Jest stres - nie ma kreatywności
Kiedy mamy problem lub wymagające zadanie, słyszymy: "trzeba się spiąć", "musimy być twardzi". Tymczasem to właśnie świadome rozluźnienie się jest wówczas dużo bardziej bezpieczne i skuteczne, twierdzi Grzegorz Wierchowiec, autor metody Mind&Move®. W rozmowie z Jolantą Pawnik opowiada, jak poradził sobie ze stresem w swoim życiu.
11.07.2017 | aktual.: 12.07.2017 12:20
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Jolanta Pawnik: Świat wokół nas pełen jest poradników, blogów, vlogów i kursów, które mają pomóc wyeliminować stres z naszego życia. Stres otoczony jest złą sławą, uważany za winowajcę chorób, brak kreatywności czy wypalenie zawodowe. Pan mówi coś zupełnie odwrotnego.
Grzegorz Wierchowiec: Na moich szkoleniach uczę ludzi, jak stresować siebie i innych (śmiech). Jak stresować - nie jak uciekać przed stresem lub redukować stres, obniżać poziom stresu czy też jak się relaksować po stresującym dniu, tylko jak mądrze i umiejętnie stresować się w trakcie dnia. Istnieją bowiem naukowe badania, które mówią jasno, że to nie stres sam w sobie jest źródłem różnego rodzaju chorób. Ich przyczyną okazuje się być przekonanie, że stres nam szkodzi – a to zupełnie co innego. Sam poczułem to ok. 12 lat temu, trenując sztuki walki, a konkretnie obserwując, jak efekty treningu (w którym nie ucieka się przed stresem, tylko wręcz przeciwnie – np. w trakcie sparingów – wywołuje się go i potęguje) przekładają się na moje coraz lepsze funkcjonowanie w obliczu korporacyjno-biznesowej presji.
Zanim jednak do tego doszło, przez całe lata miałem problem z konstruktywnym funkcjonowaniem w obliczu stresu. Zdarzyło mi się np. zaniemówić podczas ostatniej rekrutacyjnej rozmowy w sprawie wymarzonej pracy. Wcześniej też najprostszym sposobem, by wyprowadzić mnie równowagi i zestresować, było powiedzenie mi, bym się uspokoił, kiedy wykazywałem żywsze reakcje w trakcie rozmowy. Jako dziecko mówiłem: "sam się uspokój", jako dorosły już nie mogłem tak swobodnie wyrażać emocji, więc zacząłem je tłumić. Długo nie mogłem zrozumieć, dlaczego tak reaguję. Pomógł mi trening sztuk walki, gdzie pewien nauczyciel wytłumaczył, dlaczego mam wykonywać te wszystkie ćwiczenia w nowy – więc na początku "niewygodny" i "nienaturalny" sposób. Jako podstawową zasadę wpajał mi trzy słowa: "działaj, nie reaguj".
Zdradzi pan, jakie to sztuki walki?
To trening tradycyjnych chińskich sztuk walki, a konkretnie tzw. "wewnętrznych systemów". Za najbardziej wartościowy system, z tych które miałem możliwość poznać i który ćwiczę do dziś, uważam yiquan (uczony w Polsce wg oryginalnego przekazu przez Andrzeja Kalisza). W mojej opinii jest on najbardziej efektywny za sprawą prostych metod treningowych i nowoczesnej, odwołującej się do zachodniej wiedzy i kultury, narracji. Jednak nie tylko w yiquan, ale we wszystkich tradycyjnych systemach silny nacisk kładzie się nie tylko na rozwój fizyczny (koordynacja ruchów, siła i szybkość), ale też na mentalny rozwoju adeptów (odporność psychiczna, stabilność emocjonalna w obliczu zagrożeń). Ten drugi aspekt w mojej opinii we współczesnym świecie jest dużo ważniejszy, bo bardziej przydatny pod kątem praktycznego wykorzystania i niemal od samego początku znalazł się w centrum mojego zainteresowania.
