Blisko ludziKobiety, które mają odwagę powiedzieć: mąż mnie bił

Kobiety, które mają odwagę powiedzieć: mąż mnie bił

Wiem, że to brzmi idiotycznie, ale początkowo jego zazdrość odbierałam jako dowody miłości. To był początek piekła, z którego na szczęście udało mi się wyrwać — zwierza się Anna. Była bita, prześladowana i poniżana przez partnera, który próbował odebrać jej ich wspólne dziecko. Dziś, jako mediator pomaga innym. Specjalizuje się w sprawach rodzinnych.

Ingrid Hintz-Nowosad

Wiem, że to brzmi idiotycznie, ale początkowo jego zazdrość odbierałam jako dowody miłości. To był początek piekła, z którego na szczęście udało mi się wyrwać — zwierza się Anna. Była bita, prześladowana i poniżana przez partnera, który próbował odebrać jej ich wspólne dziecko. Dziś, jako mediator pomaga innym. Specjalizuje się w sprawach rodzinnych.

Anna ma 40 lat. Kiedyś była fotomodelką, startowała w regionalnych wyborach miss. Nie było mężczyzny, który nie zwróciłby na nią uwagi. Tak zresztą jest do dziś. Mimo że nie jest już nastolatką, to wciąż jest atrakcyjną, wysoką blondynką. Jest osobą kontaktową, ma własne zdanie i wydawać by się mogło, że kto jak kto, ale ona powinna zawsze dać sobie radę w życiu. Pech chciał, że się zakochała, a nawet mocno pokochała.


On potrafił przepraszać

— Człowiek, który kocha, trochę inaczej patrzy na rzeczywistość — mówi. Od zawsze marzyła o tym, żeby mieć męża i dzieci, stworzyć kochającą się rodzinę. Niestety nie miała szczęścia.

Brutalne zachowania swojego partnera początkowo odbierała jako dowody miłości, a później za każdym razem go tłumaczyła i wybaczała. — On się tak zachowuje, bo mnie kocha — powtarzała. W tym przekonaniu utwierdzały ją koleżanki, które zazdrościły pięknych bukietów kwiatowych, przysyłanych jej do pracy z przeprosinami. — Zrywałam z nim wielokrotnie, ale on naprawdę potrafił przepraszać — przyznaje ze smutnym uśmiechem. Przepraszał za awantury urządzane kobiecie z powodu chorobliwej zazdrości. — Śledził mnie, podsłuchiwał, obserwował przez lornetkę siedząc na drzewie, kontrolował na każdym kroku, sprawdzał mnie nawet w pracy — wylicza.


Myślałam, że mnie zabije

- Po kolejnym naszym rozstaniu, naszedł mnie w mieszkaniu, które wynajmowałam. Jakimś cudem miał klucze, mimo że wcześniej mu je odebrałam. Pewnie dorobił. Akurat brałam kąpiel w wannie. Nagą, wywlókł mnie z niej za włosy. Krzyczał, wypytywał gdzie byłam, co robiłam, wyzywał i zaczął mnie bić. Wpadł w szał. Zakneblował mi usta, myślałam, że mnie zabije. Stłukł mnie do nieprzytomności. Potem wyszedł. Wrócił, przepraszał, mył mnie z krwi i znowu bił. Nie pamiętam ile to trwało. Na pewno kilka godzin. Gdy odzyskałam przytomność znowu go nie było. Cudem udało mi się uciec. Chwyciłam kluczyki do samochodu, założyłam szlafrok i boso wyszłam z mieszkania. Dotarłam do domu rodziców. On przyjechał za mną. Już czekała na niego policja. Został zatrzymany.

Byłam zupełnie sama

Anna jest typową ofiarą przemocy domowej. O tym co działo się w tzw. czterech ścianach jej domowego zacisza, zdecydowała się opowiedzieć szczerze, bo zainspirowała ją do tego ogólnopolska akcja pod hasłem Tydzień Pomocy Ofiarom Przestępstw (w tym roku każdy zainteresowany będzie mógł zgłosić się po fachową poradę w dniach 24 lutego – 1 marca). Zasadniczym celem tej inicjatywy jest zwrócenie uwagi na potrzeby i prawa osób pokrzywdzonych, które nie wiedzą, jak rozwiązać trudne życiowe sytuacje, gdzie szukać pomocy, do kogo mogą się zwrócić. 


