"Jedna z matek wpychała głowę do dziury z kuwetami". Skandaliczne zachowanie w kociej kawiarni
Biały Kot to nowo otwarta kocia kawiarnia w Gdyni. Wystarczyły trzy dni od otwarcia, by skandaliczne zachowanie klientów dało się we znaki "dyżurującym" czworonogom. Interweniować musieli właściciele, ostro upominając rodziców za pośrednictwem profilu w mediach społecznościowych.
Właściciele kawiarni wystosowali do gości specjalną prośbę, która ukazała się na facebookowym koncie lokalu:
_
Drodzy kociarze, drodzy rodzice, drogie dzieci,
minęły 3 pełne dni od naszego otwarcia. Zainteresowanie naszym przedsięwzięciem zdziwiło chyba wszystkich, łącznie z nami. Jedna rzecz jednak nie spodobała się zarówno nam, jak i wielu z Was. Mianowicie chodzi o podejście wielu dzieci i ich opiekunów do tego miejsca. Chcemy tutaj bardzo wyraźnie zaznaczyć, że Biały Kot to NIE plac zabaw, NIE mini-zoo i NIE cyrk.
Biały Kot jest domem tymczasowym dla kotów schroniskowych z gdyńskiego Ciapkowa. Słowo klucz tutaj to "dom" –miejsce gdzie mogą poczuć się bezpiecznie i spokojnie. Od początku powstawania samej koncepcji tego miejsca, nie chcieliśmy ograniczać dostępu do niego dla dzieci, chcieliśmy za to żeby najmłodsi mieli okazję poznać cudowne stworzenia jakimi są koty.
__W obecnym kształcie jest to jednak nie do przyjęcia - pomimo wielokrotnych próśb i ostrzeżeń, dzieci biegają po całym lokalu bez opieki i nie przestrzegają regulaminu. Rodzice bardzo często bagatelizują sprawę, albo wręcz mają pretensje, że nasi pracownicy, albo my sami, zwracamy uwagę ich pociechom. Hitem weekendu zdecydowanie zostaje dziewczynka ok. 7 lat, która pierwszego dnia spytała "gdzie są te wszystkie koty?" a na odpowiedź, że pewnie śpią, bo są zmęczone stwierdziła, że "ona płaci więc wymaga, żeby one ją zabawiały". Drugie miejsce zajęła Pani ok. 35 lat (pozdrawiamy serdecznie!), która ku uciesze swoich córek (około 8 lat), położyła się na ziemi przy pokoju z kuwetami i włożywszy głowę przez dziurę w drzwiach dla kotów robiła "kicici". Gdy bardzo grzecznie zwróciłem jej uwagę, stwierdziła, że "przecież mogliśmy to gdzieś napisać, że tak nie wolno". Wtedy już nie wiedziałem co odpowiedzieć.
Po tym wszystkim, doszliśmy do wniosku, że przyjście do nas z dziećmi poniżej 10 roku życia będzie objęte obowiązkową rezerwacją miejsc. W przypadku łamania regulaminu będziemy wypraszać z lokalu. Drodzy rodzice, prosimy, dla dobra wszystkich, a zwłaszcza naszych kotów, wyjaśnijcie dzieciakom, czym jest nasza inicjatywa przed przyjściem do nas. Jednocześnie dziękujemy wszystkim opiekunom, którzy pilnowali, by ich pociechy zachowywały się grzecznie.
Zachowanie klientów kawiarni skomentowała w rozmowie z WP Agnieszka Kępka, behawiorystka.
– Koty lubią chodzić swoimi drogami i zwyczajnie mogą sobie nie życzyć, aby je dotykano. Jeśli zwierzę się zestresuje ma prawo syknąć, a nawet pokazać pazurki – uważa Kępka. – Takie kawiarnie służą temu, by przebywać z kotami, patrzeć na nie, ale nie narzucać się im. Jeśli już koniecznie chce się ich dotknąć, należy zapytać właściciela, w tym przypadku obsługę, który z kotków lubi głaskanie i będzie się czuł komfortowo. Dopiero wtedy można się do takiego czworonoga zbliżyć. Za to stanowczo odradzam branie na ręce.
