Malowane buty od Henryka Stażewskiego
Miłośniczki mody w kolekcji Andy Rottenberg z pewnością zauważą kolorowe buty, które zresztą zdobią okładkę katalogu poświęconego aukcji. One również – podobnie jak każde z dzieł kolekcji – ma swoją niepowtarzalną historię.
_- Te buty odkąd pamiętam stały u niego w mieszkaniu. Któregoś razu, gdy przyszłam do niego, spojrzał na nie i mówi do mnie: „Anda chyba będą na ciebie dobre, bo ty masz duże stopy” (śmiech). Były dobre. Ucieszyłam się bardzo z tego prezentu, bo mi się wówczas nie przelewało. Pojechałam w nich na wystawę „Konstrukcji w Procesie” do Łodzi. Był rok 1981 i nic nie było w sklepach. Nie tylko butów nie było, ale makaronu też nie, sukienek również. Jak ja mogłam się na ten wernisaż ubrać? Tak jak mogłam przy odrobinie wyobraźni. Miałam kretonową spódnicę i jakiś sweterek. Tak się złożyło, że odziedziczyłam futro po babci, które miało przetarte rękawy. Obcięłam je i przerobiłam na pelerynę. Tak ustrojona udałam się na tę „Konstrukcję”. _