Jest mamą i tatą jednocześnie. "Tak naprawdę dziecko potrzebuje jednej osoby"
Maciej Lisowski prowadzi znaną agencję New Age Models, prywatnie jest tatą 5-letnich bliźniaczek: Madzi i Małgosi. Wychowuje je sam, ale jak podkreśla - nie czuje się samotny, mówi o sobie: samodzielny. Tę swoją samodzielność dokumentuje pod pseudonimem Matata (łączącym słowa "mama" i "tata"). Mnie zastanawia, czy w Polsce go za tę samodzielność i optymizm nie "zjedzą".
21.09.2017 | aktual.: 07.02.2019 15:48
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
– Nie wiem, czy to Małgosia czy Madzia - któraś wołając mnie, krzyknęła: "Matata!" – wspomina Maciek, kiedy siedzę naprzeciwko niego w siedzibie New Age Models. Wysoki, opalony brunet szczerze się uśmiecha. Ten uśmiech nie zniknie mu z twarzy ani razu podczas naszej rozmowy. Nawet, kiedy spytam o brak matki w życiu jego córek czy odstawanie od normy. Samotni ojcowie nie wychodzą przed szereg. W wypadku Maćka owo określenie w ogóle się nie sprawdza. – Nie sądzę, żebym wypełniał jakąś niszę – zaznacza. – Dużo dzieci wychowuje się z jednym rodzicem – mówi.
Lisowski rozstał się z partnerką zaraz po narodzinach bliźniaczek. Woli się jednak nie zagłębiać w ten temat. Mówi tylko, że Madzia i Małgosia zostały z nim według wcześniej przyjętych ustaleń. – Uważam się za samodzielnego tatę, nie samotnego. Bo nie jestem samotny. Dużo ludzi narzeka, że są samotni, częściej słyszy się, że matki wychowują samotnie dzieci. No Boże, nie jest łatwo. Są momenty, kiedy człowiek jest wykończony – słyszę. "Matata", jak nazwa wskazuje, pełni dwie funkcje w życiu córeczek. Na początku był bardziej "opiekunką, pielęgniarką i bodyguardem", kiedy skończyły 4 lata, Lisowski stał się ich przyjacielem. Dla jasności, stawia granice.
– Nie wychowuję dzieci z telefonem. Wszyscy tak żyją, chcą mieć święty spokój. Ja to rozumiem, mam pięciu chłopców w dwóch dziewczynkach – śmieje się. Małe mają w przedszkolu ksywę "Szarańcza". - Każda z osobna: "Wichura" i "Petarda". Naprawdę są bardzo żywe – opowiada. Tę żywotność postanowił w końcu udokumentować. Założył konto na Instagramie, które w tej chwili obserwuje 83 tys. osób. – A nie miałem pojęcia, jak się do tego zabrać... Mimo tego, że jestem szefem agencji modelek, to "oldschoolowy" facet ze mnie. Zaczynałem w latach 90. i nadal mam kajet. Jakoś czuję się bezpieczniej – wyjaśnia.
Po Instagramie przyszła myśl, że może warto założyć bloga. – Ale blog mi się nie podobał, trzeba zjeżdżać, "rolkować" – żartuje Lisowski. – Bardziej przypadł mi do gustu portal dedykowany ojcom. Potem stwierdziłem: Trzeba jeszcze wszystko nagrać. Zorganizowaliśmy kamery i powstał pierwszy odcinek serialu "Matata" – mówi. Zwiastun można obejrzeć w sieci, zainteresowały się nim media. Pytam wprost, czy o to zainteresowanie chodzi Maćkowi. – Moim celem jest pokazać, że się da, że można naprawdę być szczęśliwym i realizować siebie – stwierdza. No dobrze. – Zawsze chciałeś być ojcem? – zastanawiam się. I dostaję taką odpowiedź: "Tak! Jestem Rakiem. To bardzo rodzinny znak, ja lubię dom, lubię mieć wokół siebie ludzi. Czuję się nieswojo, jak dzieci wyjadą. Niby mam 10 minut radochy, ale zaraz jest już pusto…".