— Gdy zaczynałam swoją "walkę" byłam zupełnie sama. Miałam duże zaufanie do policji i wymiaru sprawiedliwości. Naiwnie myślałam, że sprawa jest prosta. Przecież to ja jestem pokrzywdzona, wszyscy mnie od razu zrozumieją, pomogą — wspomina. - Byłam pobita, a nawet, o mało nie zostałam zabita, miałam obdukcję, dowody, same mocne argumenty. Prawda okazała się bolesna. Rozmowy na policji i w sądzie nie były łatwe. Czułam się jak natręt, który wymyśla i opowiada niestworzone rzeczy o niewinnym człowieku.

I kto tu jest ofiarą?

Jej partner zawzięcie walczył przed sądem i prawie udało mu się tam udowodnić, że to ona była w tym związku tą „złą. — Nie mogłam w to uwierzyć — mówi. To on złożył do sądu wniosek o ograniczenie jej praw rodzicielskich. – I sąd ten wniosek przyjął. Skierowano mnie z córką na badanie w Rodzinnym Ośrodku Diagnostyczno-Konsultacyjnym. Poszłyśmy, a on tam był.

Pracownica ośrodka – podobno psycholog, nie widziała nic dziwnego w tym, że i ja i córka będziemy badane w obecności naszego oprawcy. Powiedziała, że nie interesuje jej wyrok sądu, który skazał go prawomocnym wyrokiem za pobicie mnie „w brutalny sposób”. Prawie mnie wyśmiała, gdy powiedziałam, że nie czuję się w jego obecności na tyle bezpiecznie, by móc swobodnie poddać się badaniu.

Opinia wydana przez ośrodek była dla mnie niekorzystna. Wyszłam na histeryczkę, która nie chce współpracować… Załamałam się. Trafiłam do lokalnego Centrum Mediacji i Aktywizacji Społecznej. Tam prawnik pomógł mi napisać do sądu - sprzeciw do opinii z RODK. Sąd przyjął mój sprzeciw w całości. Przyznano rację, że poddanie wspólnemu badaniu z oprawcą naruszało moje prawa jako ofiary. Zdaniem sądu : "Trudno było w tej sytuacji wymagać, aby pozwana zachowywała się w naturalny sposób, pozwalający określić jej naturalne odruchy w odniesieniu do dziecka".

Były partner Anny został skazany za pobicie, kradzież i groźby karalne kierowane pod jej adresem, a ona odzyskała prawo do dziecka, które próbował jej odebrać. Udowodniła sobie i innym, że jest silna i potrafi walczyć, ale jak przyznaje w odpowiedniej chwili spotkała na swojej drodze ludzi, którzy ja wsparli i pomogli. Postanowiła, że to czego się nauczyła wykorzysta po to by pomagać innym. Została mediatorem. Specjalizuje się w sprawach rodzinnych.


Wierzyłam, że to moja wina

- Mąż uderzył mnie na drugi dzień po ślubie. Bo na kafelkach w łazience była smuga piasku z brudnych butów - wspomina Klaudia, dzisiaj pracownica jednego z Ośrodków Interwencji Kryzysowej w północnej Polsce. 34-latka była bita przez męża-prawnika przez 6 lat. - Jak już był w szale, to rzucał mnie na podłogę i siadał na mnie. Tak, żebym nie mogła się ruszyć i bił gdzie popadnie. Zawsze, za każdym razem jak dostałam, wierzyłam, że to moja wina, że mogłam umyć lepiej podłogę, wyprasować dokładniej koszulę.

