Kamil był dzieckiem, gdy jego mama zniknęła. "Prawda o niej powoduje, że codziennie mam koszmary"
Agnieszka Wójtowicz ma 22 lata, kiedy pewnego wieczoru zostawia syna pod opieką swoich rodziców i znika. Mały Kamil po raz ostatni widzi mamę żywą, gdy jest czterolatkiem. Dopiero po upływie dwóch dekad odkryje prawdę o jej losach. Informacje, które otrzyma, sprawią, że nie będzie mógł spać.
16.09.2021 15:42
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Po 1998 roku życie państwa Wójtowiczów zmieniło się nie do poznania. Co dokładnie stało się z panią Agnieszką, pozostanie zagadką przez kolejnych 20 lat. Przełomem w sprawie okaże się opublikowanie przez Kamila swojej historii na facebookowej grupie "Zaginieni przed laty". Internauci pomogą dorosłemu, osieroconemu w przeszłości mężczyźnie, odkryć prawdę o matce.
"Gdzie jest mama?"
– Gdy dorastałem, cały czas myślałem o mamie. Chciałem ją odnaleźć, ale nie było żadnego punktu zaczepienia. Nie wiedziałem, od czego zacząć, nie miałem pojęcia, że jest gdzieś pochowana, w bezimiennym grobie – mówi Kamil Wójtowicz w rozmowie z WP Kobieta.
Jako czteroletni chłopiec trafił pod opiekę dziadków i został u nich do końca dzieciństwa. W 1998 roku jego mama wyszła z domu i nigdy do niego nie wróciła. – W ogóle mamy nie pamiętam. Nie przypominam jej sobie. W domu nie było rozmów na temat jej losów, przynajmniej nie ze mną. Jako dziecko czasami zapytałem się dziadków, gdzie jest mama. To wszystko – wyznaje 27-letni dziś mężczyzna.
Choć kilkulatek nie mógł szukać matki, robiła to jego babcia. Kilka miesięcy po zniknięciu Agnieszki Wójtowicz, 15 maja 1999 r. na Śląsku, w okolicy Żywca, przypadkowy mężczyzna znalazł ciało kobiety. Stęskniona rodzina zaczęła się zastanawiać, czy to może być ich Agnieszka, choć mieszkali w Iwinach koło Bolesławca (woj. dolnośląskie), oddalonym od Żywca o 300 kilometrów.
Zobacz także
– Moja babcia czuła, że to może być ona. Jej podejrzenia się nasiliły, kiedy dostała kartkę z Żywca. List był tak skonstruowany, jakby pisała go moja mama. W treści były informacje, że żyje i ma się dobrze i że niedługo wróci. Na papierze miały być ślady krwi – tłumaczy Kamil.
Sabina Wójtowicz, babcia Kamila poszła z tą kartką na policję i poprosiła o badania DNA. Chciała porównać materiał genetyczny znalezionych w Żywcu zwłok ze swoim. Policjant powiedział jednak, żeby dała sobie z tym spokój, bo to koszt 10 tysięcy złotych, które trzeba wydać z prywatnej kieszeni. - Niech lepiej zatrzyma pani gotówkę dla dziecka – powiedział jej wówczas mundurowy.
Klikając TUTAJ można pomóc Kamilowi w zbiórce na ekshumację zwłok
"Madam N.N."
W 2018 roku, dokładnie w 20. rocznicę odkrycia zwłok kobiety w Żywcu, Hubert R. Kordos, stojący za blogiem "Bez Przedawnienia" opublikował materiał, który zatytułował "Madam N.N". Nie wiedział jeszcze wtedy, że mówi o Agnieszce Wójtowicz.
W swoim artykule poinformował o okolicznościach znalezienia zwłok. "Były nagie, jedynie na głowie miała ciasno założony foliowy worek" – napisał. Dodał, że na terenie, na którym je odkryto, znajdowały się jeszcze spodnie, sweter, zużyta prezerwatywa, niedopałki papierosów, bilet komunikacji miejskiej oraz włosy. Ciało denatki leżało w betonowym zbiorniku, który w przyszłości miał stać się szambem.
Do makabrycznego odkrycia przyczynił się mężczyzna, który spacerował na tych terenach. Szukał działki w okolicy jeziora Międzybrodzkiego oraz Soły. O swoim znalezisku poinformował funkcjonariuszy Komisariatu Policji w Gilowicach – podaje na swoim blogu Kordos.
Autor artykułu o kobiecie z Żywca zareaguje kilka lat później na wpis Kamila Wójtowicza na Facebooku i przyczyni się do poznania przez niego prawdy o mamie.
"Wierzyłem, że ona żyje"
– Któregoś dnia znajoma powiedziała mi o grupie na Facebooku "Zaginieni przed laty". Odezwałem się do nich i poprosiłem, aby opublikowali mój apel o pomoc w odnalezieniu mamy. Miałem wówczas jeszcze nadzieję, że ona żyje, że zobaczy wpis i się do mnie odezwie – tłumaczy Kamil Wójtowicz.
Odezwali się natomiast znajomi jego mamy sprzed lat i przyjaciel, z którym kiedyś była blisko. To on przekazał mężczyźnie bezcenne pamiątki w postaci kilku fotografii, które Kordas skojarzył później z portretem pamięciowym denatki z Żywca, sporządzonym przez specjalistów z poznańskiej Akademii Medycznej na potrzeby śledztwa.
– Po trzech godzinach od publikacji postu i zdjęć odezwał się do mnie autor materiału o "Madam N.N.". Powiedział mi, że ta kobieta może być moją mamą. Zasugerował, abym to sprawdził. Zgadzało się kilka szczegółów: moja mama miała bliznę po cesarskim cięciu, ta kobieta również. I rysopis się mniej więcej pokrywał – powiedział nam 27-latek.
Później wszystko potoczyło się lawinowo. Kamil skontaktował się z policją, która pobrała materiał DNA Sabiny Wójtowicz do badania. Wyniki przyszły pocztą w kwietniu 2020 roku.
– Przeczytałam, że kobieta znaleziona w Żywcu to moja mama… Zrobiło mi się smutno. Miałem nadzieję, że to nie ona. Wierzyłem, że mama wciąż żyje… Teraz znam prawdę, która jest bardzo brutalna… Śni mi się to po nocach cały czas. Dzisiaj też mi się śniło. Ciężko mi się pogodzić z prawdą. Trudno mi z nią funkcjonować – wyznał Kamil.
Mężczyźnie w tej chwili najbardziej zależy na sprowadzeniu ciała matki do Złotoryi. Chciałby pochować ją na tutejszym cmentarzu, przy wujku. Tyle że Wójtowicza nie stać na ekshumację zwłok i ich przeniesienie, stąd zbiórka założona przez administratorów "Zaginionych przed Laty". Dotychczas uzbierano dwa tysiące, a potrzebne jest pięć.
Kamil Wójtowicz dalej ma zamiar walczyć o ustalenie, kto zabił jego mamę. – Za takie coś powinna być kara. Jeżeli po takiej zbrodni można dalej chodzić wolno, to po co jest człowiek? – powiedział.