczono 72 choroby, ale takie, które naprawdę zagrażały życiu tego płodu. I zrobiłam tak i w jednym, i w drugim przypadku. I nagle sobie to wszystko uświadomiłam, że ja jednak żyłam w takim momencie, że po pierwsze lekarze mogli mi to powiedzieć, po drugie poradzić, po trzecie wcześniej uratować mnie i nagle pomyślałam sobie, że ja wtedy byłam znaną osobą. Miałam pieniądze, mogłam sobie na to pozwolić. Ale gdyby dzisiaj zdarzyło się to kobiecie, która nie ma takich warunków, to ja sobie w ogóle tego nie wyobrażam – dodała.
Tego samego dnia aktorka postanowiła oficjalnie dołączyć do ogólnopolskiego strajku kobiet.
- Szanowni Widzowie, bardzo mi przykro, muszę zawiadomić, że 3 października 2016 roku nie zagram spektaklu „Maria Callas. Master Class”. Postanowiłam solidarnie przyłączyć się do jednodniowego Strajku Kobiet Polskich, zorganizowanego w proteście przeciwko zamachowi na ich życie, prawa i wolność. Proszę o zrozumienie. Kasy teatrów będą zwracać pieniądze za bilety, oczywiście pracownicy Fundacji postarają się zadzwonić do tych z Państwa, którzy mają bilet na ten dzień i zaproponować także inne terminy, jak zwykle w takich wypadkach. Wysyłam pozdrowienia i ukłony. Proszę o zrozumienie – pisze Janda na swoim Facebooku.
To tylko kilka komentarzy, które pojawiły się pod postem: „jest Pani wzorem artystki, ale i szlachetnej kobiety! Dziękuję za solidarność!”, „Pani Krystyno, wielki szacun dla tego wszystkiego, co pani robi dla kobiet”, „To wielka odwaga, tym bardziej że wszyscy wiemy, jak zmaga się Pani z tym, by oba teatry dobrze prosperowały. Nie bierze Pani wolnego, nawet w obliczu prywatnych problemów, więc tym bardziej podziwiam”.
Kobiety nie są solidarne?
Przypomnijmy, w poniedziałek, tuż po tym, jak o pojawiły się pierwsze wzmianki o ogólnopolskim strajku, Krystyna Janda pisała, by nie łączyć jej z organizatorami akcji.
- Szanowni Państwo, wczoraj na moim fanpage'u udostępniłam artykuł, zaczerpnięty z portalu wiadomości.gazeta.pl, miał on wielki odzew, także na moich stronach i natychmiast kilka osób, których nie znam, ogłosiło 3 października taki islandzki strajk, powołując się na mnie. Szanowni Państwo, po pierwsze wolałabym być informowana, jeśli ktokolwiek powołuje się na mnie, po drugie takie wielkie wydarzenie, jeśli ma się udać, musi być starannie przygotowane, a termin konsultowany z kimkolwiek, że użyję tego enigmatycznego określenia – komentowała Janda.
Punktowała także, że protest na taką skalę musi być starannie przygotowany, co może być trudne ze względu na to, że nie wszystkie kobiety popierają i samą akcję, jaki sprzeciw wobec ustawy, nazywanej najbardziej barbarzyńskim projektem w Europie.
- Czytam posty skonsternowanych kobiet, studentek, wykładowczyń, błagających o zmianę tej daty, ponieważ organizowanie strajku kobiet w dniu rozpoczęcia roku akademickiego skazuje go z góry na niepowodzenie. Wiem, że wszystkie, wszyscy - celowo używam tego określenia, wątpiąc w solidarność kobiet (wystarczy spojrzeć na listę pań głosujących w Sejmie) - tak więc wszystkie jesteśmy przerażone konsekwencjami dyskutowanej ustawy, ustawy przeciwko kobietom i wszystkie chcemy krzyczeć o zastanowienie, prosić o zastanowienie się przed zdecydowaniem o naszych losach i naszym życiu, ale spontanicznie organizowane tak wielkie wezwania do czynu muszą być konsultowane i przygotowane. (…) Kłaniam się wszystkim, szczególnie organizatorom Czarnego Protestu, do którego dołączyłam. Pozdrawiam wszystkie Kobiety w Polsce. Bierna obserwacja tego, co się dzieje, jest klęską, ale trzeba do gorących głów przyłożyć kompres dobrej organizacji. A na koniec, jeżeli ta akcja dojdzie do skutku, będę z Wami – dodała.
Chęć dołączenia do gólnopolskiego strajku kobiet zadeklarowało już 50 tys. osób. W każdych miastach organizowane będą oddzielne manifestacje. Kobiety mają tego dnia nie pojawić się w pracy i na uczelniach. Jak zapowiadają inicjatorzy akcji, to będzie czarny poniedziałek w Polsce.