W naszym związku, były też "miodowe miesiące”. - Piekł ciasta, gotował obiady, przynosił bukiety kwiatów - wspomina. - Było dobrze, ale tylko na chwilę. Gehenna wracała. Jak bumerang. Mówi, że nie opuściła męża po pierwszym pobiciu, bo wierzyła, że ten w końcu "zrozumie". - Byłam przekonana, że skoro miał ciężkie dzieciństwo, bo miał ojca alkoholika, to nie jest to jego wina. Nie myślałam o sobie. Siłą napędową była córka. Wiele rzeczy zrobiłam dla niej, nie chciałam, żeby się wychowywała w przemocy. Bałam się też o jej bezpieczeństwo - opowiada Klaudia, która jest dzisiaj w trakcie rozwodu. Czeka na rozstrzygnięcie sprawy w sądzie o znęcanie się psychiczne i fizyczne nad nią i córką. Domaga się też eksmisji swojego oprawcy z domu.

Klaudia apeluje do wszystkich kobiet, które są w podobnej sytuacji:- Otwórzcie oczy! Przestańcie wierzyć w zapewnienia oprawców, że się zmienią. Nie liczcie na "lepsze jutro”. Przerwijcie tę gehennę. Są instytucje i wspaniali ludzie, którzy wam pomogą. Tak jak mi.

Bitych jest 800 tys. kobiet

Każdego roku ok. 800 tys. kobiet w Polsce doświadcza dwóch rodzajów przemocy - fizycznej i seksualnej, ok. 150 zostaje zamordowanych w wyniku tzw. nieporozumień domowych.

Biją prawnicy, lekarze, politycy, dziennikarze, biznesmeni. Przemoc domowa to zjawisko, które nie dotyczy tylko środowisk patologicznych, lecz często występuje także w tzw. „porządnych rodzinach”. Za ofiarami nie wstawiają się świadkowie tej przemocy, sąsiedzi, znajomi, przyjaciele.

W Polsce utarło się przekonanie, że przemoc fizyczna stosowana w domowych konfliktach to prywatna sprawa małżonków. Dane są alarmujące: co trzeci Polak (38 proc.) zna co najmniej jedną rodzinę, w której dochodzi do rękoczynów. Co drugi nie reaguje na krzyki dochodzące zza ściany, bo uważa, że "w prywatne sprawy rodziny nikt obcy nie powinien się wtrącać" (badania Millward Brown SMG/KRC, 2011).

Przemoc seksualna

Z badań wynika, że w 80 procentach sprawcą przemocy seksualnej jest partner. Statystyki pokazują, że najczęstszym jej rodzajem jest właśnie gwałt w małżeństwie. Nie ma jednak na ten temat zbyt wielu danych, ponieważ kobiety boją się zgłaszać na policję w obawie przed konsekwencjami ze strony sprawcy.

Tu znajdziesz pomoc

Telefon interwencyjny dla kobiet doświadczających przemocy fundacji Feminoteka działa od 2009 roku. Mogą się do nas zgłaszać kobiety doświadczające przemocy fizycznej, psychicznej, seksualnej i ekonomicznej.

- Dyżury prowadzimy trzy dni w tygodniu, we wtorki, środy i czwartki. Odbieramy średnio 5 telefonów na dyżur – mówi Wirtualnej Polsce Jolanta Gawęda z Fundacji Feminoteka. - Sprawy są bardzo różne, niektóre panie potrzebują długiej wspierającej rozmowy, inne (tych jest więcej) mają konkretne pytania. Pytają o uregulowania prawne, o swoje możliwości działania. Podstawowe kwestie (takie jak podanie odpowiednich paragrafów, skierowanie do najbliższej placówki pomocowej itp.) rozwiązują osoby dyżurujące na telefonie. W przypadkach bardziej złożonych proponujemy konsultacje z prawniczką. Oferujemy również spotkania z psycholożką. Aby mieć możliwość przyjęcia jak największej ilości pań, a równocześnie zapewnić im należytą pomoc, wprowadziłyśmy limit trzech godzinnych spotkań na osobę.

Numer telefonu: 731 731 551. Czynny we wtorki, środy i czwartki w godzinach 13 -19.

Ingrid Hintz-Nowosad/(gabi/sr), kobieta.wp.pl

ZOBACZ:

Kto najczyściej pada ofiarą przemocy domowej?

POLECAMY:

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (90)