Dobrze pamiętam, jak zacząłem o tym myśleć w taki właśnie sposób. Kluczowy był projekt realizowany dla firmy SAP i pomysł, za który jako copywriter w agencji reklamowej dostałem Brązowego Lwa w Cannes w 2005 r. To ten projekt i ta nagroda pchnęły moje życie zawodowe na nowe, znacznie lepsze tory. Sam pomysł przyszedł mi zaś do głowy pod prysznicem. Było to w 2004 r., w szary lutowy poranek. Do pracy chodziłem wówczas na 9, więc musiało to być ok. 7. Pomysł dosłownie… do mnie przyszedł, gdy się wreszcie, mimo presji, rozluźniłem. Nie wymyśliłem go, nie wypracowałem ani nie wpadłem na niego - on po prostu pojawił bez wysiłku. Wtedy było w tym jeszcze sporo przypadku, ale potem takie "przypadki" nauczyłem się regularnie prowokować.
Sztuki walki ćwiczyłem wówczas od 5 lat. I w tamtym właśnie czasie zacząłem notować zadziwiającą dla mnie samego poprawę efektywności mojej pracy przy coraz mniejszym trudzie, który w nią wkładałem. Im bardziej rozluźniałem się dzięki specyficznym, przebudowującym moją motorykę ćwiczeniom (które zacząłem adaptować tak, aby można je było wykonywać niepostrzeżenie w biurze), tym bardziej byłem rozluźniony w obliczu zadań wymagających kreatywności.
Ponieważ nie wszyscy o tym wiedzą, pozwolę sobie wyjaśnić, że sednem treningu, który mnie wówczas tak wciągnął i pasjonuje do dziś, jest właśnie umiejętność zrównoważonego rozluźnienia się w trudnych sytuacjach. Chodzi w nim o to, aby skupić się na zrównoważonej postawie ciała i specyficznym łagodnym napięciu mięśniowym, a skołatana psychika sama podąży w stronę równowagi za nimi. Zamiast się bić z własnymi wzburzonymi myślami, wystarczy pozwolić, by sprzężenie zwrotne "ciało-umysł" samo łagodnie załatwiło sprawę.
Czy takie same efekty możemy osiągnąć, uspokajając oddech, licząc do dziesięciu? Metod na rozluźnienie jest sporo.
Różnica jest niewielka, ale fundamentalna. O nieco inny typ rozluźnienia bowiem chodzi. Od dzieciństwa jesteśmy uczeni czegoś wręcz przeciwnego. Gdy mamy problem lub wymagające zadanie, słyszymy: "musimy się spiąć", "trzeba być twardym, zwartym i gotowym" oraz inne podobne bzdury. Tymczasem to świadome, precyzyjne rozluźnienie się (zrównoważone, z wyczuciem – bez nonszalancji, nie chodzi też tu o bezwład) jest wówczas dużo bardziej bezpieczne. Choćby z powodu, że daje znacznie większą szybkość reakcji. Osoby spięte potrzebują dwa razy więcej czasu, by działać, gdyż muszą się najpierw rozluźnić, a potem napiąć w nowej pozycji, adekwatnie do sytuacji. Tymczasem osoby rozluźnione od razu przechodzą do drugiej fazy. Ponadto dzięki temu, że są rozluźnione, w dużo mniejszym stopniu targa nimi wyczerpująca także ciało gonitwa myśli. Nie tylko szybciej dostrzegają niebezpieczeństwo, ale też i drogi wyjścia z kryzysu - do tego jeszcze mają większy repertuar zachowań - na które zawsze stać je w trudnych sytuacjach.
Jak świadome rozluźnienie się wpłynęło na pana podejście do pracy?
Im bardziej na luzie byłem w pracy, tym swobodniej ją wykonywałem. Im swobodniej ją wykonywałem, tym bardziej na luzie do niej podchodziłem, chętniej poświęcając jej czas i uwagę. To przekładało się na coraz lepsze efekty. Czując, że do niczego nie muszę się zmuszać, odczuwałem jako coraz mniej dokuczliwą zewnętrzną presję. Pracowałem z coraz większą swobodą i miałem coraz lepsze, coraz bardziej kreatywne efekty. W końcu mój dorobek został zauważony przez ludzi z branży.
