Kiedyś obciach. Dzisiaj wszyscy oglądają "Love Island" i "Hotel Paradise"
Polacy nie czują wstydu, że oglądają takie produkcje. Ekspert ma na ten temat swoją teorię. - Przyznawanie się do tego, że oglądamy "Hotel Paradise" nie jest obciachem jak kiedyś. Można powiedzieć, że robimy to trochę ironicznie, dla żartu. Mamy swoje ludzkie, zwykłe grzeszki - mówi w rozmowie z WP Kobieta socjolog Michał Lutostański.
Polsat i TVN7 po raz kolejny mocno stawiają na rozrywkę, czyli na programy "Love Island. Wyspa miłości" i "Hotel Paradise". Dwa formaty, w których zadaniem uczestników jest pozyskanie miłości i dotrwanie do finału. Skandale, seks, miłość, rywalizacja - tak w skrócie można opisać widowiska, które przyciągają rzesze fanów. Ich oglądalność pokazuje tylko, jak duże było zapotrzebowanie na formaty reality-show.
Światowym hitem stał się program Netfliksa "Love is blind", w którym uczestnicy rozmawiali ze sobą przez ściany i mieli się w sobie zakochać tylko na podstawie osobowości, wspólnych rozmów. Tym programem zafascynowały się miliony ludzi na całym świecie.
Sama nie raz i nie dwa wkręciłam się w tego typu produkcje. Oglądam "Love Island. Wyspa miłości" i widziałam "Love is blind", ponieważ są wciągające i jak to się potocznie mówi "odmóżdżające". Nie ukrywam, że jest to świetny relaks na koniec dnia.
Coraz chętniej rozmawiamy o programach reality-show
Jeszcze kilka lat temu przyznawanie się do zamiłowania do tego typu rozrywki było obciachem. Nie rozmawialiśmy o tym publicznie, nie dzieliliśmy się wrażeniami na taką skalę, jak robimy to obecnie. Dzisiaj jest kompletnie odwrotnie! Media społecznościowe zalane są memami z kadrami z programów, ludzie chętnie komentują posty w sieci i dyskutują między sobą, komu kibicują, a komu wręcz przeciwnie. Czasem nawet spotykają się na wspólne oglądanie finałowych odcinków.
- Podstawowym sposobem zanegowania ukrytej fascynacji jest jawna fascynacja. To jest zjawisko społeczne. Fani tych programów nie wstydzą się, że je oglądają, bo widocznie nie ma czego się wstydzić. Jak się kształtuje wartość? Jeśli pięć osób mówi, że coś jest ciekawe i fajne, to jak przyjdzie szósta, powie to samo. Masa zawsze wyzwala konformistyczne reakcje. Ci ludzie znajdują w tym przyjemność - mówi w rozmowie z WP Kobieta medioznawca, Maciej Mrozowski.
Ekspert nie ma jednak wątpliwości, że to formaty, które najczęściej oglądają młodzi ludzie.
- Mnie osobiście te programy nudzą. Wydają mi się głupie i wulgarne. One są przejawem pewnej zmiany kulturowej, której doświadcza młode pokolenie żyjące coraz bardziej życiem pokazywanym w mediach społecznościowych. Tam każdy ma swoją małą scenę, na której chce występować. Te programy są poligonem. Obserwujemy, co zyskuje aplauz i sympatię widzów, a co spotyka się z dezaprobatą. Są to punkty odniesienia dla młodych ludzi. Młode pokolenie nie ma wiary w siebie, wewnętrznego kompasu - dodaje.
- Z mojego pokolenia nikt tego nie ogląda, z pokolenia mojego syna też. Największą część tej widowni stanowią z pewnością młodzi ludzie, którzy jeszcze nie rozpoczęli dorosłego życia lub wydaje im się, że w nie weszli. Ktoś, kto ma pewne bariery psychologiczne, z pewnością będzie oglądał te programy, aby utwierdzić się w przekonaniu, że jest ponad tym. W ten sposób poczuje się wyższy. Inni obserwują, kto wygrywa i dlaczego. Kto osiąga coś w rodzaju sukcesu społecznego - dodaje Mrozowski.
"Guilty pleasure", czyli grzeszne przyjemności, które ma każdy z nas, kiedyś były tematem tabu. Dzisiaj mówimy o nich światu. Czasem z przekąsem, czasem z żartem, ironią, ale nie ukrywamy, że je mamy i sobie na nie pozwalamy.
Szybkie tempo życia sprawia, że potrzebujemy prostej rozrywki
To trochę tak jak z disco polo: nikt nie słucha, ale wszyscy znają. Parę lat temu fani tej muzyki wstydzili się mówić o tym, czego słuchają i nie chwalili się publicznie, co mają na swojej playliście. Z pewnością nie raz powiedzieli na głos, że oni to disco polo nie słuchają, a na weselu pierwsi wyśpiewali z pamięci wszystkie hity Boysów czy Zenka Martyniuka.
Od kilku lat jest "społeczne przyzwolenie" na słuchanie tej muzyki. Telewizja Polska regularnie organizuje i promuje twórców tego nurtu. Dzięki temu Polacy zobaczyli, że nie ma nic złego w słuchaniu Zenka, że to jest fajne i modne, bo telewizja to pokazuje. Teraz ludzie bez problemu przychodzą na koncerty organizowane przez Telewizję Polsat czy TVP. Ba! Większość z nich jest w stanie zapłacić za bilet, aby pobawić się przy muzyce ulubionego muzyka.
Fanką disco polo wciąż nie jestem, ale dokładnie tak samo ten mechanizm działa w przypadku programów reality show. Kto by się pochwalił kilka lat temu, że ogląda mało ambitne programy o poszukiwaniu miłości i seksie? Myślę, że byłoby mało chętnych. Dzisiaj część osób mówi, że ogląda, ale: że przecież nie traktuje tego serio, że zerknie czasem, aby się pośmiać. Inni mocno interesują się losami uczestników, kibicują swoim faworytom i są mocno zaangażowani w przebieg programu. I nie ma w tym nic złego!
- Jakiś czas temu posiadanie tych grzesznych przyjemności było elementem wstydliwym. Dzisiaj mówienie o nich pokazuje nasze ludzkie oblicze i autoironię. Przyznawanie się do tego, że oglądamy "Hotel Paradise" nie jest obciachem jak kiedyś. Można powiedzieć, że robimy to trochę ironicznie, dla żartu. Samo posiadanie zainteresowań bliższych kulturze niższej czy śledzenie takich programów jest czymś, do czego się przyznajemy. Bo pojawiło się przyzwolenie społeczne. Mamy swoje ludzkie, zwykłe grzeszki - mówi w rozmowie z WP Kobieta socjolog Michał Lutostański.
Nie jest tajemnicą też, że w ostatnich latach zwiększyło się tempo naszego życia. Mamy sporo bodźców, chcemy lepiej, bardziej. Pracujemy też znacznie więcej, a do domu wracamy wykończeni. Często ostatnie, o czym myślimy to poczytanie książki, czy obejrzenie ambitnego filmu. Chcemy rozrywki, która nie wymaga od nas wiele.
- Prostota rozrywki jest pewnym resetem intelektualnym. W tym trudnym okresie, jaki mamy od lutego, to moment zajęcia się czymś, co nie jest ambitne, jest potrzebne z psychologicznego punktu widzenia. W ten sposób wyłączamy myślenie i odrywamy się od tej codzienności, która może być przytłaczająca - dodaje Lutostański.