Wszystko zależy od reakcji
– Nieodpowiednie zachowania najczęściej prowokuje dziecięca ciekawość. W gestii rodzica leży uświadomienie dziecku co wolno, a czego nie – uważa Ewa Krupińska, terapeutka i trener umiejętności wychowawczych. – Edukację w tej dziedzinie trzeba zacząć bardzo szybko, bo zdarza się przecież, że już kilkumiesięczne dziecko potrafi z premedytacją uderzyć czy pociągnąć za sierść pupila. Dalszy ciąg zależy od reakcji rodzica, który musi uświadomić, że zwierzę to nie rzecz. Niestety obchodzenie się ze zwierzętami to nie jest priorytetowa norma wychowawcza Polaków. A im starsze dziecko, tym gorsze i głębiej zakorzenione nawyki.
Z opinią terapeutki zgadza się nasz redakcyjny kolega Janek, tata kilkuletniego Adasia. – Dziecko uczy się wszystkiego codziennie. Ono nie wie, co jest dobre, co może kogoś boleć, a co nie. Chodzi nie tylko o zwierzęta, ale też ludzi. To my musimy mu dokładnie wytłumaczyć, co jest dobre, a co złe. Nie można mieć pretensji do malucha, że ciąga kota za ogon. Ono nie wie, że to boli. Kot w końcu jest taki miły w dotyku, jak misiek albo jak przytulanka. Pretensje trzeba mieć do rodziców, którzy nie potrafią odpowiednio zareagować, gdy dzieje się coś takiego jak w kociej kawiarni – uważa Jan.
W dyskusji zabrała głos też dziennikarka Ola, która czytając w internecie historię i komentarze na temat kociej kawiarni, przypomniała sobie o sytuacji sprzed kilku dni. – W Warszawie mieszkam blisko przedszkola, mijam je idąc z psem do parku. Z psem oczywiście na smyczy – bo jestem za niego odpowiedzialna, mimo że nigdy nikogo nie zaatakował ani nie ugryzł. Mija mnie matka z dzieckiem, wiek około lat 5-6. Matka rozprawia przez telefon, dziecko biega w odległości 50 metrów od niej, przy ruchliwej ulicy. Biegnie za moim psem, tupie na niego, krzyczy. Pies wystraszony, chowa się za moimi nogami. Staram się jak najszybciej odejść, żeby oszczędzić psu stresu. Dziecko dalej nas goni, również przez ulicę, mamusia dalej nie reaguje. W końcu po kilkuset metrach gehenny skręcam w bramę i uciekam. Czy to jest normalne? Gdyby pies się odwinął i ugryzł dziecko, czyja by to była wina? Z pewnością moja, nie mamusi, co gada przez telefon – kwituje Ola.
Terapeutka Ewa Krupińska też odniosła się do incydentu w Gdyni.
– Najgorsze w tej sytuacji prawdopodobnie jest to, że wielu rodziców ma do takiej kawiarni podejście „usługowo-roszczeniowe”, czyli płaci i wymaga. Dobrego ciasta, ciepłego napoju i przymilnego kota, będącego na wyposażeniu kawiarni. Idąc tym konsumpcyjnym tokiem myślenia, może to nie dzieci powinno się uczyć odpowiedniego zachowania, tylko koty? – ironizuje terapeutka.
Kto jest winny? Internauci i eksperci nie mają wątpliwości: rodzice. Bezrefleksyjnie wymagający od lokalu świadczenia im usług w postaci serwowania pozycji z karty, ale także zabawiania ich dzieci. Rodziny wejdą, zjedzą i wyjdą. A koty? Zostaną, czekając na kolejnego klienta, który "płaci, więc wymaga". Oby tylko kawiarnia, mająca być mekką czworonogów i ich wielbicieli nie odniosła odwrotnego efektu – czyli nie zraziła kocich "pracowników" do człowieka.