Blisko ludziKobiety, które przeżyły katastrofę World Trade Center

Kobiety, które przeżyły katastrofę World Trade Center

11 września 2001 roku miał być kolejnym dniem w biurze. Terroryści skierowali porwane wcześniej samoloty wprost na ich miejsce pracy. Dwie wierze runęły, a razem z nimi tragicznie zginęło kilkaset osób. Nielicznym udało się wyjść cało z zamachu. Tym kobietom udało się przeżyć, ale nie wszystkie historie zakończyły się szczęśliwie.

Magdalena Drozdek

11.09.2015 | aktual.: 11.09.2015 12:43

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Codziennie rano pokonywały kilka przecznic Nowego Jorku, by dotrzeć do pracy w Światowym Centrum Handlu. 11 września 2001 roku miał być kolejnym dniem w biurze. Terroryści skierowali porwane wcześniej samoloty wprost na ich miejsce pracy. Wieże runęły, a razem z nimi tragicznie zginęło kilkaset osób. Nielicznym udało się wyjść cało z zamachu. Tym kobietom udało się przeżyć, ale nie wszystkie historie zakończyły się szczęśliwie.

Łącznie w wyniku wszystkich czterech katastrof lotniczych zginęło ponad 2900 osób. Wśród nich byli też Polacy. Dla rodzin ofiar była to największa życiowa tragedia, wspomnienia o zamachu nigdy nie wyblakły.

Wśród tych, którym udało się przeżyć są niezwykłe kobiety, których życie już nigdy nie było takie same.

Kobieta z popiołu

Marcy Borders w momencie zamachu miała 28 lat. W biurze Bank of America, ulokowanym w jednej z wież, pracowała zaledwie miesiąc. Gdy samolot uderzył w budynek kobieta, mimo polecenia szefa, by zostać na miejscu, rzuciła się do ucieczki.

- Nie mogłam tam zostać, cały budynek się trząsł. Widać było jak przez okna wypadają krzesła, sprzęt biurowy i jak teraz wiadomo – ludzie. Tego dnia myślałam, że to niemożliwe, że to byli inni pracownicy. Byłam przekonana, że jest ze mną coś nie tak – wspomina Borders. Zbiegła na dół w momencie, w którym runęła południowa wieża.

- Wszędzie miałam rany. Za każdym razem gdy brałam oddech moje usta zapełniały się pyłem. Dławiłam się, nie widziałam nawet swojej ręki – dodaje.

Na dole wpadła na fotografa Stana Hondę, który uwiecznił ją na zdjęciu, które dziś uważa się za symbol tamtej tragedii. Kobietę od tej pory nazywano „Dust Lady”. Ten dzień zaważył na jej późniejszym życiu. Borders wspominała w wywiadach, że przeszła kilka operacji, uzależniła się nawet od kokainy. Na każdym kroku była przekonana, że ktoś chce ją zabić. W 2011 roku odebrano jej prawa rodzicielskie i kobieta poszła na odwyk. 3 lata później wykryto u niej raka żołądka. Wielokrotnie powtarzała, że to zamach przyczynił się do jej choroby, bo wcześniej nigdy nie chorowała.

Dust Lady zmarła 28 sierpnia tego roku.

Przerwane obowiązki

Michelle Cartier pracowała 40 pięter niżej od Borders. Przeczuwała, że ten dzień nie będzie należał do najlepszych, ale nie spodziewała się, że skończy się tragicznie dla tak wielu osób. Była koordynatorką w jednej z firm brokerskich. Po wejściu do biura usiadła przy komputerze, by przeczytać e-maile z wieczora. Rutynowe obowiązki przerwało jej drżenie budynku.

- Pamiętam jak siedziałam przy biurku, następne co pamiętam, to jak rusza się podłoga. Komputery wysiadły, całe piętro natychmiast ewakuowano – wspomina w filmie poświęconym ocalonym.

Brat kobiety także pracował w sąsiedniej wieży. Mężczyzna przed śmiercią zdążył jeszcze zadzwonić do ich drugiego brata, który przyjechał szukać Michelle w tłumie spanikowanych pracowników. Po latach kobieta przyznaje, że James w jakiś sposób przyczynił się do tego, że przeżyła. Dzięki temu telefonowi, brat mógł ją odnaleźć i zaopiekować się nią, gdy zawaliła się druga wieża.

Sumienie ocalałej

Na tym samym piętrze co Dust Lady pracowała Anne Koster. Udało jej się uciec, ale nigdy się z tym nie pogodziła. Wciąż uważa, że nie zasłużyła na życie i wspomina swoich przyjaciół, których pogrzebały gruzy.

Widziała bujające się żarówki i odpadające od sufitu kafle. Szef kazał wszystkim uciekać. Zbiegła 40 pięter niżej, tam odezwała się jej astma. Kilka poziomów niżej złapał ją strażak, który dał jej maskę z tlenem. Koster udało się dostać na dół. Po schodach biegła boso, w szaleńczym biegu połamała palce stóp. Budynek zawalił się tuż po tym, jak wybiegła na ulicę.

- Nigdy nie pogodziłam się z ich śmiercią. Czuję się winna – wspomina po latach.

Mąż zdecydował, że musi zabrać żonę z miasta. Myślał, że zmiana otoczenia pomoże jej w pogodzeniu się z tragedią jej współpracowników. Kobieta o swoich przeżyciach z 11 września opowiedziała dopiero w 10. rocznicę katastrofy.

Drugie życie Polki

Wśród tych, którym udało się uciec z biurowców była też Leokadia Głogowska. Pracowała na 82. piętrze, kiedy w pierwszą wieżę wbił się samolot. Jak uważa, w przeżyciu pomogła jej wiara.

Tego dnia siedziała przy swoim biurku, kiedy nagle usłyszała huk. O 8.46 wieża zaczęła przechylać się na bok.

- Całe szczęście, że nie wdziałam samolotu, to spotęgowałoby tylko panikę – opowiada po latach.

W ucieczce liczyły się sekundy. Samolot wbił się zaledwie 10 pięter wyżej. Głogowska przyznaje, że nie myślała, że przeżyje.

- Nie zważałam na dym i zaczęłam biec do klatki schodowej. Wszędzie było pełno dymu – dodaje.

Jak wspomina, nie widziała, by ktokolwiek uciekał z wyższych pięter. Uważa, że reszta pracowników czekała na wytyczne zarządu WTC w sprawie ewakuacji. Oczekiwanie przypłacili życiem.

md/ WP Kobieta

Komentarze (6)