Mijały lata, a ja dalej trenowałem oraz samodzielnie tworzyłem nowe ćwiczenia, by coraz pełniej czerpać korzyści z ćwiczeń w życiu codziennym. Praca i pokonywanie trudności przestały być dopustem bożym - stały się zaś przygodą. W pracy w trudnych sytuacjach (gdy trzeba było wymyśleć coś na szybko lub rozładować trudną sytuacje z klientem) miałem zazwyczaj mówić do moich współpracowników, a potem podwładnych: "Co za piękny stres i okazja do szukania relaksu. Z drinkiem w dłoni pod palmą rozluźni się każdy. Prawdziwą sztuką jest rozluźnić się w takiej sytuacji, jak ta dziś…" (śmiech). Oni widząc, że to działa po krótkim czasie przestawali z tego kpić, jak to oczywiście początkowo mieli w zwyczaju. Niektórzy zaczęli pytać, co konkretnie mają w takich sytuacjach robić?
Teraz po 12 latach wciąż szukam i zamieniam na coraz prostsze ćwiczenia, to, co jest istotą sztuk walki, a co jest tak przydatne w codziennych sytuacjach. Od 2012 r. prowadzę szkolenia antystresowe, na których uczę osoby (zarówno z bliskich mi zawodowo agencji reklamowych i mediowych, ale też bardziej odległych firm, instytucji, fundacji czy NGO-sów) rozluźniania się według metody bazującej na moich osobistych doświadczeniach, przetestowanej na moim własnym ciele w obliczu coraz bardziej wymagających wyzwań (ale też coraz liczniejszej grupie osób biorących udział w moich zajęciach).
Co radzi pan wszystkim walczącym ze stresem? Od czego powinni rozpocząć pracę, by był dla nich źródłem rozwoju, a nie hamulcem?
Podstawowa rada, od której zaczynam moje szkolenia, zanim przystąpimy do ćwiczeń, jest bardzo prosta, ale w naszej kulturze, w mojej opinii nie do końca oczywista. "Spójrzcie z życzliwością, a nawet sympatią na błędy, które dziś przydarzą się wam w drodze do upragnionego celu". Brzmi prosto, ale we wdrożeniu w życie tak niestety nie jest. W procesie wychowywania za popełnianie błędów byliśmy tak czy inaczej karani.
Świetnie opisuje to w swojej książce "Gdzie ci mężczyźni" Philip Zimbardo. U niemal wszystkich osób dorosłych obserwuję, że gdy coś się nam nie uda, jest to prawie zawsze powód do wstydu, a przynajmniej poważnego zakłopotania. Nawet w sytuacjach bez znaczenia. Z tego też powodu często nie przyglądamy się sobie i swojemu postępowaniu, z pasją natomiast szukamy błędów u innych. Po prostu najczęściej nie chcemy widzieć swoich mankamentów, choć największą korzyść przyniesie nam ich świadomość, kontrola i eliminowanie.
To bardzo ważne, ponieważ zauważenie swojego błędu i spokojne wyeliminowanie go to stuprocentowa gwarancja dokonania progresu w dowolnej dziedzinie. Od skali błędu zależy oczywiście rozmiar naszego postępu. Jednak nawet te najmniejsze życiowe progresy sumują się z czasem w wielkie zmiany.
Redukując lęk przed błędami, zmniejszamy strach przed sytuacjami, które są dla nas z jednej strony trudne, ale z drugiej strony pozwalają nam zmienić swoje życie na lepsze (np. rozmowa o podwyżce, awans). Im mniejszy strach w takich sytuacjach, tym mniejszy stres w przewlekłej postaci. Im mniejszy przewlekły stres, tym większy dystans do siebie i łatwość eliminowania błędów, itd, itd. Koło się zamyka i zaczyna się toczyć w pożądanym dla nas kierunku. Na moich szkoleniach uczę, jak zakręcić tym kołem po raz pierwszy.
Grzegorz Wierchowiec pracował w czołowych polskich agencjach reklamowych i domach mediowych. Zdobył wiele nagród i wyróżnień branży. Jest autorem szkoleń, wystąpień i wykładów. Od 17 lat trenuje sztuki walki, adaptując ich zasady w codziennej pracy zawodowej według autorskiej metody MIND&MOVE®.
Partnerem artykułu jest Systane®