Nie wierzę za to, że widział siebie w roli rodzica-singla. Przez chwilę Maciek milczy. – Oczywiście, myśląc o rodzinie, miałam przed oczami mamę, tatę i dzieci – stwierdza wreszcie. Czekam aż zacznie wymieniać "minusy" stanu, w którym się znajduje, jednak mówi mi tylko o "plusach". – Dzieci nie są wychowywane w awanturze… Uważam je za bardzo otwarte. Ale to chyba kwestia energii – przekonuje. I rygoru. Bo Maciej to ojciec wymagający. – Nie ma tak, że dzieci jedzą, kiedy chcą i idą spać, jak im się zachce. Jest godzina 8:30 wieczorem, paciorek i do łóżka. Koniec. A bycie mamą i tatą naraz? Matata to tylko nazwa. Zacytuję Audrey Hepburn: Każdemu dziecku wystarczy jedna osoba, której będzie mogło się zwierzyć i która da mu miłość. I to wystarcza – uważa. On zdaje się mieć całe pokłady miłości.
– Ale dzielenie się na pół dla jednej i drugiej to wyzwanie, bo choć są w tym samym wieku, mają różne potrzeby i charaktery. Nie zapomnę tego nigdy, jak kupiłem dwie hulajnogi, poszliśmy do Parku Skaryszewskiego, jedna poleciała w prawo, druga w lewo. A ja nie wiedziałem za którą pierwszą się rzucić. I tak jest codziennie – mówi.
Chcę wrócić do początków. Kiedy dziewczynki się urodziły, słyszał: "Jak ty sobie dasz radę?". Odpowiadał, że normalnie. Po prostu wiedział, że tak będzie. Przykładowo, potrafił w 12 minut, z zegarkiem w ręku, wykąpać córki, ubrać je w piżamy i utulić do snu. – Taśmowo – żartuje. – Zdarzyło się, że przypadkiem umyłem włosy jednej dwa razy. Tak się zamyśliłem. Druga położyła się z brudną głową – opowiada. Maciek wtedy i dziś może liczyć na pomoc z zewnątrz. – Ale koniec końców, ja ponoszę odpowiedzialność. Myślę, że takie życie to kwestia dobrej organizacji. Ludzie reagują na nas pozytywnie. Nawet panie w przedszkolu śmieją się, gdy widzą, jak córki się na mnie rzucają – przyznaje.
Wszystko, co mówi mi Lisowski brzmi dobrze. Nawet za bardzo. Dziewczynki widzą przecież, że ich rówieśnicy żyją inaczej. Mają mamy. Pierwiastek kobiecy nie jest przecież bez znaczenia. Ale i na to "Matata" znajduje odpowiedź. Stwierdza, że przez 17 lat prowadzenia agencji modelki "przez palce przerzucił tabuny nastolatek". – Musiałem być powiernikiem, psychologiem, słuchać o rozstaniach z chłopakami, a nawet zrywać w imieniu dziewczyny – wylicza. Jest jedno "ale". Matka właśnie. – Wytłumaczyłem córkom, że mamusia jest i że jeśli kiedyś będą chciały się z nią spotkać, nie ma żadnego problemu. Przyjęły to na klatę – kwituje tę kwestię tata Małgosi i Madzi.
No dobrze, teraz Lisowski zwraca na siebie uwagę, pokazując ojcom, że mogą sobie świetnie radzić, nie ograniczając się do jednej roli. Jego życie toczy się jednak w Warszawie, w bogatej dzielnicy. A Polska na pewno się w niej nie zaczyna, ani nie kończy. Maciek wie chyba do czego piję. – Nigdy się nie przejmowałem tym, co ludzie o mnie mówią. Ja wiem, że nic złego nie robię nikomu tym, że mam szczęśliwe dzieci i to jest dla mnie najważniejsze – podkreśla. I zaraz mówi o tzw. "hejcie". – W naszym kraju jest tak, a nie inaczej. Powiem na przykładzie modelek - wielką popularnością w Brazylii cieszy się Gisele Bundchen. Ludzie traktują ją tam jak boginię, widziałem na własne oczy. A u nas taką Anję Rubik biorą za "chudą i brzydką"... Lubimy zdeptać, kiedy coś jest lepsze, fajniejsze – ocenia.
Podobne zdanie ma na temat stereotypów o samotnych rodzicach. "Samotny" wywołuje u niego tylko jedno skojarzenie: smutny. – A ja się nie smucę i nie cierpię – zaznacza. – Kończę o 16 pracę, o 17 odbieram dziewczyny i do 21 jesteśmy cały czas razem, non stop. Nie mam kiedy myśleć o czymś innym, bo dzieci dają coś tak fajnego, że jestem tu i teraz. Nie ma problemów, nie istnieje nic innego. Boję się tylko wojny i złych ludzi. Ale trzeba być pozytywnym – radzi. Co jeszcze by powiedział ojcom? – Nie myśleć o tym, co będzie jutro. Dzięki temu przetrwałem – kwituje.